Nierealne: sezon 1, odcinek 4 i 5 - recenzja
Nierealne to serial bardzo dziwny, bo ma ambicje zostać hitem HBO. Szkoda więc, że coraz gorszej jakości scenariusz psuje cały potencjał.
Nierealne to serial bardzo dziwny, bo ma ambicje zostać hitem HBO. Szkoda więc, że coraz gorszej jakości scenariusz psuje cały potencjał.
Nierealne po pięciu odcinkach odkryły swoje karty i niestety także liczne wady. Jak na serial HBO z wielkimi ambicjami tworzenia jakościowej rozrywki, brakuje czegoś na każdym etapie tworzenia historii. Joss Whedon jako scenarzysta wydaje się człowiekiem totalnie wypalonym, który przez Ligę Sprawiedliwości zapomniał, że tworzył świetne seriale i błyskotliwe dialogi. A to jeszcze jest etap, gdy pracował przed zwolnieniem, więc widać, kto odpowiada za wątpliwą jakość produkcji - za to, że tempo jest wolne, relacje pomiędzy bohaterkami nie istnieją, a one same nie wywołują żadnych emocji. Najgorsze jednak i tak są wszelkiej maści twisty, bo jak wychodzi nagle, że Maladie była przebrana za dziennikarkę, której nikt nie poznał przez okulary, to... wszystko robi się coraz mniej strawne. Pomijam fakt, że postać Maladie to nadal wielkie nieporozumienie wykorzystywane jako narzędzie do... w sumie nawet do końca nie wiadomo, bo pomimo pięciu odcinków ta fabuła nie ma żadnego głębszego sensu czy celu. Nie wiadomo, do czego ma to dążyć, więc Whedon i jego ekipa błąkają się po omacku, szukając odpowiedniej drogi. Na razie nic tutaj nie zgrywa się tak, jak powinno.
Weźmy za warsztat wątek o zdradzie w sierocińcu. Lucy odpowiada za śmierć Mary. Cała historia jest tworzona tak, że w tym danym momencie powinniśmy być przejęci. W napięciu mamy czekać na to, co dalej. Tylko że tutaj zawiodły podstawy. Prawdopodobnie w tym momencie wielu widzów po raz pierwszy usłyszy imię Lucy, a o żadnej więzi z bezimienną, pozbawioną znaczenia postacią z tła nie ma kompletnie mowy. Ten twist - to wielkie wyjawienie prawdy - pozostawia jedynie z totalną obojętnością, bez żadnych emocji. Być może zachowanie True w tym momencie to jedyny pozytywny aspekt, bo przynajmniej jej decyzje są zrozumiałe. Ta postać coś znaczy dla widza. Szkoda, że cały wątek jest popisem braku scenariuszowej i reżyserskiej ręki.
Zresztą problemy scenariuszowe i to w dodatku w tekście samego Whedona są kwintesencją 5. odcinka. Sprawiają wrażenie, jakby były napisane przez amatora, który przypadkiem wszedł do ekipy i nie wiedział, co tworzyła wcześniej. Ot tak, nagle panna True zaczyna co chwilę używać słowa "galanthi", a twórcy oczekują, że widz zrozumie, o co chodzi. Kłopot w tym, że to słowo nie padło wcześniej ani razu. Dalej - ni stąd, ni zowąd wprowadzono konflikt pomiędzy Amalią i Pennance. Bez żadnego wprowadzenia, fabularnego podbudowania. I nie zapominajmy o braku jakiejkolwiek konsekwencji, bo do tej pory postaci były przedstawianie jako najlepsze i najwierniejsze przyjaciółki, które skoczą za sobą w ogień. A tutaj nagle Pennance nie tylko mówi pierwszy raz o swojej religijności, ale też staje do otwartej wojny z Amalią. Po czterech odcinkach, które kompletnie nie dały ani ziarenka podbudowy, to nie ma to sensu. Nie ma za grosz zgodności z charakterem postaci i jakiejkolwiek wiarygodności, która pozwoliłaby nam coś poczuć. To, jak ten odcinek jest wyprany z emocji, jest wręcz przerażające.
Dlatego też koniec 5. odcinka z akcją na placu egzekucji jest przykładem na to, jak wszystko śpiewająco spaprać. Znów jest chaotycznie, twist z Maladie w roli dziennikarki i podmianką przy egzekucji jest zbyteczny i obojętny nam - tak samo jak postać, która nie ma żadnego celu w tym serialu. Najgorsze, że nawet akcja wypada przeciętnie, bez krzty energii i werwy.
5. odcinek pokazuje też bardzo banalne dialogi - zwłaszcza w pozbawionych motywacji rozmowach True i Adair. Brak konsekwencji i wprowadzanie motywów bez głębszego przemyślenia jest jednak tutaj kluczem. Dziwnie się ogląda romans Amalii z doktorem po tym, gdy publicznie mówili, że to był błąd. A ten odcinek wprowadził to bez żadnego przygotowania, co zmusza do zadania pytania: czy to tak miało być? Czy może ktoś tutaj coś mocno popsuł montażem, wykorzystując ujęcia z innych odcinków i łącząc to w tę chaotyczną historię?
Nierealne to serial coraz bardziej problematyczny. Wykonanie jest ok, utrzymuje standardy HBO, nawet gdy efekty specjalne zgrzytają (np. gdy widzimy tę dużą dziewczynkę w sierocińcu), ale pod kątem scenariusza i tworzenia historii jest coraz gorzej. Trudno ogląda się serial tworzony tak karkołomnie, że losy postaci ani ziębią, ani grzeją. A co dopiero misternie wprowadzane twisty z nimi związane...
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat