Pięść zemsty - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 17 lutego 2022Pięść zemsty to nowe kino kopane z Netflixa. Czy warto obejrzeć?
Pięść zemsty to nowe kino kopane z Netflixa. Czy warto obejrzeć?
Pięść zemsty to fabularna kontynuacja serialu Wu Assassins, która zasadniczo nie wymaga od widza znajomości pierwowzoru. Fabuła jest tutaj pretekstowa, a relacje postaci czytelnie przedstawione, więc nawet jeśli pojawiają się nawiązania, są one na tak ogólny poziomie, że nie ma to żadnego znaczenia dla odbioru. Prezentowana opowieść jest dość klarowna, a zachowania postaci - choć czasem dziwne - raczej dobrze wpasowane w konwencję.
W odróżnieniu od pełnego zapychaczy i nudy serialu Pięść zemsty ma dobre tempo. Skupia się na tym, co najważniejsze: akcji. Fabuła idzie szybko do przodu, z przerwami na walki, pościgi i inne rozrywkowe walory, na które czekamy. Nie obyło się jednak bez niepotrzebnych zwolnień tempa, które miały pogłębić relację postaci i ich decyzje, a docelowo zaproponowały jedynie totalną nudę, kicz i zbyteczne komplikacje czegoś, co sprawdza się najlepiej, gdy opiera się na prostocie.
Iko Uwais powraca w tym filmie jako główny bohater, ale też jako choreograf walk. Efekt wywołuje mieszane odczucia pod każdym względem. Choreografia jest dość schematyczna (sekwencja określonych ciosów ciągle powtarzalna w tym samym tempie), więc ze strony Uwaisa i spółki mamy szereg dość oczywistych schematów, które po którejś walce za bardzo rzucają się w oczy. Nie przeczę jednak, że pod tym kątem zdecydowanie jest lepiej niż w Wu Assassins, bo jest w tym więcej kreatywności, lepsza praca kamery (reżyser Roel Reine czasem świetnie się bawi!) oraz jakiś rozrywkowy charakter. Problem jest taki, że gdy Uwais czy Tan, panowie o na pewno wartościowych umiejętnościach w sztukach walki, walczą ze zwykłymi zbirami, wygląda to nieźle, ale gdy już z kimś, kto ma umiejętności (np. postać grana przez Juju Chan), prezentuje się to fatalnie i staje się popisem marnowania potencjału. A już kuriozalnie wygląda to, jak twórcy robią zabijaków z dwóch postaci granych przez aktorów niemających żadnego pojęcia o sztukach walki, co jedynie pogłębia problem i zalewa nas sztucznością.
Dodatkowy problem jest z tempem walk, które często wydają się sztuczne przez powolne reakcje kaskaderów na określone ciosy. Nie ma tutaj płynności jak w Raid, czy tempa jak w Johnie Wicku. Najgorsza jest jednak finałowa walka, która ma w sobie emocjonalną wartość ślimaka ogrodowego, a poziom widowiskowości M jak miłość.
Nawet jeśli pod kątem zbyt mocno schematycznej choreografii jest nieźle, to wszystko zostało spaprane przez karygodny montaż. Okazjonalnie pojawiają się dobre pomysły w pojedynkach, są jednak marnowane przez zbyt szybkie cięcia i brak świadomości, jak bardzo psuje to odbiór scen akcji. To marnowanie potencjału aktorów, którzy błyszczą jedynie w scenach walk.
Pięść zemsty może i jest odrobinę lepsza od fatalnego Wu Assassins, ale to nie przeszkadza twórcom w realizacji czegoś słabego. Brak naprawdę dobrej choreografii, zły montaż i wręcz komiczne kreacje aktorskie (Lewis Tan naprawdę nie jest dobrym aktorem...) nie pozwalają nawet czerpać z tego zwyczajnej rozrywki w stylu guilty pleasure.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat