Planeta samotności - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 11 października 2024Planeta samotności to nowy romans od Netflixa. Czy warto obejrzeć?
Planeta samotności to nowy romans od Netflixa. Czy warto obejrzeć?
Planeta samotności stara się być romansem opowiadanym na poważnie. Nie jest to kolejna komedia romantyczna, jakich wiele na Netfliksie. Ogromną zaletą jest to, że pokazuje wydarzenia z perspektywy prawie 60-letniej kobiety. Jak wiecie, twórcy takich produkcji rzadko obsadzają w rolach głównych dojrzałe osoby, więc jest to coś nowego. Scenarzyści mieli ambitne założenia, by pokazać, że wiek to tylko liczba. To inne kwestie wpływają na to, czy ludzie do siebie pasują. Ekranowe ambicje mają jednak to do siebie, że trzeba je dobrze zobrazować i rozpisać w scenariuszu. Tutaj to nie wychodzi.
Na seansie Planety samotności można odnieść wrażenie, że czeka nas mieszanka rozmaitych i skrajnych uczuć, które w solidnym filmie nie powinny się pojawić. Dostrzegam w tym naprawdę dobry potencjał, a sceny poznawania się bohaterów granych przez Liama Hemswortha i Laurę Dern mają w sobie nieograniczone pokłady uroku. Dobrze się ich razem ogląda. Wszystko staje się takie lekkie i ładne. Gdy jednak fabuła zaczyna się rozwijać, a bohaterowie zaczynają mówić, czar pryska. Zamiast poważnego filmu o miłości, dostajemy festiwal dziwnych sytuacji i totalnego absurdu. Zachowanie bohaterek wobec Owena, a mamy tutaj jego aktualną młodą dziewczynę oraz starszą, zainteresowaną nim kobietę, przypominają dramy z liceum. Patrzymy na tak niedorzeczne sytuacje i słyszymy tak dziwne argumenty, że Planeta samotności staje się pasmem absurdu. Jak widz ma traktować to na serio i odczuwać emocje, gdy w sytuacjach kluczowych scenariusz oferuje rzeczy totalnie nieprzemyślane i dialogi, których nigdy w życiu żaden dorosły człowiek by nie wypowiedział?
Miło obejrzeć romans, w którym wiek nie ma znaczenia. W końcu miłość nie zna liczb. Niestety Planeta samotności w kluczowym momencie, gdy bohaterowie grani przez Dern i Hemswortha w końcu są razem, rozwala wszystko z siłą buldożera. To, co było sensownie i stopniowo prowadzone ku satysfakcjonującej kulminacji, nagle skręca w kierunku nowatorskiego absurdu, którego nie da się wyjaśnić racjonalnie. Zachowanie głównej bohaterki jest tak niewiarygodne i oderwane od rzeczywistości, że przestaje to mieć sens. To kolejny przykład filmu Netflixa, w którym – mimo ambicji i dobrych chęci – nie udało się zrobić czegoś miłego w odbiorze. Końcówka to tylko udowadnia, bo Owen okazuje się osobą pokrzywdzoną. Raczej nie taki wniosek powinien płynąć z tej historii. Nawet ostatnia scena wypada na zbyt wyidealizowaną.
Planeta samotności miała ambitne założenia, jednak niedopracowane elementy i liczne nieścisłości powodują, że film nie spełnił moich oczekiwań. Niedoróbki i absurdy sprawiają, że seans nie daje satysfakcji – pomimo uroku, emocji i ładnych krajobrazów.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat