„Papierowe miasta” – recenzja
Data premiery w Polsce: 31 lipca 2015"Papierowe miasta" to film o nastolatkach oparty na książce Johna Greena, autora znanego z "Gwiazd naszych wina". Kinowa produkcja oferuje historię zarazem sztampową i nietypową.
"Papierowe miasta" to film o nastolatkach oparty na książce Johna Greena, autora znanego z "Gwiazd naszych wina". Kinowa produkcja oferuje historię zarazem sztampową i nietypową.
"Paper Towns" to w zasadzie typowy film młodzieżowy, który powiela wiele schematów gatunku. Bohater to sympatyczny outsider, a jego obiekt uczuć to oczywiście piękna i popularna dziewczyna. I w sumie w tym miejscu rodzi się problem tego filmu, bo wszystkie postacie to gatunkowe stereotypy bez większej próby rozwinięcia ich w coś ciekawszego i mniej sztampowego. To ma negatywny wpływ w wielu momentach, bo wiemy dokładnie, jak w danych chwilach te postacie się zachowają, gdyż nie mają w sobie nic co może widza zaskoczyć.
Sama forma historii jednak nie jest już aż tak bardzo oklepana, jak sami bohaterowie. W zasadzie po szalonym wstępie dostajemy swoistą mieszankę kina drogi i opowieści o dorastaniu. Wspólna wyprawa młodych bohaterów to zaledwie pretekst do ukazania czegoś z czym w pewnym momencie boryka się każdy nastolatek - bo oto czas końca szkoły, więc przychodzą rozstania, pożegnania i świadomość zakończenia pewnego etapu życia.
Główny bohater (grany przez niezłego w tej roli Nata Wolffa) jest swego rodzaju uosobieniem tego strachu, jaki towarzyszy człowiekowi przed nieznaną przyszłością. Jego wręcz ślepa krucjata by zdobyć dziewczynę jest zaledwie wymówką, by nie zaakceptować faktu, że jego życie diametralnie się zmieni, a kontakt z przyjaciółmi się ograniczy. Udaje się to wszystko ukazać z pomysłem i przede wszystkim z emocjami. Potrafi to przekonać widza bez względu na jego wiek.
[video-browser playlist="731018" suggest=""]
W zasadzie "Paper Towns" to dramat, ale nie brak też tutaj nutki humoru. Jak to w młodzieżowych filmach bywa, jest trochę przygód, które wywołają uśmiech na twarzy widza. Humor w gruncie rzeczy jest dość prosty, czasem nawet ograny, ale działa - można się tutaj pośmiać. Jest sporo zabawnych scen.
Film "Paper Towns" ma tę zaletę, że w obsadzie nie ma praktycznie żadnego znanego aktora. Mamy pełno młodych nazwisk, które mają szansę wykazać się, bo widz będzie patrzeć na nich przez pryzmat tego, co robią na ekranie, a nie tego, co mają na koncie, a do tego ich kreacje nie są przytłaczane przez kogoś znanego. Nat Wolff i Cara Delevingne w głównych rolach sprawiają wrażenie naturalnych i prawdziwych, ale mają ten problem, że nie wzbudzają sympatii. Są w filmie momenty, gdzie wręcz możemy ich potraktować jako czarne charaktery opowieści i ich porządnie znielubić. Dziwne jest w tym to, że zupełnie inne wrażenie robią bohaterowie drugoplanowi - pomimo tego, że są to postacie mocno osadzone w stereotypach, starają się momentami z nich wyjść (piękna, popularna, a inteligentna) i przede wszystkim wzbudzają sympatię. Nie da się tej grupki nie lubić podczas ich wyprawy. Dzięki nim właśnie ten film ogląda się dobrze.
"Paper Towns" to prosta opowieść o nastolatkach, która powinna spodobać się widzom lubiącym takie historie. Chociaż przez większość filmu można odnieść wrażenie oglądania czegoś ogranego i sztampowego, sama końcówka to spore zaskoczenie. Powiem tylko, że ten film tak do końca nie ma happy endu i za to duży plus. Pozostaje jednak wrażenie, że ta obsada i ta historia ma większy potencjał, który nie zostaje tutaj wykorzystany.
Recenzja powstała dzięki uprzejmości kina Helios w Gdyni
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat