Rush z całą pewnością sprawił, że męscy odbiorcy zawiesili oko na chwilkę na brunetce lub dwóch, natomiast płeć piękna z pewnością odnalazła w samym środku galimatiasu doktora Williama Rusha. Prędko dołącza do niego przerażony asystent gwiazdy rocka.
Choć każdy przypadek jest ciekawy, to nie sposób w serialu medycznym uniknąć używania wyświechtanego już motywu; to właśnie wypadki są podstawą całej akcji i działają na psychikę bohaterów. Dodatkowo Rush jest wzywany zawsze… na samym początku odcinka. Mimo wszystko jego gra oraz dobra robota filmowców przykuwają wzrok – i emocje – widza.
Uwadze nie może umknąć wątek uroczej Eve i jej jeszcze bardziej uroczego chłopaka. Niestety, dziewczyna ciągle stawia mu zarzuty. Co gorsza, chyba wciąż zmaga się z demonami przeszłości... A to tylko dodaje pikanterii i zaciętości ich relacjom. Każdy wybredny kinomaniak nie lubi, kiedy wszystko od początku do końca układa się zgodnie z planem "i żyli długo i szczęśliwie". Całe szczęście, że tym razem do karocy udał się książę bez ukochanej i bez pantofelka. Można mieć jedynie nadzieję, że reżyserowie nie postanowią zbytnio namieszać w każdej relacji damsko-męskiej – nikt nie chciałby przecież zobaczyć "Mody na sukces" na stole chirurgicznym.
[video-browser playlist="633338" suggest=""]
Perypetie Rusha zajmują więcej niż zwykle i pokazują jego słabość - ale i krnąbrność. Uparty niczym przysłowiowy osioł, zawadiacki doktor nie ma za grosz pokory i samokrytyki. Za nic w świecie nie chce się przyznać do tego, że był w błędzie. Czyżby jego zwada z ojcem miała z tym coś wspólnego?
Po raz kolejny serial Rush zaskakuje drugim dnem i wielowymiarowością. Nie brak mu sarkastycznych wypowiedzi aktorów, które można cytować do woli, bohaterów budowanych od podstaw, posiadających faktyczną osobowość i indywidualne »akta zakazane« z przeszłości, oraz najzwyklejszego polotu, dzięki któremu każde z nas siedzi przyklejone do dowolnego ekranu aż do ostatniej minuty. Pytanie: co dalej? Jak długo wątek »skomplikowania« i trudnej przeszłości zadowoli widzów? Czy reżyser sprosta poprzeczce, którą sam postawił sobie tak wysoko? Miejmy nadzieję, że tak - najlepsza zabawa ledwie się zaczęła.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/