Pomiędzy nami góry – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 20 października 2017Nowy film z Kate Winslet i Idrisem Elbą bardziej niż o przetrwaniu, traktuje o miłości. Jeśli oczekiwaliście survivalowej produkcji katastroficznej i pełnych napięć scen, w których walczy się o życie, to niestety – tutaj ich raczej nie znajdziecie.
Nowy film z Kate Winslet i Idrisem Elbą bardziej niż o przetrwaniu, traktuje o miłości. Jeśli oczekiwaliście survivalowej produkcji katastroficznej i pełnych napięć scen, w których walczy się o życie, to niestety – tutaj ich raczej nie znajdziecie.
Neurochirurg Ben i fotoreporterka Alex, choć wcale się nie znają, mają dokładnie taki sam problem – ich lot został odwołany, a bardzo spieszy im się do domu. Postanawiają poradzić sobie z kłopotem na własną rękę, w związku z czym wynajmują awionetkę i towarzystwo zaprzyjaźnionego pilota, który obiecuje, że odstawi ich tam, gdzie trzeba. Niestety, podczas przelotu nad górami dochodzi do feralnego wypadku i awionetka rozbija się o szczyty gór. Ben i Alex są od tej chwili pozostawieni sami sobie – bez zapasów jedzenia i bez nadziei na to, że zostaną odnalezieni zanim zdążą zamarznąć. Za towarzysza mają jedynie bezimiennego psa - najwdzięczniejszą postać całego filmu.
Od samego początku miałam wrażenie, że oglądam nieco bardziej rozbudowany zwiastun. Głównych bohaterów poznajemy w hali odlotów, a ich rozmowa wygląda dokładnie tak samo, jak zaprezentowano to w zapowiedziach. Wydarzenia postępują jedno za drugim i nie wiedzieć kiedy – jesteśmy już na szczycie góry, z której teraz trzeba będzie zejść. Może to i dobrze, że twórcy postanowili poświęcić więcej czasu ich walce o przetrwanie. Jednak jak na złość tej jest niewiele, a od połowy film przeistacza się w nic innego jak ckliwy melodramat. Dopiero z perspektywy finału widać, że ostatnie kilkadziesiąt minut zupełnie produkcji nie sprzyja i rzecz mogłaby zostać odebrana znacznie lepiej, gdyby zakończono ją wcześniej.
Scen trzymających w napięciu jest tutaj jak na lekarstwo – film bazuje głównie na dialogach, które mają za zadanie stopniowo zbliżyć do siebie głównych bohaterów, rozpoczynających wspólną przygodę jako nieznajomi. Jestem trochę zasmucona zmarnowanym potencjałem Kate Winslet – choć aktorka gra świetnie, jej postać zdecydowanie za często traci przytomność, stając się osobą bierną, którą wiecznie trzeba ratować. Idris Elba robi, co może, by zapewnić im warunki do przeżycia, przedstawiając widzowi cały wachlarz swoich umiejętności – nie dość, że jest chirurgiem-cudotwórcą, który z wszystkiego jest w stanie wyczarować niezbędną do pomocy rzecz, to jeszcze zna się na organizowaniu obozowiska survivalowego. Nic tylko się z takim rozbić w głuszy! Szkoda tylko, że w całej swojej wszechstronności postać wypada kryształowo, przez co tak naprawdę nie wzbudza większej empatii.
Początkowo rzeczywiście ciekawie patrzyło się na interakcję głównych bohaterów i ich nieudolne próby polepszenia swojej sytuacji, jednak w pewnym momencie narracja kompletnie się zmienia, a walka o przetrwanie zupełnie przestaje się liczyć. Pojawiają się sceny patetyczne i sentymentalne, które wywołują pewien zgrzyt – ani nie pasują do tego, co zastaliśmy na początku, ani do tego, co sugerowały zwiastuny i zapowiedzi. Na domiar złego, w oczy rzucają się detale, przez które historia traci na wiarygodności – mowa tu o wielu dobach spędzonych poza domem, tymczasem ciała i fryzury głównych bohaterów wydają się nieskazitelne. Film stroni od surowych scen, które mogłyby świetnie dopełnić tego typu historię. Zamiast nich mamy sekwencje wypolerowane, sprawiające, że robi się zbyt beztrosko i bezpiecznie. Nie sprzyja to budowaniu jakiegokolwiek napięcia.
Film może pochwalić się pięknym obrazem i ciekawą ścieżką dźwiękową. Majestat krajobrazu robi wrażenie i jest niezwykle wiarygodny - czasem robiło mi się zimno podczas obserwowania poczynań przemarzniętych bohaterów. Twórcy umiejętnie bawią się też ciszą, która – gdy wyeksponowana gdzie trzeba – jeszcze bardziej podkreśla tragizm całej sytuacji. Na uwagę zasługują także niektóre ujęcia – zwłaszcza to początkowe, w awionetce, gdy mamy do czynienia z zupełnie niewidocznym montażem. Tylko w jednej scenie dostrzegłam niedopracowany efekt komputerowy - poza tym technicznie jest bardzo dobrze, a poszczególne kadry chłonie się z przyjemnością.
The Mountain Between Us nieszczególnie radzi sobie jako angażująca historia o przetrwaniu, zbyt szybko zmieniając konwencję i odpływając w kierunku melodramatu. Jeśli zaś rozpatrywać go w kategorii love story, jest co najwyżej przeciętnie. Ot, zwykła produkcja, która może z powodzeniem wypełnić wolny czas, jednak nie zostanie w głowie na dłużej. Czuję się troszkę zawiedziona, bo zapowiedzi dawały nadzieje na więcej.
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Multikina
Źródło: zdjęcie główne: 20th Century Fox
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat