fot. materiały prasowe
Pięść zemsty to fabularna kontynuacja serialu Wu Assassins, która zasadniczo nie wymaga od widza znajomości pierwowzoru. Fabuła jest tutaj pretekstowa, a relacje postaci czytelnie przedstawione, więc nawet jeśli pojawiają się nawiązania, są one na tak ogólny poziomie, że nie ma to żadnego znaczenia dla odbioru. Prezentowana opowieść jest dość klarowna, a zachowania postaci - choć czasem dziwne - raczej dobrze wpasowane w konwencję.
W odróżnieniu od pełnego zapychaczy i nudy serialu Pięść zemsty ma dobre tempo. Skupia się na tym, co najważniejsze: akcji. Fabuła idzie szybko do przodu, z przerwami na walki, pościgi i inne rozrywkowe walory, na które czekamy. Nie obyło się jednak bez niepotrzebnych zwolnień tempa, które miały pogłębić relację postaci i ich decyzje, a docelowo zaproponowały jedynie totalną nudę, kicz i zbyteczne komplikacje czegoś, co sprawdza się najlepiej, gdy opiera się na prostocie.
Iko Uwais powraca w tym filmie jako główny bohater, ale też jako choreograf walk. Efekt wywołuje mieszane odczucia pod każdym względem. Choreografia jest dość schematyczna (sekwencja określonych ciosów ciągle powtarzalna w tym samym tempie), więc ze strony Uwaisa i spółki mamy szereg dość oczywistych schematów, które po którejś walce za bardzo rzucają się w oczy. Nie przeczę jednak, że pod tym kątem zdecydowanie jest lepiej niż w Wu Assassins, bo jest w tym więcej kreatywności, lepsza praca kamery (reżyser Roel Reine czasem świetnie się bawi!) oraz jakiś rozrywkowy charakter. Problem jest taki, że gdy Uwais czy Tan, panowie o na pewno wartościowych umiejętnościach w sztukach walki, walczą ze zwykłymi zbirami, wygląda to nieźle, ale gdy już z kimś, kto ma umiejętności (np. postać grana przez Juju Chan), prezentuje się to fatalnie i staje się popisem marnowania potencjału. A już kuriozalnie wygląda to, jak twórcy robią zabijaków z dwóch postaci granych przez aktorów niemających żadnego pojęcia o sztukach walki, co jedynie pogłębia problem i zalewa nas sztucznością.
Dodatkowy problem jest z tempem walk, które często wydają się sztuczne przez powolne reakcje kaskaderów na określone ciosy. Nie ma tutaj płynności jak w Raid, czy tempa jak w Johnie Wicku. Najgorsza jest jednak finałowa walka, która ma w sobie emocjonalną wartość ślimaka ogrodowego, a poziom widowiskowości M jak miłość.
Nawet jeśli pod kątem zbyt mocno schematycznej choreografii jest nieźle, to wszystko zostało spaprane przez karygodny montaż. Okazjonalnie pojawiają się dobre pomysły w pojedynkach, są jednak marnowane przez zbyt szybkie cięcia i brak świadomości, jak bardzo psuje to odbiór scen akcji. To marnowanie potencjału aktorów, którzy błyszczą jedynie w scenach walk.
Pięść zemsty może i jest odrobinę lepsza od fatalnego Wu Assassins, ale to nie przeszkadza twórcom w realizacji czegoś słabego. Brak naprawdę dobrej choreografii, zły montaż i wręcz komiczne kreacje aktorskie (Lewis Tan naprawdę nie jest dobrym aktorem...) nie pozwalają nawet czerpać z tego zwyczajnej rozrywki w stylu guilty pleasure.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/