Nie z tego świata: sezon 12, odcinek 22 – recenzja
Kim jesteśmy, zapytał w tytule przedfinałowy odcinek dwunastego sezonu Nie z tego świata. W przypadku Winchesterów padła odpowiedź: jesteśmy tacy, jakimi ukształtowało nas życie (a czasem nie-życie), jesteśmy tymi, którzy kopią tyłki złym, a w bonusie – jesteśmy tymi, którzy przytulają się, cali we flaneli.
Kim jesteśmy, zapytał w tytule przedfinałowy odcinek dwunastego sezonu Nie z tego świata. W przypadku Winchesterów padła odpowiedź: jesteśmy tacy, jakimi ukształtowało nas życie (a czasem nie-życie), jesteśmy tymi, którzy kopią tyłki złym, a w bonusie – jesteśmy tymi, którzy przytulają się, cali we flaneli.
Może sytuacja braci Winchester pod koniec There’s something about Mary nie była tak tragiczna, jak w pewnym komiksie, gdy koledzy chcieli spłatać figla rysownikowi i w przedwakacyjnym odcinku zamknęli mu głównego bohatera w stalowej skrzyni na dnie morza, niemniej – nieciekawa. Zatrzaśnięci w Bunkrze bez prądu, wody i z wypompowywanym powietrzem, na dokładkę razem z Toni Bevell oraz z przykrą świadomością, że brytyjscy Ludzie Pisma przeprogramowali ich matkę na zabójcę bez serca, Winchesterowie znaleźli się w kropce. Pewne było jedynie to, że nie poddadzą się zbyt szybko, a scenarzysta Robert Barens na szczęście im w tym pomógł, nie stosując rozwiązania, którego użył wspomniany rysownik, gdy przyszło mu ratować swego komiksowego bohatera z tarapatów (co uczynił jednym zdaniem: wiadomym sobie sposobem bohater wydostał się ze skrzyni). Kolejne próby wydostania się z Bunkra spalały na panewce, ale dostarczały niezapomnianych wrażeń.
Zaklęcie wymagające dziewiczej krwi (nie wiadomo dlaczego w tym momencie Sam i Dean spojrzeli na lady Toni) i obejście „dziewictwa” krwi przez oczyszczanie rozbiły się o blokadę magii założoną na zamki przez Mr Ketcha. Heroiczna walka z murem za pomocą kilofów (i gogli) roztrzaskała się o twardość owego muru, ale przyniosła nam niezapomniany widok zmachanych, przybrudzonych braci Winchester jedynie w podkoszulkach, jak i piękną braterską rozmowę o odejściu w „blasku chwały” w stylu Butch i Sundance, dzięki czemu Dean wpadł na szalony pomysł użycia wyrzutni granatów i cytowania Szklanej pułapki. Tak, proszę Państwa, granatnik w końcu został wykorzystany w zacnym celu i uwolnił uwięzionych, choć przy okazji nieźle poturbował nogę starszego Winchestera.
Chwali się, że pierwszym, co zrobili Sam i Dean po uwolnieniu się, było natychmiastowe telefonowanie do znajomych łowców z ostrzeżeniem, że brytyjscy Ludzie Pisma pragną ich zgładzić. Niestety, nie wszystkich udało się ostrzec na czas, a serce widzów zamarło w momencie, gdy przeprogramowana Mary Winchester stanęła na progu Jody Mills (Kim Rhodes). Na szczęście okazało się, że Jody nie jestw ciemię bita i to Mary skończyła jako jej więzień. Na nieszczęście lady Toni przyznała, że jednak (a przecież tylko dlatego wciąż żyła) nie potrafi przeprogramować jej w drugą stronę. Mimo to Dean nie tracił nadziei, a Sam zapału, rekrutując ocalałych amerykańskich łowców (w tym Walta i Roy’a, którzy niegdyś wsławili się zastrzeleniem obu braci), w naturalny sposób i z pełnym poparciem starszego brata obejmując przywództwo i w imię instynktu samozachowawczego prowadząc sprzymierzonych na siedzibę brytyjskich Ludzi Pisma.
Od tego momentu fabuła Who we are rozdzieliła się na wątki – całkiem zgrabnego ataku łowców na siły wroga, całkowicie zadziwionych tym faktem, choć uzbrojonych po zęby, oraz próbę ratunku Mary przez Deana, która zawiodła go w głąb jej umysłu i okazała jedną z najbardziej wzruszających scen sezonu dwunastego, ba, być może nawet całego serialu. Nie od dziś wiadomo, że Jensen Ackles czuje się w podobnych, emocjonalnych i chwytających za gardło scenach jak ryba w wodzie, więc i tym razem nie zawiódł. Wiadomo, że gdy Dean płacze męską pojedynczą łzą, widownia płacze wraz z nim, i to bardziej obficie. Zwłaszcza słysząc jego słowa – że nienawidzi matkę i jednocześnie ją kocha (bo inaczej nie potrafi), że jej umowa z Azazelem wyrządziła wiele zła, zwłaszcza Samowi (choć i jemu się mocno obrywało, o czym nie wspomniał), ale po trochu ją rozumie, jako że przez lata sam nie stronił od układania się o życie najbliższych, a najważniejsze - że jej wybacza. Przy napisach początkowych Who we are powinno znaleźć się adnotacja – bez chusteczek nie podchodź, tym bardziej, że do emocjonalnej przemowy Deana w trakcie odcinka dołączyły dwa mocne, Winchesterowskie uściski – podwójny z Samem i potrójny z Samem i Mary.
Prócz wzruszeń, w odcinku nie zabrakło doskonale zaaranżowanych strzelanin, walk i bójek, zarówno w Bunkrze (bezpardonowe starcie pomiędzy Deanem a Arthurem Ketchem, zakończone – jakże słusznie, przez obudzoną ze złego snu Mary Winchester), jak i w fortecy brytyjskich Ludzi Pisma, gdzie trup słał się gęsto, nie tylko wśród Brytyjczyków, na pierwszy plan wysunęła się bojowa szeryf Mills, a Sam, nadzwyczaj rozsądnie, nie podjął współpracy z wrogiem, nawet w obliczu wieści o powrocie Lucyfera.
W wyniku wspomnianych strzelanin i walk pożegnaliśmy się z wszystkimi znanymi nam brytyjskimi Ludźmi Pisma: zimną jak lód lady Antonią Bevell (Elizabeth Blackmore), psychopatycznym MrKetchem(David Haydn-Jones) i jędzowatą dr Hess (Gillian Barber), a angielska inwazja na Stany została zatrzymana, przynajmniej na pewien czas, bo kto wie, ilu jeszcze BMoL-i czai się na Wyspach.
Swoja drogą, byłby to doskonały finał sezonu – jak keks naładowany pomyślunkiem, szczyptą humoru, emocjami, wzruszającymi przemowami, rodzinnymi uściskami, zacnymi walkami i śmiercią tych złych (oraz kilku dobrych, acz mniej istotnych),znakomicie punktujący to, co w Supernatural najlepsze. Niestety, została jeszcze kwestia Lucyfera, Kelly i lada chwila mającego urodzić się nefilima (oraz czuwającego nad nim Castiela), pilnie domagająca się, nomen omen, rozwiązania.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat