„Ray Donovan”: sezon 3, odcinek 4 – recenzja
„Ray Donowan” rozpoczął swój 3. sezon z pompą, serią świetnych odcinków. Takiego tempa nie da się jednak utrzymywać cały czas, a najnowsza odsłona jest spokojniejsza i uporządkowuje świat bohaterów po emocjonujących wydarzeniach z zeszłego tygodnia.
„Ray Donowan” rozpoczął swój 3. sezon z pompą, serią świetnych odcinków. Takiego tempa nie da się jednak utrzymywać cały czas, a najnowsza odsłona jest spokojniejsza i uporządkowuje świat bohaterów po emocjonujących wydarzeniach z zeszłego tygodnia.
Tytułowy bohater serialu „Ray Donovan” tylko przez chwilę był fixerem całkowicie niezależnym i takim, którego nie można kupić. Aby uratować życie bratu, był zmuszony zawrzeć umowę z Andrew Finneyem i tak oto rozpoczęła się jego męka. Jest jeszcze gorzej niż wtedy, gdy Ray pracował dla Ezry. Teraz jest typowym chłopcem na posyłki, a kryzys jaki musiał zażegnać w „Breakfast of Champions” idealnie obrazuje jego marną sytuację. Mowa tu oczywiście o zakulisowych problemach przy amerykańskim teleturnieju, który na dobrą sprawę mało kogo interesuje. Takie rzeczy to pestka dla Donovana, a scena w której dwa razy daje z liścia prowadzącemu-seksiście to coś rewelacyjnego.
Nie da się jednak ukryć, że nasz bohater znalazł się w pułapce, z której nie ma – póki co – drogi ucieczki. Jego firma została wykupiona, a kontrakt na jego usługi został podpisany na rok. Nie ma szans, aby Ray tyle czasu wytrzymał – ta cała sytuacja zjada go od środka. Wydaje się, że wyjścia z tego bagna może upatrywać w konflikcie Finneya z jego córką (świetny Ian McShane i zaskakująco dobra Katie Holmes). Ta rodzina jest być może jeszcze bardziej dysfunkcjonalna niż ta Donovanów. Przyjdzie taki moment, w którym będzie trzeba podjąć dobrą decyzję opowiadając się za jedną ze stron, a może nawet znajdzie się na którąś z nich jakiegoś haka. Tak czy owak, spory powiew świeżości daje serialowi doprowadzenie życia Raya do jeszcze większej ruiny. Scenarzyści stawiają mu pod nogi coraz cięższe kłody, a widz ma frajdę oglądając co Ray musi zrobić, aby je przeskoczyć.[video-browser playlist="733667" suggest=""]
Pozostałe wątki tego epizodu nie były może jakieś wybitne, ale przedstawienie ich było potrzebne. Wyprawa Abby do Bostonu to dobra decyzja. Lepsze to, niż gdyby miała znów świrować i użalać się nad sobą w Los Angeles. Ta postać była przez pierwsze 2. serie spłycana z odcinka na odcinek, a teraz ma wreszcie okazję nabrać jakiejś głębi, szczególnie, że możemy bliżej przyjrzeć się jej szalonej familii. I jakież to było fantastycznie okrutne, że w momencie w którym bohaterka wyjechała, do domu wrócił Ray i Pies.
To samo co powyżej można napisać o historiach dzieciaków. Niby nic nadzwyczajnego, ale mają w sobie coś, co przyciąga uwagę. Akcja ze spontaniczną imprezą Connora to niesamowita klisza, ale rozwiązanie całego tego bałaganu było ciekawe. Chłopak – jak ojciec – załatwił wszystko za pomocą kija bejsbolowego. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. To sygnał, że Con jest na rozdrożu i być może niedługo będzie musiał zdecydować, czy podąży droga Raya (tą nieco bardziej prawą), czy może Mickeya. Co do Bridget, intryguje mnie, gdzie to podąży – oby tylko nie w stronę jakiegoś romansu z o wiele starszym nauczycielem. Póki co jest za wcześnie, by wyrokować.
Najnowszy odcinek „Ray Donovan” był ewidentnie uspokojeniem akcji po zeszłotygodniowych wydarzeniach. Niektóre kwestie uporządkowano, a nawet zgrabnie zakończono jeden wątek z 2. sezonu (Tommy i Chloe). Historia Mickeya zeszła na bok (choć dowiedzieliśmy się, że dziedzictwo, jakie chce zostawić swoim chłopakom to dziwki i koka - ambitnie), a zastąpiły ją te Abby i młodszego pokolenia Donovanów. Myślę, że David Hollander i spółka mają dobry plan na 3. sezon i teraz znów będą stopniowo podkręcać tempo. Zasłużyli na spory kredyt zaufania. Oby go wykorzystali.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat