Ray Donovan: sezon 4, odcinek 11 – recenzja
Jeszcze tylko jeden odcinek pozostał do końca czwartego sezonu Raya Donovana. Zanim jednak przyjdzie pora na podsumowania i ocenę całej serii, warto przyjrzeć się 11. odsłonie, która przygotowuje widza na finałową rozgrywkę.
Jeszcze tylko jeden odcinek pozostał do końca czwartego sezonu Raya Donovana. Zanim jednak przyjdzie pora na podsumowania i ocenę całej serii, warto przyjrzeć się 11. odsłonie, która przygotowuje widza na finałową rozgrywkę.
Chinese Algebra ma klasyczne znamiona tzw. odcinka przedostatniego. Toczące się szybkim tempem wydarzenia zostają nagle uspokojone, usystematyzowane, tak aby widz miał możliwość jeszcze raz przyjrzeć się całej fabule serialu. Niestety w przypadku Ray Donovan spowolnienie akcji jest zbyt znaczące. Trzeba przyznać, że w omawianym odcinku zdecydowanie brakuje emocji. Opowieść pozbawiona jest dramatyzmu, napięcia, a nawet pierwiastka humorystycznego.
Motyw przewodni to z pewnością cyniczne zagranie Raya, zmuszające Hectora do „położenia” walki bokserskiej o tytuł mistrza świata. Dzięki przegranej Camposa Donovan ma zarobić wielkie pieniądze na zakładach bukmacherskich i wreszcie spłacić dług Dimitriego. Trzeba pochwalić twórców za ten pomysł. Tak cynicznego i wyrachowanego Raya nie widzieliśmy już dawno. Wykorzystanie tragedii Marisol dla własnych, finansowych celów to dość bezwzględne zagranie. Z drugiej jednak strony wydaje się, że Hector zasługuje na taki los. Wszystko wskazuje na to, że decyzja o zabiciu siostry była przemyślana.
Trzeba też zauważyć, że motyw ten bardzo ładnie powiązał wszystkie wątki przewijające się przez czwarty sezon. Rosjanie, pieniądze Mickeya, Hector i Marisol - scenarzyści jasno dali nam do zrozumienia, że wydarzenia zawsze prowadziły do tego momentu. Niestety, mimo ciekawego zawiązania akcji, dalsza historia mocno traci impet. W całą intrygę zostaje wciągnięty Mickey, który miał rozruszać akcję oraz wprowadzić do fabuły trochę luzu i niefrasobliwości, wyszło jednak słabo. Zdecydowanie zabrakło humoru i pomysłu na nieszablonowe rozwiązania. Striptizerki, niespodziewany mecz w ping ponga czy kuriozalna śmierć bukmachera to motywy charakterystyczne dla najstarszego Donovana, ale tym razem zostały wprowadzone na siłę i finalnie wyszło to dość sztucznie. Zabrakło polotu i oryginalności w rozpisaniu tej historii. Wyglądało to tak, jakby scenarzyści nie mieli zupełnie pomysłu na zagospodarowaniu czasu ekranowego przeznaczono dla ojca Raya i skorzystali ze starych klisz, a kilka nowych pomysłów wysnuli podczas przerwy na kawę. Koniec końców Mickey jest znowu łotrzykiem w opałach z bardzo przyziemnymi celami. Być może warto było inaczej nim pokierować, tak aby ta postać nabrała trochę rumieńców. Donovan przez cały sezon ciekawie ewoluował, a teraz - po stracie Sylvie - wraca do punktu wyjścia.
Dzięki ustawionej walce Hectora Ray wreszcie ma szansę na uwolnienie się od rosyjskiej mafii. Mam nadzieję, że rzeczywiście mu się to uda, bo jego zmagania z naszymi wschodnimi sąsiadami nadal są bardzo statyczne i zupełnie nie wywołują emocji. Tak jak chyba wszyscy widzowie przypuszczali, Avi wyszedł z opresji jedynie z kilkoma siniakami na twarzy. Wygląda na to, że porwanie nie miało większego znaczenia dla fabuły serialu. Nie udało się również w ciekawy sposób podbudować jego postaci - nadal jest ona trzecioplanowa i nie ma większych szans na ciekawy wątek „Avi-centryczny”.
Próba ustawienia walki o mistrzostwo świata oczywiście wywołała bardzo negatywne emocje u Camposa, można przypuszczać więc, że plan Raya się nie powiedzie, bo impulsywny bokser udowodnił już, że trudno nad nim zapanować. Wszystko wskazuje na to, że w finale będziemy mieć prawdziwe emocje związane z tym wątkiem. I bardzo dobrze – przecież czekamy na to prawie od początku sezonu. W omawianym odcinku bardzo mocno czuć też brak Marisol. Bez niej historia Hectora nie jest już tak wciągająca i nie potrafi odpowiednio zainteresować widza.
Dwa tygodnie temu bardzo przyjemnie zaczęła się rozwijać historia Terry’ego. W Chinese Algebra widzimy go podczas nagłego ataku choroby Parkinsona. Jest to z pewnością prognostyk przed kolejnym sezonem. Choroba Terry’ego postępuje i wkrótce były bokser nie będzie w stanie zająć się sam sobą. Może to stanowić punkt wyjścia dla dylematów bohatera i wątków obyczajowych związanych z opieką nad nim. To dobra wiadomość dla widza - jest szansa na dużo więcej Eddiego Marsana w kolejnym sezonie.
Pozostałe wątki zupełnie nie mają znaczenia w budowaniu fabularnej całości. Pisanie czegokolwiek na temat postaci Abby to kompletna strata czasu. Brendan i Teresa natomiast wyruszają w podróż z dziećmi Raya. Być może jest to kolejny prognostyk przed piątym sezonem i duża szansa na ciekawsze historie najmłodszych Donovanów.
Najbardziej zaskakującym motywem odcinka była z pewnością jego końcówka i niespodziewany powrót Soni Kovitzky. Wydaje się, że Ray wpadł w końcu w poważne tarapaty. Z drugiej jednak strony chyba jasne dla każdego jest, że nasz protagonista poradzi sobie w tej trudnej sytuacji. Z pewnością twórcy nie zdecydują się przetestować kolejnego Donovana za kratkami. Mieliśmy już motywy więzienne z Mickeyem i Terrym, tak więc wydaje się, że tym razem potoczy się to wszystko w inny sposób. Być może program ochrony świadków? Byłby to ciekawy pomysł na piąty sezon.
Nie da się ukryć, że najnowszy odcinek jest dużo słabszy od poprzednich. Nie trzeba jednak załamywać rąk, bo wpada on tylko w charakterystyczną tendencję przedostatnich odsłon, które są zazwyczaj wprowadzeniem do wielkiego finału. Uspokajają widza, szeregują wątki, jasno rozpisują sytuację fabularną, a wszystko tylko po to, by w ostatnim odcinku znokautować oglądającego mocnym ciosem w stylu Hectora Camposa.
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat