Powstaniec 1863 - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 12 stycznia 2024Powstaniec 1863 to historia księdza Stanisława Brzóski, który walczył w powstaniu styczniowym. W roli głównej występuje Sebastian Fabijański.
Powstaniec 1863 to historia księdza Stanisława Brzóski, który walczył w powstaniu styczniowym. W roli głównej występuje Sebastian Fabijański.
Powstaniec 1863 to nowy film historyczny, opowiadający o życiu i działalności Stanisława Brzóski – księdza, który uczestniczył w powstaniu styczniowym pod koniec XIX wieku i stał się jego symbolem. W roli głównej występuje Sebastian Fabijański, a towarzyszą mu między innymi: Ksawery Szlenkier, Olgierd Łukaszewicz i Cezary Pazura. W epizodycznej roli pojawia się też Daniel Olbrychski. Reżyserem i scenarzystą jest Tadeusz Syka, który ma już w swoim dorobku film Wyszyński - zemsta czy przebaczenie. Po pierwszych zwiastunach i materiałach promocyjnych można było wysnuć wniosek, iż będzie to kolejny film o nieustraszonych bohaterskich patriotach, wzniesiony na fundamencie patosu, męczeństwa i duchowości. I niestety – dokładnie tak jest.
Pierwsze wątpliwości wzbudza sam scenariusz produkcji, który ma bardzo prostą strukturę i wypełniony jest płaskimi bohaterami. Postacie przewijające się przez ekran są albo dobre, albo złe – nie ma tu miejsca na skalę szarości. Na świeczniku oczywiście stoi Brzóska, wokół którego rozpisana jest historia. Sebastian Fabijanski bardzo angażuje się w swoją rolę. W kilku momentach faktycznie wypada naturalnie i przekonująco – gdy jest w sutannie i gdy dręczą go rozterki moralne. Niestety w scenach walk bohater przeistacza się w kogoś na kształt Robin Hooda, który jest tak szlachetny, że bardziej się już chyba nie da. Brzóska to altruista, bohater kryształowy, taki, któremu wszystko musi się udać – czuć to od samego początku, dlatego trudno drżeć o powodzenie przedsięwziętej przez niego misji. Twórcy czynią z niego chodzący mit i legendę. Każdy Rosjanin zna jego imię, co momentami wypada bardzo naiwnie i nie jest dostatecznie uzasadnione fabularnie, aby dać temu wiarę. Inni aktorzy raczej nie mają tu do zagrania zbyt wiele. Wśród pozytywnych bohaterów wyróżnić można biskupa Szymańskiego, w którego wciela się Olgierd Lukaszewicz oraz sierżanta Franciszka Wilczyńskiego (Ksawery Szlenkier), walczącego u boku Brzóski przez całą tę historię (ich role nie są może spektakularne, ale przynajmniej wyróżniają się w namnożeniu innych anonimowych postaci). Po drugiej stronie barykady są zaś Wiaczeslaw Boguszewski i Cezary Pazura, którzy (jak na stereotypowych antagonistów przystało) nie mają w sobie ani krztyny dobroci i są do szpiku kości źli. O ile grany przez Pazurę Książę Władimir Czerkasski dowodzi głównie zza biurka, o tyle Maniukin Boguszewskiego krąży po planie zdjęciowym – sieje grozę wśród bohaterów, ale wypada przy tym dość karykaturalnie. Aktorzy mogą więc dawać z siebie wszystko, jednak scenariusz tak banalnej budowy sprawia, że nie są brani na poważnie.
Bazując na najprostszych motywach i chcąc poruszyć najczulsze struny w widzach, twórcy przemycają do fabuły niezwykle dużo patosu. Efekt jest dokładnie taki, jakiego można oczekiwać – to wszystko prezentuje się momentami śmiesznie. Bohaterowie są wręcz wynoszeni na ołtarze, a sceny, w których ruszają do walki, są prezentowane w rytm przedziwnej wzniosłej muzyki, w towarzystwie wybuchów pirotechnicznych i oczywiście w nieodżałowanym slow motion. To wszystko składa się na nierealistyczny obrazek, a same postacie – bardziej niż ludzi z krwi i kości – przypominają posągi, w związku z czym nie da się z nimi sympatyzować. Przez fakt wielkiego uduchowienia całość zwyczajnie przestaje trzymać się ziemi, co bardzo utrudnia jakiekolwiek współodczuwanie podczas seansu. Jestem zdania, że opowieści o patriotach sprzed lat powinny uczynić swoich bohaterów tak ludzkimi, jak to tylko możliwe – tak, by współcześni widzowie mogli poczuć, że to wszystko działo się naprawdę i że w wydarzeniach brały udział żywe, autentyczne osoby. Tutaj jednak nic takiego nie ma miejsca – symbole pozostają symbolami, a legendy nadal legendami. Film dołącza do grona wielu innych produkcji historycznych, wobec których nie da się wykrzesać żadnych autentycznych emocji.
Kolejną bolączką tej produkcji jest również warstwa techniczna. Pomijając już sztuczne efekty specjalne, pompatyczną muzykę i wspomniane slow motion, widać tu również pewne braki w charakteryzacjach. Peruki i doklejone wąsy wyglądają po prostu źle – choć można je dostrzec raczej na drugim planie, rzucają się w oczy. Być może nie starczyło już budżetu, by nieco poważniej ubrać statystów z tła. Szkoda, że nie dołożono wystarczających starań, by lepiej zamaskować tak widoczne braki. Choć film opowiada o czasach pełnych zrywów społecznych i bitew, na ekranie tego nie widać. Sceny walk wielokrotnie są ucinane w kulminacyjnym momencie. Wtedy ekran wygasza się na czarno, by za chwilę pokazać bohaterów już po całej akcji. Podobnie wygląda realizacja scen przemocy (jak choćby tej dokonanej na młodym księdzu, który wyprosił nieprzyjaciela z pomieszczenia) – kamera unika brutalności, a obraz jest przycięty tak, aby widzowie nie widzieli ciosów czy krwi (ta, którą widać, pochodzi w większości z opatrzonych już bandażami ran). Nie mam pojęcia, jaki był cel tego typu zabiegów, ale efekt tego może być tylko jeden – film sprawia wrażenie zrobionego od niechcenia i maksymalnie uproszczonego. Nie ma tu autentyczności, nie ma poruszających momentów, nie ma bitew. Słowem: nie ma nic, co mogłoby zostać w głowie na dłużej czy jakkolwiek wyróżnić tę produkcję w rodzimej kinematografii.
Powstaniec 1863 to raczej słaba, momentami męcząca w odbiorze historia, która ma małe szanse na to, by zainteresować widza. Ośmielę się stwierdzić, że nie przekona się do niej żadna grupa wiekowa. Nie otrzymamy tu soczystych ciekawostek historycznych ani nie odczujemy szczególnej sympatii wobec bohaterów. Ten film nie zmienia nic, jeśli chodzi o współczesne postrzeganie minionych wydarzeń czy samych bohaterów. To po prostu opowieść o szlachetnym księdzu, który staje w szranki ze złoczyńcami rodem z baśni – trochę za mało, by traktować to poważnie. Plus za finałowy akt, który (jeśli przymkniemy oko na napompowaną patriotyczną otoczkę w tle) faktycznie może wzruszyć. Poza tym nic ciekawego – 4/10.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat