Ochroniarz – recenzja filmu
Ochroniarz przypomina nieco Szklaną Pułapkę z elementami Kevina samego w domu. Jednak brakuje mu ich lekkości i rozrywkowego podejścia.
Ochroniarz przypomina nieco Szklaną Pułapkę z elementami Kevina samego w domu. Jednak brakuje mu ich lekkości i rozrywkowego podejścia.
Eddie (Antonio Banderas) to filmowy twardziel z chrapliwym głosem i trudną przeszłością numer 120405. Od całej plejady identycznych protagonistów nie wyróżnia go właściwie nic. Banderas nie wnosi do tej roli niczego nowego - tę postać mógł zagrać ktokolwiek. Według pełnego hollywoodzkich zbiegów okoliczności scenariusza, nasz główny bohater zatrudnia się jako nocny stróż w centrum handlowym, obok którego akurat przejeżdża konwój FBI. Eskorta zostaje zaatakowana przez gangsterów i jako jedyna z życiem uchodzi mała Jamie (Katherine de la Rocha), świadek koronny w procesie przeciwko lokalnej mafii. Ściga ją grupa, której przewodzi Charlie (niezwykle niezainteresowany tym, co się dzieje Ben Kingsley). Znajduje ona tymczasowe schronienie w galerii. Budynek zostaje otoczony i Eddie, wraz z piątką współpracowników, musi dotrwać do przyjazdu policji. To wszystko spotyka go pierwszego dnia pracy.
Głównym problemem Security jest na wyrost poważne podejście do pracy. Banderas chodzi skwaszony i patrzy na wszystkich spode łba, wokół burza z piorunami, antagonista w kapeluszu rzuca groźnymi tekstami, ludzie giną - mocna rzecz. Szkoda, że równocześnie Eddiego otacza ekipa kreskówkowych ochroniarzy, którzy razem z nim budują kolorowe pułapki, jakich nie powstydziłby się sam Kevin McCallister, wykorzystując to, co mogą znaleźć w otaczających ich sklepach. Dodatkowo film został naszpikowany kliszami z (w większości) niższej klasy akcyjniaków. Tylko protagonista trafia w cel, pistolety mają po kilkadziesiąt nabojów i nie wymagają przeładowywania, samochody koziołkują wbrew wszelkim prawom fizyki, a główny bohater jest tak niezniszczalny, że gdyby musiał, to pewnie przyjąłby na klatę strzał z haubicy.
Ochroniarz oscyluje między poważnym filmem z szarą paletą kolorów a niemal komediowym filmem klasy B. Wykonanie jest przyzwoite. Technicznie wszystko gra, ale jednocześnie absolutnie nic go nie wyróżnia i nie czyni godnym polecenia. Gdyby Ochroniarz opowiedział się zdecydowanie po tej drugiej stronie, to może byłby na swój sposób wart zapamiętania. Trochę humoru, puszczanie oczka do widza, parę one-linerów, więcej pułapek zbudowanych z asortymentu dostępnego w galerii handlowej, kilka nierealistycznych, ale widowiskowych wybuchów i efekt byłby zgoła inny. Zresztą sam Banderas pokazał już nie raz, że potrafi być zabawny (np. w Niezniszczalni 3), natomiast jako smutny twardziel zwyczajnie nie działa, a w założeniu to na nim miał się opierać cały film.
Ochroniarza można puścić w nudny wieczór, żeby robił za szum w tle. Jednak bez wątpienia biblioteka Netflixa ma lepsze opcje. Ani zwykły odbiorca, ani fan nierealistycznych strzelanin z aktorami po pięćdziesiątce w rolach głównych nie znajdą tu niczego, czego nie widzieli już gdzie indziej, w lepszym wydaniu.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dawid KubiciusDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat