Rekinado – recenzja
Rekinado to pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika kina klasy Z. Film jest niewiarygodnie zły. Problem polega na tym, że pomimo swojej głupoty nadal działa na nas magnetycznie.
Rekinado to pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika kina klasy Z. Film jest niewiarygodnie zły. Problem polega na tym, że pomimo swojej głupoty nadal działa na nas magnetycznie.
Sharknado to jeden z tych filmów, w których fabuła nie ma większego znaczenia. Los Angeles, jedna z licznych plaż nad Pacyfikiem. Surferzy znów prześcigają się w spektakularnych popisach, niektórzy ludzie opalają się w piekącym słońcu, inni podsumowują swoje życie, sącząc drinki. Jesteśmy już blisko raju, przy czym z drugiej strony od początku czujemy, że coś jest nie tak. Zbliża się ogromny huragan, a wraz z nim nadchodzi najmniej spodziewane zagrożenie. Rekinie płetwy zaczynają pojawiać się nad taflą wody, a stworzenia - nie wiedzieć czemu - rozmiłowały się w atakowaniu ludzi na potęgę. Robią to w najokrutniejszy sposób, wykazując się przy tym niesamowitą ekwilibrystyką i docierając w głąb terenu. A skoro jeszcze nadchodzi tornado, które może je zassać i przenieść na ulice Los Angeles...
Film Sharknado to zbitka słów już na poziomie tytułu. Nie inaczej jest z przekazem; momentami wygląda to tak, jakby odurzony narkotykami rekin z filmu Jaws Spielberga zaprzyjaźnił się z pozbawionymi mózgu The Birds Hitchcocka, a zmontowana przy pomocy młotka i gwoździ taśma nowej produkcji była puszczana jednocześnie z którymś z hollywoodzkich blockbusterów. Jest przerażająco źle - fabularnie, aktorsko, scenograficznie, estetycznie. Scenariusz może być największą zagadką ludzkości od czasu tej wymyślonej przez Sfinksa, a prawa fizyki są w historii traktowane w taki sposób, jak urzędy skarbowe przez Lionela Messiego. Jesteśmy w zupełnie innym świecie - odrealnionym tak bardzo, że pętla w którymś momencie się zamyka i zaczynamy zdawać sobie sprawę, jak bliskie nam staje się Sharknado.
Gdzieś pomiędzy idiotyczną opowieścią o krwiożerczych rekinach opanowujących ulice Los Angeles możemy poszukać prawdy o współczesnym człowieku. Z jednej strony on przecież upada niczym mężczyzna na molo, zrzucony przez pędzący chaotycznie, przerażony tłum. Z drugiej strony podnosi się jak kobieta w hangarze, którą tornado porywa ku niebu. Mamy tu też inteligentną satyrę na Hollywood, które przecież "nas zabije", a także zgrabną dysputę na temat problemów dzisiejszej młodzieży i rozwodników. Co więcej, finałowa sekwencja oferuje nam symboliczny powrót do korzeni ludzkości, regres ewolucyjny - cofamy się do rybiego stadium i rodzimy się na nowo, mając już jednak w ręku piłę mechaniczną.
Ważne też, że twórcom Sharknado udało się zachować odpowiedni balans pomiędzy głupotą filmu a świadomością tego stanu rzeczy. Nikt tutaj, żaden twórca czy aktor, nie stara się nawet maskować, że ta produkcja od samego początku miała być tragiczna w odbiorze. By zrozumieć ten absurdalny wydźwięk, trzeba mieć sporo dystansu do rzeczywistości i jednocześnie być obdarzonym specyficznym poczuciem humoru. W ten sposób dochodzimy do paradoksalnego "pięknego zła" - pojęcia, które wydaje się najlepiej posłuży za ocenę tego filmu. Świadome operowanie kiczem i tandetą to sztuka, która zawsze znajdzie swoich zwolenników. Jeśli jeszcze w pewnym momencie zdamy sobie sprawę, że bardziej nawet niż to, co na ekranie, śmieszy praca ekipy na planie, to otwiera się przed nami szansa na znakomitą zabawę.
Od 25.07 w Sci fi trwa Tydzień z rekinami, którego zwieńczeniem będzie premiera filmu Rekinado 4: Niech szczęki będą z tobą – 1 sierpnia, godz. 21.00
Źródło: Zdjęcie główne: Syfy
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat