Pełne koło: sezon 1, odcinek 1 i 2 - recenzja
Pełne koło to głośny serial HBO Max według scenariusza Eda Solomona i w reżyserii Stevena Soderbergha. Oceniam dwa pierwsze odcinki.
Pełne koło to głośny serial HBO Max według scenariusza Eda Solomona i w reżyserii Stevena Soderbergha. Oceniam dwa pierwsze odcinki.
Pełne koło to jedna z głośniejszych premier lipca – nowy miniserial zadebiutował na HBO Max w ubiegły czwartek. Całość składa się z sześciu epizodów, z których każdy trwa blisko godzinę zegarową – będą one prezentowane na platformie po dwa w tygodniowych odstępach. Po seansie dwóch pierwszych muszę przyznać, że sześciogodzinny format brzmi jak swego rodzaju wyzwanie – zwłaszcza w świetle zawiłych tematów i wielopłaszczyznowych wątków fabularnych, które twórcy starają się tu podjąć.
O czym tak właściwie opowiada serial? Już sam opis fabularny wymyka się prostym zdaniom. Historia rozpoczyna się w momencie zabójstwa Quincy'ego Mahabira przez tajemniczego sprawcę. To wydarzenie błyskawicznie napędza kolejne – widzimy, jak rodzina zamordowanego, której przewodzi wpływowa Savitri Mahabir (CCH Pounder), szykuje dokładny plan pomszczenia jego śmierci. Plan bazuje na idei "oko za oko", ale jest znacznie bardziej złożony, ponieważ Savitri zamierza raz na zawsze zdjąć ze swojej rodziny klątwę. Wierzy bowiem, że zabójstwo Quincy'ego jest niczym innym, jak kolejnym przejawem złowrogiego uroku, który został rzucony na jej rodzinę przed wieloma laty. W tym samym czasie, w którym Mahabir i jej pobratymcy przygotowują się do swojej misji, poznajemy trzy równoległe płaszczyzny fabularne – pierwsza dotyczy nowoczesnej i bardzo zamożnej rodziny Browne (Claire Danes i Timothy Olyphant), której nastoletni syn Jared (Ethan Stoddard) mimowolnie staje się potencjalną ofiarą obrządku. Do tego mamy wątek dwóch młodych, nielegalnych imigrantów z Gujany, którzy znajdują się w złym miejscu i o złym czasie, w wyniku czego zostają zaangażowani do mrocznego procederu nieco wbrew swojej woli. Całość natomiast zamyka wątek Mel Harmony (Zazie Beetz), ambitnej inspektor, która motywowana wizją awansu za wszelką cenę chce znaleźć soczysty materiał na swoją własną sprawę. Bohaterka (co nie dziwi) trafia w sam środek akcji, której nikt nie mógłby przewidzieć.
Produkcje w reżyserii Soderbergha przyzwyczaiły nas już do wielowątkowości i zawiłości. Jest to niejako charakterystyczna cecha filmów i seriali, które wyszły spod ręki tego artysty. Nie inaczej jest z Pełnym kołem, bo już od pierwszych minut jesteśmy przekonywani o tym, że nie będzie to zwyczajny thriller czy kryminał. Żeby jednak nie wejść w tę historię z uprzedzeniami, trzeba poświęcić jej dużo czasu i uwagi – dla niektórych widzów może być to za dużo, bo opowieść faktycznie nie należy do przystępnych w odbiorze. "Coś" zaczyna się tak naprawdę dziać dopiero w drugim odcinku – po pierwszym poruszamy się jeszcze bardzo niepewnie, skupiając się raczej na tym, kto jest kim, aniżeli na tym, o co tak naprawdę tu chodzi. I nadal nie wiemy, jaki związek ma rodzina Mahabir z rodziną Browne. Twórcy obiecują masę tajemnic do rozwiązania; kwestią otwartą pozostaje natomiast pytanie, czy faktycznie zdążą to zrobić tak, jak należy. Mimo tego, że odcinki trwają prawie godzinę, nie ma tu męczących dłużyzn – powolne tempo na starcie nie jest mocno dokuczliwe, ponieważ czas antenowy posiekan na mniejsze wątki, które skutecznie angażują uwagę. Jest to zatem zarówno zaleta, jak i wada, ponieważ łatwo pogubić się w fabule przez tak namnożone i pełne detali tematy.
Produkcja została wzniesiona na bardzo głośnych nazwiskach – nie tylko twórców, ale i obsady. I choć na ten moment możemy obejrzeć tylko dwa odcinki z udziałem gwiazd, czuć, że każda z reprezentowanych przez to grono postaci jest autentyczna, wielopłaszczyznowa, czasem moralnie niejasna, ale dzięki temu bardziej ludzka i ciekawa. Mowa szczególnie o bohaterach, w których wcielają się Danes, Olyphant, Beetz oraz zajmujący na ten moment drugi plan Dennis Quaid – na ich poczynania chce się patrzeć, a kibicowanie im w działaniach przychodzi łatwo. Twórcy kładą duży nacisk na człowieczy wymiar tej historii, co widać już w samym budowaniu postaci. Nieco gorzej na ten moment wypada CCH Pounder w roli walczącej z klątwą ciotki, co z kolei jest wyłączną winą scenariusza. O tej postaci nie wiemy tylko to, że jest jedną z nowojorskich szych o niezmierzonych wpływach. Samo podjęcie tematu paranormalnego nie jest jeszcze na tym etapie lekkostrawne ani oczywiste – osobiście podchodzę do tego z pewnym dystansem. Nie da się jednak odmówić twórcom tego, że potrafią zaintrygować. Po tak dziwnym, nieoczywistym wstępie do historii zwyczajnie chce się wiedzieć, co będzie dalej.
Produkcji nie da się też odmówić klimatu, który tworzony jest przez muzykę, pracę kamery i kadry. Akcja rozgrywa się w wielkim Nowym Jorku, z czego twórcy w pełni korzystają – nie jest to miasto anonimowe, wiele scen jest ściśle związanych z jego infrastrukturą i charakterystycznymi miejscami. Duża część historii rozgrywa się wieczorem lub nocą. Mamy niedoświetlone uliczki, niewidoczne twarze przechodniów, auta z zaciemnionymi szybami, górujące nad miastem budynki i punktowo rozstawione latarnie uliczne o nieprzyjemnej żółtej poświacie. Wszystko to sprawia wrażenie świata, w którym każdy może być celem ataku i w którym każdy może czuć się obserwowany i podsłuchiwany. Nastrój dopracowany jest w najmniejszych szczegółach, a wmontowana w te kadry historia sporo dzięki temu zyskuje.
Pełne koło zapowiada się całkiem intrygująco – nawet mimo nieco powolnej, trochę chaotycznej premiery, w której jeszcze nie ma wyraźnych fajerwerków. Twórcy poprawnie budują grunt pod przyszłe wydarzenia, a drugi odcinek kończy się cliffhangerem, który w naturalny sposób wzmaga apetyt na więcej. Na tym etapie liczne wątki łączą się jeszcze pobieżnie, a niedopowiedzeń w fabule jest bardzo dużo, co siłą rzeczy prowokuje pytanie – czy sześć odcinków na pewno wystarczy, aby sensownie spiąć całość kompozycyjną klamrą? Ryzyko potraktowania kluczowych wątków po macoszemu jest dość wyczuwalne. W zasadzie tylko pomysłowość reżysera może uchronić produkcję przed banałami w finale. Po dwuodcinkowej premierze ode mnie bezpieczne 6/10, jednak z dużym potencjałem na wyższą ocenę w przyszłości. Czas pokaże, co twórcy dla nas przygotowali – ja liczę na zaskoczenia.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat