„Obłąkani” DVD – recenzja
"Obłąkani" ("Stonehearst Asylum") to film prowadzący widza na cienką granicę między normalnością a szaleństwem, gdzie niczego nie można jednoznacznie rozróżnić. I gdyby tylko tym się zajmował, mógłby być naprawdę świetną produkcją.
"Obłąkani" ("Stonehearst Asylum") to film prowadzący widza na cienką granicę między normalnością a szaleństwem, gdzie niczego nie można jednoznacznie rozróżnić. I gdyby tylko tym się zajmował, mógłby być naprawdę świetną produkcją.
„Stonehearst Asylum” to film Brada Andersona, twórcy słynnego „El Maquinista”. Reżyser podobnie jak w przypadku swojej wcześniejszej produkcji skupia się na temacie ludzkiego szaleństwa. Tym razem robi to jednak w sposób o wiele bardziej oczywisty, gdyż akcja „Stonehearst Asylum” rozgrywa się w domu dla psychicznie chorych.
Inspiracją do powstania filmu było opowiadanie Edgara Allana Poe pod tytułem „System doktora Smoły i profesora Pierza”, a jego fabuła jest zapewne koszmarem sennym każdego pracownika zakładu psychiatrycznego. Akcja „Stonehearst Asylum” rozgrywa się pod koniec 1899 roku. Do Stonehearst Asylum - znajdującego się na odludziu szpitala dla obłąkanych – przybywa młody lekarz Edward Newgatte. To właśnie tam chce on odbyć staż i zobaczyć, jak w praktyce wygląda leczenie umysłowo chorych. Jego szczególną uwagę zwraca jedna z pacjentek, Elisa Graves. Przypadkiem odkrywa też, że w szpitalu nic nie jest tym, czym z pozoru się wydaje, a jego mieszkańcy skrywają straszną tajemnicę.
Stonehearst Asylum jest niczym hotel z „The Shining”. To mroczna, odosobniona budowla, w której murach rozgrywają się przerażające wydarzenia. I chociaż Jack Torrance nie biega tam z siekierą za swoją żoną, to nadal jest ciekawie, a momentami i przerażająco. Leczenie osób chorych psychicznie na przełomie XIX i XX wieku w niczym nie przypominało obecnego, co świetnie widać w „Stonehearst Asylum”. Chorzy traktowani są jak więźniowie i króliki doświadczalne zarazem. Próby „złamania” pacjenta, by potem „odtworzyć go na nowo” to nic innego jak psychiczne i fizyczne znęcaniem się nad chorymi, niemogącymi się bronić ludźmi. Natomiast „leczenie” histerii u kobiet spokojnie można nazwać molestowaniem (i będzie to łagodne określenie). To właśnie jest znaczącym wątkiem w „Stonehearst Asylum” i motorem napędowym najważniejszych wydarzeń.
[video-browser playlist="681764" suggest=""]
„Stonehearst Asylum” łączą w sobie próbę stworzenia ciekawego filmu o ludzkiej psychice z thrillerem o efekciarskim zakończeniu. I właśnie z powodu tego drugiego dodatku film ostatecznie traci w oczach widza. Wystarczyłoby, gdyby produkcja skupiała się na tym pierwszym wątku i była opowieścią o tym, co uznajemy za szaleństwo, a co wydaje się nam normalne. Nie od dziś wiadomo, że granica ta jest cienka i delikatna. W miarę oglądania zaciera się ona prawie zupełnie. Trudno jednoznacznie stwierdzić, w czyj zdrowy rozsądek można tu wierzyć. Nikt nie jest ani postacią jednoznacznie dobrą, ani też złą. Przyznać trzeba, że Anderson w ciekawy sposób tworzy swoich bohaterów. W każdym z nich jest zarówno coś z ofiary, jak i oprawcy, z wariata i człowieka o zdrowym rozsądku. Wśród aktorów wyróżnia się oczywiście Ben Kingsley, który sprawdza się w swojej roli znakomicie. Przez to też film ogląda się z zaciekawieniem, a rozgryzienie bohaterów nie przychodzi nam łatwo.
I to wystarczyłoby w zupełności, na tym można by się było skupić i darować sobie niepotrzebne zwroty akcji kończące film. Owszem, jest to efektowne i zostawia widza z lekkim zaskoczeniem (zwłaszcza jeśli wcześniej niczego nie podejrzewał), ale jednocześnie odbiera obrazowi trochę z jego mocy. Bo oto na sam koniec motywacja głównego bohatera okazuje się oklepana i niekoniecznie aż tak ciekawa, a widz zaskoczony zakończeniem na bok odkłada refleksje, które wywołuje film.
Czytaj również: Oficjalnie: Będzie „John Wick 2″
Wersja DVD wydana została w zwykłym amarayu. Na płycie oprócz filmu znalazł się zwiastun (którego radzę nie oglądać przed seansem, bo psuje zabawę) oraz zapowiedzi innych produkcji. W opcjach odtwarzania do wyboru mamy lektora lub polskie napisy. Pod tym względem jest co najmniej ubogo.
Poznaj recenzenta
Monika RorógDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat