Non Stop Comics
Marjorie Liu i Sana Takeda, duet autorek znanych z nagradzanej serii Monstressa, zaprezentował czytelnikom nową serię. Pozornie mniej fantastyczną, znacznie bardziej kameralną i realną… ale to tylko wrażenia z pierwszych stron pierwszej części Pożeraczy nocy. Im dalej w lekturę, tym bardziej niesamowicie i strasznie się robi. Ale czy mogło być inaczej przy komiksie, w którym już na okładce widzimy zakrwawioną twarz?
Co prawda Pożeraczka nocy rozpoczyna się od krótkiego epizodu młodej kobiety gdzieś na Dalekim Wschodzie, ale akcja szybko przenosi się w czasy bardziej teraźniejsze i opowiada historię rodziny z surową, wręcz odstręczającą matką, ciepłym ojcem i dwójką już dorosłych dzieci z jednej strony próbujących rozkręcić biznes, z drugiej z ciążącą presją zależności rodzinnych – ot, wydaje się, że historia azjatyckiej rodziny w USA jakich wiele w popkulturze.
Jednakże wraz z lekturą pojawiają się kolejne retrospekcje rzucające nieco światła na opowieść, a i w głównym wątku rozwijany jest wątek nieodległej posiadłości, w której doszło do tajemniczych, być może mrocznych wydarzeń. I wygląda na to, że rodzice mają o tym pewne pojęcie, a zainteresowani nią potomkowie zostają wciągnięci w historię, która odsłoni prawdę o nich samych.
Scenarzystka (i pisarka) Marjorie Liu po raz kolejny udowodniła, że potrafi konstruować opowieści, a jednocześnie nie koncentruje się na jednej metodzie. Monstressa już od początku fascynowała rozmachem i wielowątkowością, tymczasem Pożeracze nocy to opowieść wręcz kameralna, koncentrująca się na niewielu postaciach i zlokalizowana w jednym miejscu. Główny nacisk położony został na relacje rodzinne, trudne zależności wynikające z kultury i wychowania, konfrontacji apodyktycznej osoby z potomkami. A przy tym jest tu i ciepło, i miłość, chociaż dość szorstkie. Czemu? To się wyjaśni w trakcie lektury, jest to jeden z głównych twistów fabularnych, poniekąd przeczuwany i zapowiadany, a jednak na swój sposób zaskakujący.
A jednocześnie jest tu sporo fantastyki. Ba, grozy i horroru. Są echa lovecraftowskich klimatów, niesamowitych historii i ciągnących się w przeszłość opowieści o demonach. Na razie poczuliśmy tylko ich przedsmak, ale była to próbka wielce obiecująca.
Styl grafik Sany Takedy świetnie pasuje do tego rodzaju opowieści, jeszcze lepiej niż w Monstressie. Lekko rozmazane, szkicowane i niedopowiedziane miejscami ilustracje nadają całości świetnego klimatu, wzbudzając niepewność i niepokój, kiedy jest to wymagane fabularnie. Śmiało można powiedzieć, że to właśnie strona graficzna ma duży udział w odbiorze tej historii.
Pożeraczka nocy wykorzystuje obiegową opinię, że rodzina często skrywa najgłębsze tajemnice i może zaserwować niespodziewane traumy, a jednocześnie może być źródłem wsparcia i skora do poświęceń. Początek serii jest obiecujący, świetnie napisany i narysowany, chociaż nierzucający wiele światła na to, jak może potoczyć się dalej ta historia. To wstęp, który rozbudza nadzieje i pozostaje czekać, czy zostaną spełnione.
Poznaj recenzenta
Tymoteusz Wronka