Quo Vadis - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 25 października 2024Już po pierwszych materiałach promujących Quo Vadis można było się spodziewać, że nie będzie to animacja wysokich lotów. Po seansie mogę to tylko potwierdzić, ale na usta ciśnie mi się jeszcze jedno słowo – wstyd.
Już po pierwszych materiałach promujących Quo Vadis można było się spodziewać, że nie będzie to animacja wysokich lotów. Po seansie mogę to tylko potwierdzić, ale na usta ciśnie mi się jeszcze jedno słowo – wstyd.
Quo Vadis w reżyserii Aniry Wojan i Roya Sukankana od samego wzbudzało liczne kontrowersje. Widzowie zadawali pytania, czemu animacja wygląda jak cutscenki ze starej gry na PlayStation 2. Zastanawiano się też nad samą Wojan, która na swoich kontach w mediach społecznościowych wypisywała rzeczy moralnie wątpliwe. Zainteresowanie mogły wzbudzić wypowiedzi reżyserki wskazujące na jej aspiracje, aby zostać nowym Sienkiewiczem. Dużo uśmiechu wywoływały również komentarze na fanpage’u Quo Vadis (prowadzonym prawdopodobnie przez twórczynię). Tak czy siak, są to rzeczy okołofilmowe, a przecież produkcję oparto na powieści Henryka Sienkiewicza. Może więc nie wyszło tak źle?
Wybaczcie ten nieudany suspens, bo po zajawce i ocenie widocznej u góry strony wiecie, że nie wyszło. Właściwie całą recenzję dałoby się oprzeć wyłącznie na tym, jak karygodna i wstydliwa jest to animacja. Aż dziw bierze, że w 2024 roku ktoś wyprodukował i wypuścił do kin coś takiego. Przecież w Polsce powstają cudowne dzieła. Nie jesteśmy już trzecim filmowym światem – Smok Diplodok jest tego najlepszym dowodem.
Podczas seansu miałem wrażenie, że całość animowano w dwudziestu klatkach na sekundę. Moje poczucie estetyki wystawiono na próbę także przez projekty postaci, które nie miały mimiki. Nawet ruchy ust, czyli tzw. kłapy, nie zgadzały się z tym, co wypowiadali bohaterowie. To niestety nie koniec problemów. O pomstę do nieba wołają tła i przestrzenie, a sytuacja jest tym bardziej tragiczna (lub komiczna), że na koniec pokazane są kulisy tworzenia animacji przez artystów z Polski i Indii. Nie chcę być złośliwy, ale czy to miało na celu zmiękczenie widowni i krytyków? Czy twórcy myśleli, że po ujrzeniu zapracowanych i uśmiechniętych ludzi będziemy im przychylniejsi? Nie wiem dokładnie, jak to wyglądało od środka i jaki był podział obowiązków, ale niezależnie od wszystkiego – coś takiego nie powinno wejść do kin.
Współczesne dzieciaki są przyzwyczajone do wysokich standardów animacji, więc wątpię, że produkcja im się spodoba. Jest okropna i szkodliwa. Jeśli na ten film wybierze się choćby jedna szkolna klasa, to w tej grupce mogą znaleźć się młodzi widzowie, którzy zniechęcą się do dzieł animowanych.
Łatwo krytykować stronę wizualną. Przejdźmy więc do innych aspektów filmowego rzemiosła. Może w tym aspekcie będzie lepiej?
Cóż… nie będzie.
Akcja Quo Vadis rozgrywa się w roku 63 w Rzymie. Historia rozpoczyna się od powitania Winicjusza. Celem nadrzędnym bohatera wojennego jest zdobycie serca Ligii, która żyje według chrześcijańskich wartości. O pomoc w zdobyciu wybranki prosi Petroniusza, wpływowego doradcę cesarza Nerona. Nie będzie chyba większym zaskoczeniem to, że proza Sienkiewicza została uproszczona i pozbawiona wielu ciekawych aspektów. Mamy też niebezpiecznie dużo odwołań lub zapożyczeń z aktorskiej wersji zrealizowanej przez Jerzego Kawalerowicza, co dowodzi, że w zespole twórców nie pojawiło się zbyt wiele nowatorskich pomysłów. Historia prowadzona jest pokracznie i źle zmontowana. Większość scen nie ma okazji wybrzmieć, a bohaterowie są odpychający – Winicjusz jest nieznośny, a sytuacji nie poprawia jego kwadratowa szczęka i plastikowa czupryna.
Przemiana Winicjusza jest niewiarygodna, a jego zwierzęca żądza z początku filmu nie zmienia się jakoś szczególnie w końcowym akcie. Charaktery innych postaci zbudowane są z maksymalnie jednej lub dwóch cechach. Poza tym trudno było dostosować materiał źródłowy do młodszych widzów, więc historia wypada nienaturalnie i obniża stawkę.
Jeśli miałbym pokusić się o jakieś pozytywy – jak zawsze dobrze wypada polski dubbing. Jasne, udźwiękowienie jest kiepskie (często zdarza się, że muzyka zagłusza wypowiedzi), ale nie będę krytykować pracy wykonanej przez aktorów głosowych. Pochwalę nawet Michała Milowicza za rolę Petroniusza. Co się jednak zadziało w przypadku Nerona, to rzecz niebywała. Jestem naprawdę dużym fanem Miśka, ale jego występ był tak fatalny, że aż zastanawiałem się, dlaczego nikt nad tym nie zapanował. Dawał mi jednak dużo radości i wybudzał mnie z letargu. Kiedy Koterski śpiewał lub układał wiersz, robił to z groteskową swadą. Nie przeszkadzało mi nawet, że z Nerona uczyniono postać do bólu przerysowaną i przywołującą na myśl pulpowych złoli z groszowych gazetek.
Nie mam nawet ochoty naśmiewać się z bollywoodzkiego akcentu i sekwencji kończącej. Napiszę tylko, że jedna z zabitych postaci, ubrana w dżinsy i T-shirt z wizerunkiem Jezusa Chrystusa, rapuje po angielsku i pokazuje widzom serduszka. Quo Vadis to nieśmieszny żart. Twórcy i osoby, które dofinansowały ten projekt, powinni się wstydzić.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat