Opowieść podręcznej: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
Po poprzednim zwolnieniu tempa, w bieżącym odcinku akcja rusza do przodu całkiem gwałtownie. I tym razem nie tylko drugoplanowe koleżanki dają się ponieść emocjom, ale przede wszystkim sama Offred.
Po poprzednim zwolnieniu tempa, w bieżącym odcinku akcja rusza do przodu całkiem gwałtownie. I tym razem nie tylko drugoplanowe koleżanki dają się ponieść emocjom, ale przede wszystkim sama Offred.
Już od samego początku widz jest wprowadzony w dość intymną sytuację, jaką staje się kolejna partyjka gry w scrabble z panem Waterfordem. Choć rzecz wydaje się banalna, z pełną świadomością nazywam ją właśnie intymną – czuć wyraźnie gęstniejącą atmosferę, a między dwójką bohaterów zaczyna iskrzyć. Jednocześnie mamy poczucie, że wiele nas ominęło, bo oto Offred jak gdyby nigdy nic popija sobie drinka ze szklaneczki i zwraca się do Waterforda po imieniu. Więzi się zacieśniają, co szybko prowadzi do przypuszczenia, że między tą dwójką może dojść do czegoś więcej niż tylko beznamiętnej, comiesięcznej „ceremonii”.
Nie trzeba jednak długo czekać, by wszystkie te podejrzenia się rozwiały – pod koniec odcinka szarmancki Waterford ni stąd ni zowąd odsłania swoją prawdziwą twarz. To duże zaskoczenie, bo do tej pory postać skrupulatnie nadbudowywała swój wizerunek dżentelmena. Równie zaskoczona jest sama Offred i chyba dopiero ta sytuacja sprawia, że dziewczyna ostatecznie mobilizuje się do działania. Z jednej strony szkoda, bo cała relacja, jaką obydwoje budowali i którą osobiście lubiłam, została spisana na straty. Ale z drugiej jest to zapowiedź ogromnych zmian, które mogą wprowadzić mnóstwo dynamiki do serialu. Już teraz poznajemy drugą twarz June. I to dosłownie – jej pewna siebie mina, gdy u schyłku epizodu rozmawia z panią Waterford, nadaje całej postaci zupełnie nowy, dużo ciekawszy wyraz. Bohaterka bierze sprawy w swoje ręce, a idealnym tego przypieczętowaniem staje się jej spontaniczna decyzja o pójściu do łóżka z Nickiem.
Choć sceny łóżkowe pojawiały się w każdym z odcinków, nie można ich było nazwać autentycznymi i żywymi. Być może to dlatego ta bieżąca wręcz hipnotyzuje uderzającą z ekranu pasją i namiętnością. Kamera podąża za bohaterami i ukazuje najdrobniejsze skrawki ich ciała, uwypuklając każde muśnięcie, ściśnięcie i wzajemny dotyk rąk. Offred naprawdę dała się ponieść emocjom, pokazując się od nieznanej dotąd strony. Ryzyko tej akcji wzrasta dwukrotnie, bo chwilę wcześniej wyszło na jaw, że Nick jest Okiem, ale w tym momencie ani ona, ani my, jako widzowie, w ogóle nie zawracamy sobie głowy żadnymi konsekwencjami.
Wątek miłosny przebija się także wyraźnie w warstwach retrospekcji, które tym razem przybliżają nam początki związku June i Luke’a. Są one jakby odbiciem lustrzanym tego, co dzieje się w fabule bieżącej – na obu płaszczyznach mamy do czynienia zarówno z pożądaniem, jak i ze zdradą. I to nie tylko w dosłownym tego słowa znaczeniu – zdrady wobec komendanta dopuściły się także pani Waterford i Offred, które postanowiły skorzystać z alternatywnej możliwości zapłodnienia. Biorąc pod uwagę, jak dużo pozornie drobnych przesłanek okazuje się być dla serialu kluczowymi, tutaj też dostrzegam siłę symboliki – zaraz nastąpi zdrada systemu i otwarty konflikt z ludźmi u władzy. Bardzo dobrze się składa, bo właśnie na to przede wszystkim czekam!
W odcinku numer pięć powraca również Glena. Niestety – tylko na chwilę, ale za to w bardzo widowiskowym stylu. Dziewczyna jest gotowa na poświęcenie i jako pierwsza dokonuje otwartego ataku na służby, rozjeżdżając strażników kradzionym samochodem. Scena bardzo trzyma w napięciu, bo wiemy, że to nie ma prawa skończyć się dobrze. I rzeczywiście, nie kończy się – Glena zostaje władowana na pakę wojskowego samochodu i odwieziona w siną dal. Liczyłam na to, że lepiej ją poznamy i będziemy mogli częściej obserwować na ekranie, jednak zdaje się, że to by było na tyle. Szkoda, bo wydawała się bardzo interesującą postacią z bogatą przeszłością i chętnie zapoznałabym się z jej historią bliżej.
Twórcy serialu budują naprawdę niesamowite napięcie, w dodatku przy użyciu bardzo minimalistycznych ujęć i dyskretnej pracy kamery. Nawet w momencie, gdy na ekranie pojawiają się beztrosko idące do sklepu podręczne, w tle przewija się leżący trup bądź wisielec, skutecznie przypominający nam o tym, jak straszny jest to świat. Przerażająca jest też obojętność bohaterek – śmierć nie robi na nich większego wrażenia, bo spotykają się z nią na co dzień, co tym bardziej uderza siedzącego przed ekranem widza. The Handmaid's Tale umacnia swój wizerunek serialu brutalnego, mrocznego i zaskakującego. I robi to naprawdę z najwyższą klasą, w pełni angażując widza w rozgrywający się na ekranie koszmar.
Źródło: zdjęcie główne: Hulu
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat