Pod wulkanem - recenzja filmu [GDYNIA 2024]
Data premiery w Polsce: 11 października 2024Pod wulkanem to polski kandydat do Oscara, a na festiwalu filmowym w Gdyni kolejny z wielu filmów, który opowiada o wojnie w Ukrainie. Czy warto go obejrzeć?
Pod wulkanem to polski kandydat do Oscara, a na festiwalu filmowym w Gdyni kolejny z wielu filmów, który opowiada o wojnie w Ukrainie. Czy warto go obejrzeć?
Pod wulkanem opowiada o ukraińskiej rodzinie, która spędza wakacje na Teneryfie. W trakcie wypoczynku w ich kraju wybucha wojna. Nagle znajdują się w niezwykle trudnej sytuacji – są w obcym państwie i nie mają możliwości powrotu do domu, ponieważ loty zostają odwołane. Ten pomysł miał gigantyczny potencjał fabularny i emocjonalny. Turystów dopada bezsilność. Jak mają po takiej informacji funkcjonować, skoro wiedzą, że życie ich bliskich jest zagrożone? Silne, przytłaczające emocje szukają ujścia. Reakcje aktorów są autentyczne. Widać, że reżyser wiedział, jak subtelnie ich poprowadzić, aby nie weszli w rejony sztuczności.
Rodzina pozostaje w hotelu, który za darmo przedłuża im pobyt. Starają się udawać, że nadal są na wakacjach – rodzice zachowują pokerową twarz, by nie rozpaść się na oczach dzieci. Z każdą minutą staje się to trudniejsze, aż dochodzi do konfliktu. Niestety w wątku tym można zauważyć jakiś brak prawdy ekranowej, bo na początku próbują skontaktować się z rodziną, ale potem reżyser całkowicie z tego rezygnuje. A to niestety sprawia, że jako widzowie możemy poczuć się niezręcznie. Umyka w tym gdzieś ważny ludzki czynnik – w końcu wiedza o tym, czy bliscy mają się dobrze, byłaby w takim momencie priorytetem. W filmie nie wybrzmiewa to praktycznie w ogóle. Gdyby początkowo tego nie pokazano, można byłoby zrozumieć taki zabieg narracyjny. Czy bohaterowie nie tracą przez to na autentyczności?
Ten film ma masę świetnych pomysłów, jak pokazać tak trudną sytuację z perspektywy człowieka przebywającego w bezpiecznym kraju. Problem polega na tym, że one nigdy na ekranie nie wybrzmiewają w pełni. Jakbyśmy dostawali jedynie zarys koncepcji, które nie dochodzą do fabularnej czy emocjonalnej kulminacji. Używając terminologii kucharskiej, można by rzec, że jest to "niedogotowane". A to sprawia, że Pod wulkanem nie jest tak mocne, jak można było się spodziewać. To, co powinno na długo zapisać się w naszej pamięci, pozostawia trochę ze smutną obojętnością i rozczarowaniem. Reżyser w Chlebie i soli pokazał, że stać go na więcej.
Sporym problemem jest wprowadzenie wątku kryzysu imigracyjnego, który pojawia się obok historii ukraińskiej rodziny. Całkowicie rozumiem, że w obu przypadkach rozmawiamy o imigracji, ale ta decyzja fabularna odciąga uwagę od tego, co jest najważniejsze. Poza tym kwestia ta nie wybrzmiewa tak, jak powinna – jest, bo jest, ale nie wynika z niego nic, co mogłoby usprawiedliwić jej obecność.
Nie twierdzę jednak, że Damian Kocur zrobił zły film. W tytule Pod wulkanem są momenty wybitne (scena z fajerwerkami ma odpowiednią moc) i takie, które wznoszą go na wyższy poziom emocji. Gdyby to szło w parze z odpowiednio wybrzmiewającymi pomysłami, produkcja byłaby wybitna. A tak trudno powiedzieć, czy to dobre, czy może niekoniecznie. W widzu może kipieć mieszanka skrajnych emocji i ocen, co nie świadczy najlepiej o projekcie. Mimo jakości realizacyjnej i wyjątkowych momentów pozostaje pewien niedosyt.
Pod wulkanem to znakomity kandydat do Oscara, ponieważ zawiera wiele elementów, które Akademia Filmowa kocha wyróżniać. Jednak nie jestem w stanie powiedzieć, że uważam go za dobry projekt, ponieważ spodziewałem się czegoś innego. Na pewno nie jest źle, bo jakość realizacyjna wyróżnia się wysokim poziomem, ale pod kątem emocjonalnym i fabularnym film nie spełnił moich oczekiwań.
Recenzja pierwotni została opublikowana 26 września 2024 roku w ramach Festiwalu Filmowego w Gdyni.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat