Nie z tego świata: sezon 12, odcinek 4 – recenzja
Nie z tego świata od dawna nie jest jedynie serialem o polowaniu na wszelkiej maści stwory, choć odcinki z „potworami tygodnia” rzadko zawodzą. Epizody bywają skomplikowane i warstwowe niczym cebula (bądź kremówka, zależy co kto lubi), a czasami okazuje się, że największymi potworami są ludzie, nie zawsze psychopatyczni, a zdawałoby się - normalni.
Nie z tego świata od dawna nie jest jedynie serialem o polowaniu na wszelkiej maści stwory, choć odcinki z „potworami tygodnia” rzadko zawodzą. Epizody bywają skomplikowane i warstwowe niczym cebula (bądź kremówka, zależy co kto lubi), a czasami okazuje się, że największymi potworami są ludzie, nie zawsze psychopatyczni, a zdawałoby się - normalni.
American Nightmare jest właśnie opowieścią o złych ludziach, którym – mimo głoszonych frazesów i przekonaniu o własnej słuszności – po prostu brakuje dobroci w sercu. I człowieczeństwa, o które przez lata walczyli bracia Winchester, czasem u innych, a czasem u samych siebie.
Kobieta ze stygmatami. Ubiczowanie. Śmierć w kościele wśród przerażonych wiernych. Początek American Nightmare przywołuje klimat niepokojącej opowieści religijnej i chociaż z czasem okazuje się, że nie o stygmaty czy opętanie tu chodziło, wątek religijny przewija się przez cały odcinek. Kilkakrotnie spotkaliśmy się z motywem ludzkiego zła w Nie z tego świata (choćby w The Benders), ale tym razem owo „zło” zostało powiązane z fanatyzmem. Podobno fanatyk religijny dowolnego wyznania przejawia podobną aktywność mózgu co terrorysta, choć nie mam pojęcia, który fanatyk i terrorysta zgodzili się na badania porównawcze. Jednak zgadzam się z samą konkluzją – każdy fanatyzm jest dla mnie złem wcielonym, a fanatyzm z nadużywaniem imienia Boga na ustach – tym bardziej.
W American Nightmare mamy do czynienia z prawdziwym koszmarem – z człowiekiem święcie przekonanym, że otaczają go sami bezbożnicy, którzy zasługują jedynie na karę i potępienie (choćby to była najbliższa rodzina), a on w tej karze i potępieniu chętnie Bogu dopomoże. Ewentualnie pomoże innym wspólnie zejść z tego padołu łez, by sięgnąć Nieba. Czyż to nie brzmi koszmarnie? Chciałabym rzec, że osobiście nie znam ludzi tego pokroju, ale bym skłamała. Może nie tak fanatycznych jak Petersonowie, ale gdyby pozwolić im rozwinąć skrzydła, strach byłoby się bać. Dlatego American Nightmare zrobił na mnie piorunujące wrażenie i wywołał niepokój, jakiego dosyć dawno w Supernatural nie zaznałam. Niemal klaskałam Samowi, który z pasją wyrzucał, że to nie Bóg zabił córkę nadmiernie religijnej rodziny, lecz oni sami przez swą „pobożną” głupotę. A nie wiedział jeszcze wszystkiego…
Ogółem intryga odcinka snuła się w przyzwoity sposób, podpowiadając mylne tropy, a to wiedźmich czarów, a to obecności mściwego ducha, przy okazji dostarczając widzom kilku smakowitych „przebrań” braci Winchesterów, w tym agentów FBI, księży w koloratkach i służb społecznych w „przyzwoitych” swetrach. Ładnie zaakcentowano, że Dean cierpi po odejściu Mary, odrobinę wyżywając się na bracie i Bogu ducha winnym patologu, ale dzięki wymianie SMS-ów z rodzicielką, jednak odzyskuje spokój ducha, dochodząc do słusznego wniosku, że każdy potrzebuje trochę czasu dla siebie. Dialogi między braćmi iskrzą, ale w całkiem przyjemny sposób (choćby wymiana zdań na temat nowego naczynia Lucyfera – Vince’a Vincenta). Elementy komediowe, pojawiające się we wszystkich odcinkach Nie z tego świata, nawet tych mroczniejszych – obecne. Chociaż nie bardzo pojmuję, dlaczego zaliczono do nich kłopoty Deana z przejściem przez niziutkie ogrodzenie. Zabawne, ale – na Boga – starszy Winchester nie jest aż tak zniedołężniały. Natomiast miny obu braci, gdy spytano ich, czy znają Boga, okazały się bezcenne.
Prócz odrobiny komedii dostajemy także sporo empatii, zwłaszcza okazywanej przez Sama, doskonale rozumiejącego dole i niedole dziewczyny (o swojsko brzmiącym imieniu Magda), która była jednocześnie ofiarą i nieświadomym prześladowcą. Przy okazji uznanie dla gry młodziutkiej Palomy Kwiatkowski (aż chciałoby się napisać po polsku – Kwiatkowskiej). Ale większość American Nightmare to smutek, niepokój, cierpienie świadomie bądź nieświadomie zadawane ludziom przez innych i promyczek nadziei, który w końcówce odcinka zostaje zmiażdżony przez kolejnego fanatyka, uważającego się za prawego. Powiedzmy sobie bez ogródek – końcówka odcinka wywołała we mnie łzy i furię. A moja niechęć do brytyjskiego odłamu Ludzi Pisma, o ile to możliwe, jeszcze wzrosła.
Przejmującym motywem muzycznym American Nightmare były piosenki śpiewane przez Magdę (a w oryginale przez odgrywającą ją Palomę Kwiatkowski) – Down in My Heart i Joshua Fit the Battle of Jericho.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat