Ray Donovan: sezon 5, odcinek 1 – recenzja
W sezonie 5 pojawia się lekka zmiana formuły i nowość, która może wyrwać ten serial z pewnego marazmu. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że zbyt dużo wtórności pojawia się w premierze Raya Donovana.
W sezonie 5 pojawia się lekka zmiana formuły i nowość, która może wyrwać ten serial z pewnego marazmu. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że zbyt dużo wtórności pojawia się w premierze Raya Donovana.
Zaskoczeniem sezonu 5 serialu Ray Donovan jest spory przeskok w czasie i ujawnienie, że... Abby nie żyje. To stanowi punkt wyjścia do zmiany formuły opowiadania historii, która najwyraźniej będzie dzielona na teraźniejsze wydarzenia oraz retrospekcje, które opowiedzą nam, co tak naprawdę się stało. Na razie dostajemy jedynie luźne, dość ogólne tropy, które intrygują, ale nic nie mówią. Te retrospekcje są strasznie dziwne... Trudno rozpoznać w nich Raya i Abby, którzy zachowują się radośnie, jak zupełnie inne postacie. To też wywołuje mieszane odczucia, bo jest to strasznie przesłodzone i monotonne, więc mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach te wydarzenia nabiorą lepszego wydźwięku. Jedynie scena wypadku samochodowego wybija trochę z marazmu w retrospekcjach. I wydaje się, że oglądamy tutaj jeden z kluczowych wątków, który może wyjaśnić, dlaczego Abby nie żyje.
Kwestia Abby ma wpływ na Raya, który zachowuje się, jakby ktoś go mocno odurzył. Nie do końca wie, co wokół niego się dzieje, co chwilę odpływa i jest tak jakby nieobecny. Z jednej strony czuć, że ten wątek ma potencjał na rozwój Raya w nowym, interesującym kierunku. Z drugiej strony, to ponownie smutny, przygnębiony Ray, jak zawsze, a to po 4 sezonach zaczyna trochę męczyć. Ja rozumiem, że to wpisuje się w DNA tej postaci, ale przez to, że twórcy ciągle rzucają mu kłody po nogi, odnoszę wrażenie, że serial przestaje się rozwijać. Ray w 5. sezonie ma mocne powody, by taki być, oczywiście, ale to nie zmienia faktu, że przez to sprawia wrażenie cały czas tej samej postaci, którą był zawsze. Nie czuć rozwoju, ewolucji czy czegoś nowego. A to może stanowić problem.
Zresztą podobna sytuacja tyczy się Bunchy'ego, Terry'ego oraz Mickey'ego. Niby robią coś nowego, starają się układać swoje życie, ale w czasie premiery sezonu 5, wszystko wraca na dość wtórne tory. Bunchy cały czas jest zagubiony, Terry ma problemy natury sercowej, a Mickey kombinuje, jak się dorobić. To właśnie wywołuje mieszane odczucia, bo nie chodzi o fakt, co te postacie robią, ale o to, że cały czas poruszane są podobne problemy z nimi związane. Trudno dostrzec w nich jakiś rozwój czy cokolwiek świeżego. Oczywiście, jak przyjrzymy się detalom, dostrzeżemy zmiany w ich osobowościach na przestrzeni minionych 4 sezonów, ale na poziomie ogólnym, to wciąż powtórka z rozrywki. Czy dla odmiany nie mogą mieć innych problemów?
Nie zrozumcie mnie źle, bo Ray Donovan to nadal ambitny, dobrze zrealizowany serial, który w sezonie 5 ma potencjał na wzniesienie się na nowe wyżyny. Po prostu w kwestiach takich szczegółów związanych z postaciami trudno nie dostrzec braku odwagi czy chęci zmiany kierunku. Jest potencjał w postaci nowych wątków zawodowych oraz nowej postaci granej przez – jak zwykle! – świetną Susan Sarandon. Jest więc nadzieja na to, by sezon ten był dobry, a może i lepszy niż poprzednie. Problem polega na tym, że premiera jest zbyt wolna, zbyt bezpieczna i poza wątkiem Abby nie potrafi mocno zainteresować.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat