Outlander wita się z widzami odcinkiem z gatunku tych, w których nie dzieje się całe mnóstwo rzeczy, ale i tak nie wiadomo kiedy minęła ta przeklęta godzina, gdy seans dobiega końca. Jest to zasługą wielu elementów, które razem tworzą niezwykle wciągającą całość. W centrum wszystkiego mamy oczywiście główną bohaterkę, Claire Randall. To doświadczona i mocno stąpająca po ziemi pielęgniarka, której cierpienie i brutalność życia codziennego nie jest obce po latach spędzonych na ratowaniu żołnierzy w czasie II wojny światowej. Jej życie u boku męża zaczyna na nowo się układać i jawić w jasnych barwach, gdy nagle przenosi się w czasie 200 lat w przeszłość, do roku 1743. Tym sposobem obiecujący obyczajowy dramat kostiumowy w momencie przeistacza się w serial science fiction/fantasy, a przecież dobrze wiemy, że Ronald D. Moore (twórca Battlestar Galactica) czuje się w tych klimatach jak ryba w wodzie.
Caitriona Balfe jest znakomita w pierwszej poważnej roli w swojej karierze (czy Wam również przypomina młodszą wersję Cate Blanchett?). Jej Claire jest przedstawiona niesamowicie autentycznie i w sposób, który pozwala nam identyfikować się z nią od pierwszej minuty. Pomaga nam w tym zabieg ciągłej narracji bohaterki. Z reguły nie jestem fanem tego typu motywów, gdyż bardzo często tyczą się one relacjonowania oczywistości i nie traktują widza poważnie (mogli się o tym przekonać choćby fani Dextera). Tutaj jest inaczej, a taka formuła pozawala nam zajrzeć w głąb umysłu Claire i umiejętnie rozbudowuje postać – a jest ona wyjątkowo interesująca. Claire to kobieta niezależna i wyzwolona, w swoim pierwotnym "uniwersum" może nawet aż za bardzo, a co dopiero w połowie XVIII wieku. Ten fakt w połączeniu z jej magicznymi wręcz jak na tamte czasy umiejętnościami lekarskimi powinien dostarczyć niezłej rozrywki. W końcu nie bez przyczyny w pilocie nieraz wspominane są czarownice.
[video-browser playlist="617408" suggest=""]Niezwykle mocną stroną Outlandera jest wiarygodnie zaprezentowany świat przedstawiony. Fantastyczne kostiumy i scenografia to tutaj tylko wierzchołek góry lodowej. Na każdym kroku realizmu dodają choćby odmienne akcenty czy wstawki w rodzimych dialektach albo silnie wryta w fabułę aktualna sytuacja polityczna. Twórcy dbają więc o rzetelne odwzorowanie obu historycznych epok, przez co produkcja w ogóle nie razi sztucznością. Trzeba wspomnieć również o przepięknych zdjęciach, które dodają serialowi mnóstwa uroku i wręcz zmuszają do oglądania go tylko w HD. Realizacja zdjęć w szkockim plenerze była strzałem w dziesiątkę. To wszystko zaś jest opatrzone hipnotyzującą wręcz ścieżką dźwiękową. Bear McCreary znów nie zawodzi, a wyróżnić należy przede wszystkim klimatyczną czołówkę oraz iście zjawiskowy taniec druidów.
Czytaj także: Wysoka oglądalność premiery "Outlander"
Outlander to serial, w którym wielu widzów powinno znaleźć coś dla siebie – romans, historię, elementy nadprzyrodzone. Produkcja stacji Starz sprawdza się na wielu płaszczyznach i tym samym bardzo pozytywnie zaskakuje. Coś mi podpowiada, że przygody Claire będziemy z ciekawością śledzić przez kilka dobrych lat.