Nie z tego świata: sezon 15, odcinek 19 – recenzja
Przedostatni odcinek Nie z tego świata okazał się… ależ jaki przedostatni? Przecież właśnie zobaczyliśmy finał! Ale jak to finał - spyta ktoś? Ano tak - chyba że w ostatnim odcinku twórcy zaskoczą nas po raz kolejny. Załóżmy, że to finał…
Przedostatni odcinek Nie z tego świata okazał się… ależ jaki przedostatni? Przecież właśnie zobaczyliśmy finał! Ale jak to finał - spyta ktoś? Ano tak - chyba że w ostatnim odcinku twórcy zaskoczą nas po raz kolejny. Załóżmy, że to finał…
Zaczęło się od dosyć przerażającej wizji świata bez ludzi i zwierząt, wymarłego jak po epidemii supergrypy (kłania się Bastion Stephena Kinga) czy po wypstrykaniu wszystkich żyjących istot przez Thanosa (Avengers), z rosnącą rozpaczą po stracie Castiela. Biorąc pod uwagę panującą pandemię, większości widzów dreszcz przeszedł po kręgosłupie. Doprawdy, Chuck wymyślił szatańsko dotkliwą karę dla Winchesterów – już nie mają kogo ratować ani nawet z nikim porozmawiać (nie licząc pozbawionego mocy Jacka). Ba, nawet ich propozycja, że grzecznie pozabijają się nawzajem, byle tylko inni powrócili, nie spotyka się z aprobatą Chucka.
Wobec czego Dean tradycyjnie zapija rozpacz, Sam chadza po Bunkrze na bosaka, a Jack cierpi w milczeniu, lekko pochlipując. Znikąd pomocy, znikąd nadziei - nawet cudem odnaleziony psiak, któremu Dean nadaje imię Cud i pozwala na rozgoszczenie się w Impali, znika pstryknięty przez Chucka – swoją drogą stojący na polu Chuck niezwykle przypominał scenę z Pennywisem z To Kinga.
Utracona, wydawałoby się na zawsze, nadzieja pojawia się wraz z Michałem ukrywającym się w kościele pod własnym wezwaniem. Czy archanioł stanie po stronie Winchesterów i pomoże otworzyć księgę śmierci Boga?
W tym momencie w miarę spokojne oglądane Inherit the Earth – bo nikt nie spodziewał się hiszpańskiej Inkwizycji, czyli finału finałów, zarzuca nas nagłymi twistami scenariusza, wrzucając do koszyka kolejne postacie, z którymi już (częściowo na szczęście) zdążyliśmy się pożegnać, i żongluje nimi jak piłeczkami. Michał, Lucyfer, nowa Śmierć, śmierć Śmierci, zaklęcie wzywające Chucka, Chuck…
Gdy patrzyłam na straszliwe manto, jakie Chuck spuścił braciom Winchesterom, bolały mnie wszystkie kości. A oni wstawali jak wańki-wstańki, pobici i krwawiący (i śmiejący się, jakby stracili rozum). I przyznam, że dla mnie to symboliczne – bo Sam i Dean nigdy, przenigdy nie się nie poddają, co wydaje się zarówno piękne, jak i straszne. Lecz czy mieli w zanadrzu jakiś plan, czy po prostu dawali się pobić na śmierć bez przyczyny, byle tylko nie żyć w wymarłym świecie?
Powiem tylko tyle, że Chuck zasłużył na los, jaki go spotkał, Jack - na spełnienie wizji, a bracia na odrobinę wolności. Choć pozostało wiele pytań, na które możemy nigdy nie otrzymać odpowiedzi. Jakim cudem wieczny bajkopisarz, nie przewidział tego, co się wydarzy? Jak długo istota wszechmogąca może być „dobra”, nim jej się nie znudzi? Co się stało z „potworami” – wróciły razem z komarami i resztą tałatajstwa, bez którego spokojnie można by się obejść?
A jeśli to nie był finał?
A jeżeli to nie był finał i w ostatnim odcinku Nie z tego świata, zamiast oczekiwanych wspominek i sentymentalnej podróży przez minione lata, zostaniemy zaskoczeni po raz wtóry i wszystko, co wydarzyło się w Inherit the Earth, zostanie odwrócone o 180 stopni? Szczerze mówiąc – nie sądzę. Według mnie zaserwowano nam prawdziwy koniec, który zaskoczył nas jak zakapturzony bandytę niewinną ofiarę w ciemnym zaułku.
Czy jesteśmy nim usatysfakcjonowani? W pewnym sensie tak, chociaż po piętnastu latach oglądania Nie z tego świata, każdy z widzów z pewnością miał własną wizję zakończenia, niekoniecznie pokrywającą się z wizją scenarzystów. Za mało dramatu, krwi, potu i łez – powiedzą jedni. A czy choć sufler został żywy? – spytają drudzy. Obejrzę finał raz jeszcze i uśmiechnę się sama do siebie. O ile to rzeczywiście koniec i za tydzień nie spadnie na widzów kolejna hiszpańska inkwizycja.
Inherit the Earth okazał się jednym z najładniej nakręconych odcinków serialu. Piękne lokalizacje, ujęcia, zdjęcia, światłocień. Mnóstwo smaczków w nazwach (m.in. przemycono piwo z browaru Jensena Acklesa i nazwisko reżysera, Johna F. Showaltera w szyldzie warsztatu samochodowego). Dobrze słuchało się wplecionych w fabułę Get Together Youngbloods, jak i Running on Empty Jackson Browne w końcowych migawkach z życia braci i ich przyjaciół (oraz wrogów). Choć „Empty” w tytule piosenki w kontekście supernaturalnej Pustki nieco przeraża…
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat