

Skusił mnie tytuł oraz obecność Taraji P. Henson – aktorki, którą od lat podziwiam za jej niezwykle poruszające role w filmach, takich jak Ukryte działania czy Karate Kid. To artystka, która z ogromną siłą i autentycznością potrafi pokazać kobiece emocje w świecie pełnym trudności. Wiedziałam, że jeśli bierze udział w nowym filmie Tylera Perry’ego, to nie będzie to kino lekkie i przyjemne. Jednak to, jak głęboko Ostatnia kropla mnie poruszyła, zaskoczyło mnie całkowicie.
Główna bohaterka, Janiyah (Henson), to samotna matka kilkuletniej córeczki chorej na astmę. Już od pierwszych scen widzimy, że kobieta walczy z ubóstwem, niesprawiedliwością społeczną i ciągłym niepokojem. Produkcja nie owija w bawełnę – pokazuje życie bez filtrów, bez upiększeń. Mieszkanie, w którym żyją, nie spełnia nawet podstawowych warunków do wychowywania dziecka. A mimo to Janiyah codziennie daje z siebie wszystko. Jej postawa – niezłomna, cicha, wytrwała – stanowi jeden z najmocniejszych filarów filmu.
To, co szczególnie uderza, to skala nieszczęść, które spotykają bohaterkę w ciągu zaledwie jednego dnia. Od porannej kłótni z właścicielką mieszkania, przez trudną sytuację w pracy, aż po przypadkowy udział w wypadku samochodowym i kontakt z agresywnym policjantem – wszystko to składa się na obraz brutalnej rzeczywistości, w której żyje kobieta. Widz zadaje sobie pytanie: ile cierpienia może znieść jeden człowiek? Czy każda walka ma sens, skoro system i tak nie daje szans?
Wrażenie chaosu nie jest tu przypadkiem – Perry celowo kreśli świat, w którym codzienność przypomina walkę o przetrwanie, a nie życie. Co gorsza, kobieta, mimo że pracuje na dwa etaty, wciąż nie jest w stanie zapewnić córce podstawowych warunków do życia. Sama musi wybierać pomiędzy zakupem leków a opłaceniem rachunków. Mimo to potrafi podzielić się z innymi – daje pieniądze bezdomnemu, choć sama żyje na granicy przetrwania. To jeden z najbardziej przejmujących momentów filmu, pokazujący, że empatia nie zna statusu materialnego.
Perry nie unika także tematu przemocy instytucjonalnej i nierówności systemowych. W szczególności zapadła mi w pamięć scena z policjantem – mężczyzną pozbawionym szacunku, który zamiast pomóc, obraża i zastrasza. Na szczęście reżyser równoważy tę scenę postacią detektyw Kay Raymond, graną przez Teyana Taylor. To kobieta silna, empatyczna i wrażliwa. Nie ocenia – próbuje zrozumieć. Jej obecność wprowadza do filmu potrzebny oddech i nadzieję, że w świecie pełnym przemocy i wykluczenia mogą znaleźć się jednostki, które widzą więcej niż powierzchowność sytuacji.
Bardzo cenię sobie w filmie autentyczność emocji. Henson gra z niezwykłą szczerością – nie ma tu przesady, nie ma patosu. Jest za to prawdziwa rozpacz, bezsilność i zmęczenie. Jej desperacja w finale – gdy chwyta za broń i dokonuje dramatycznych czynów – jest nie tylko logiczną konsekwencją wcześniejszych wydarzeń, ale także metaforą ostatecznego upadku człowieka pozbawionego nadziei. To nie akt przemocy, lecz akt rozpaczy.
Film – choć momentami wydaje się przeładowany wątkami – trzyma w napięciu. Początek to emocjonalna bomba, która wciąga bez reszty. W drugiej połowie, gdy akcja przenosi się do banku, napięcie nieco słabnie, a tempo wyraźnie zwalnia. Miałam wrażenie, że magia, która przykuwała mnie do ekranu, zaczęła się ulatniać. Może przez statyczną scenerię, a może przez przesyt dramatycznych sytuacji. Jednak nie można oderwać się od ekranowej Janiyah – gra aktorki ratuje nawet te słabsze momenty dzieła.
Nie sposób nie zadać pytania: czy Ostatnia kropla byłaby równie mocna bez Taraji P. Henson? Moim zdaniem – nie. To jej obecność nadaje filmowi wiarygodność i głębię. Jej aktorska precyzja sprawia, że nawet najbardziej ekstremalne momenty wydają się realistyczne. Jej cierpienie – fizyczne, emocjonalne i psychiczne – przechodzi na widza i zostaje z nim na długo po zakończeniu seansu.
Mam jednak zastrzeżenia co do reżyserskiego balansu. W pewnym momencie Tyler Perry zdaje się gubić we własnej narracji – mnoży tragedie do tego stopnia, że zamiast współczuć bohaterce, zaczynamy kwestionować wiarygodność fabuły. Ile cierpienia można zepchnąć na jedną osobę, zanim przestanie to być emocjonalne, a stanie się jedynie przytłaczające? Na szczęście, im bliżej finału, tym reżyser lepiej zaczyna układać rozsypane wcześniej puzzle.

Końcówka – pełna napięcia, przewrotna, wręcz zaskakująca – z jednej strony zamyka historię, z drugiej pozostawia widza z ogromnym ładunkiem do przemyślenia. To jednak właśnie tej jednej rzeczy mi zabrakło – wyraźnej puenty. Film kończy się nagle, niemal brutalnie, bez chwili na refleksję, bez „oddechu” potrzebnego, by uporządkować emocje. Być może to celowy zabieg – pozostawić widza z rozdartym sercem i własnymi wnioskami. Ale osobiście czułam niedosyt. Chciałam jakiegoś domknięcia, zdania, które podsumuje tę wstrząsającą historię.
Tytuł Ostatnia kropla idealnie oddaje istotę tej opowieści. To nie tylko moment krytyczny, punkt graniczny. To symbol skumulowanego bólu, bezsilności i gniewu, które w końcu eksplodują.
Film Tylera Perry’ego to niełatwa, ale potrzebna lekcja. Opowieść o ludziach zapomnianych przez system, o kobiecie, która mimo wszystko nie traci człowieczeństwa. I choć nie jest to dzieło doskonałe – miejscami zbyt chaotyczne, czasem za bardzo przerysowane – to jego rdzeń pozostaje niezwykle mocny. To historia, która boli, ale i zostawia ślad.
Poznaj recenzenta
Adela KukułaStudentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej, na co dzień działa w radiu studenckim w Akademii Ateneum w Gdańsku, gdzie zajmuje się prowadzeniem audycji oraz przygotowywaniem inspirujących materiałów dla słuchaczy.
Teraz próbuje swoich sił naEKRANIE.pl, łącząc miłość do słowa z miłością do kina. Wszystko zaczęło się od dziecięcej fascynacji bajkami Disneya – do dziś pamięta wzruszenie przy Lilo i Stich oraz niekończące się seanse Shreka na starych kasetach.
Choć od tamtych czasów minęło trochę lat, nadal uważa, że te animacje skrywają o wiele głębsze treści – często bardziej zrozumiałe dopiero dla dorosłych. Dlatego z pełnym przekonaniem zachęca: usiądźcie przed ekranem i dajcie tym historiom drugie życie.
Dzięki tacie i ukochanemu nauczycielowi historii i WOS-u odkryła pasję do filmów historycznych. A dzięki wielu wyjątkowym osobom, które spotkała na swojej drodze, zaczęła dostrzegać wartość w każdym gatunku – nawet w tych, za którymi wcześniej nie przepadała.
Dziś z równą chęcią sięga po thrillery psychologiczne, dramaty, kino akcji, jak i niedoceniane komedie romantyczne. Wierzy, że każdy film – bez względu na formę – może nieść ze sobą sens, głębię i indywidualne przesłanie.
Oceniając film, zwraca szczególną uwagę na to, co często bywa tłem, a dla niej stanowi istotę opowieści – scenografię, kostiumy, charakteryzację, muzykę i ujęcia. To właśnie te detale budują klimat, emocje i sprawiają, że film staje się czymś więcej niż historią – staje się przeżyciem.
I właśnie o tej filmowej magii chce pisać – z pasją, uważnością i sercem.
INSTAGRAM:
@adelakukula
https://www.instagram.com/adelakukula/?__d=1%2B

