Sklonowali Tyrone'a - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 21 lipca 2023Co się stanie, gdy połączymy atmosferę GTA: San Andreas z klimatem Mechanicznej Pomarańczy, nastrojem z Roku 1984 i szczyptą humoru? Jest to dość nieszablonowe zestawienie, toteż trudno sobie wyobrazić, co mogłoby powstać z tych składników. Oceniam produkcję Sklonowali Tyrone'a.
Co się stanie, gdy połączymy atmosferę GTA: San Andreas z klimatem Mechanicznej Pomarańczy, nastrojem z Roku 1984 i szczyptą humoru? Jest to dość nieszablonowe zestawienie, toteż trudno sobie wyobrazić, co mogłoby powstać z tych składników. Oceniam produkcję Sklonowali Tyrone'a.
Komedie często idą utartymi ścieżkami i nie stawiają na angażującą fabułę – ich głównym założeniem jest wzbudzić w widzu śmiech. Tym razem jest inaczej. Choć z pozoru może nam się wydawać, że to tylko historia o gangsterskich porachunkach w czarnej dzielnicy, szybko zostaniemy wyprowadzeni z błędu i wpadniemy na trop rządowych agentów, którzy ukrywają coś przed obywatelami… Ten opis pasuje bardziej do poważnego dramatu niż do komedii – niech Was to jednak nie zmyli, bo produkcja Sklonowali Tyrone’a potrafi rozbawić. No właśnie, jeśli chodzi o humor, który przecież jest jednym z najważniejszych czynników przy ocenianiu komedii, to trzeba powiedzieć, że jest on niewymagający i raczej prosty. Jeśli ktoś szuka skomplikowanego typu żartów, to tutaj go nie znajdzie.
Istotne jest to, że niespecjalnie wysublimowany humor stanowi kontrast z wymagającą fabułą. Momenty komediowe pozwalają nam się odprężyć i mówią: „Odpocznij, to idealna komedia na wieczór po ciężkim dniu” tylko po to, by za chwilę twórcy przypomnieli nam o pokręconej fabule. Film dotyka poważnych kwestii, takich jak marzenia, cierpienie i nasza tożsamość, a także wybiera ciekawe narzędzia łączące śmiech i niebłahą tematykę. Do refleksji dochodzimy poprzez wątek klonowania ludzi przez rządową organizację, starającą się kontrolować umysły za pomocą… kurczaków (zjedzenie ich wywołuje śmiech i życzliwość). Jest to dość oryginalny motyw science fiction, który spełnia swoją funkcję w stu procentach. Dzięki niemu nie tylko możemy zanurzyć się w fantastycznej koncepcji klonowania ludzi, ale i zadać pytania, które dotyczą naszej rzeczywistości.
Tutaj pojawia się kolejna sprzeczność, bowiem ciekawe ugryzienie ważnych tematów bywa przyćmiewane przez proste – miejscami zbyt proste – rozwiązania wątków. To jedna z niewielu wad, ale jednak na tyle spora, że kłuje w oczy i nie można przejść obok niej obojętnie. Istnieje na to recepta – przymknięcie oka. Jeśli będziecie pamiętać o tym, że Sklonowali Tyrone’a nie jest najbardziej logicznym, wysublimowanym dziełem, to zaczniecie czerpać większą radość z seansu.
A mamy z czego czerpać. Klimat jest doskonale budowany przez zdjęcia i muzykę. Szczególnie podobał mi się pod tym względem pierwszy kwadrans filmu – atmosfera gangsterskich porachunków wręcz wylewała się z ekranu, a postacie nie musiały nic mówić. Gdy jednak zaczęły się odzywać, byłem zachwycony ich genialnymi charakterami i aktorstwem. Główny bohater Fontaine grany przez Johna Boyegę jest stoickim, bezpośrednim dilerem. Wielowymiarowości dodaje mu spory bagaż emocjonalny, z którym zmaga się w trakcie trwania filmu. Teyonah Paris wciela się z kolei w prostytutkę, która często w zabawny sposób kłóci się ze swoim alfonsem. Ona także nie jest jednowymiarowa – ma niespełnione marzenie o zostaniu dziennikarką śledczą. Moment, w którym dowiadujemy się, że głośna, zabawna prostytutka pragnie zmiany – życia tak odmiennego od pracy na ulicy – zmazuje nam na chwilę uśmiech z ust i posyła w otchłań refleksji nad nami samymi. Jest to ciekawe uczucie, które sprawia, że Sklonowali Tyrone’a nie jest zwykłą komedią. Ta wielowymiarowość i zabieranie widza od śmiechu do refleksji jest największą zaletą filmu – ex aequo z najlepszą moim zdaniem kreacją aktorską w filmie. Chodzi tu o pracę, jaką wykonał Jamie Foxx, wcielając się w rolę wspomnianego wcześniej alfonsa. Aktor, znany między innymi z fenomenalnego Django, stworzył świetną postać. Wygadany, lubiący przepych i rzucający celnymi ripostami sutener jest w tym filmie najjaśniejszym elementem aktorskiego rzemiosła – choć i pozostali artyści lśnią bardzo mocno.
Ciekawym aspektem jest postać grana przez Kiefera Sutherlanda. Czarny charakter z dobrze napisanymi kwestiami zostałby przeze mnie wspomniany we wcześniejszym akapicie, gdyby nie pewien zabieg w scenariuszu, który na koniec zniszczył wszystko to, co zbudował Sutherland. Na szczęście główny czarny charakter (pewien naukowiec) nie został zepsuty. Powiem więcej – był rewelacyjny. Nie ma dużo czasu ekranowego, ale wszystkie jego motywacje są jasne i klarowne. Sprawiły nawet, że zadałem sobie pytanie – najważniejsze, jakie może zadać sobie widz, myśląc o czarnym charakterze – "Czy on w zasadzie postępuje źle?".
Sklonowali Tyrone’a to film, który bawi się z widzem. Zabiera go w emocjonalny rollercoaster – od śmiechu do poważnych refleksji. Aktorskie wyczyny Jamiego Foxxa i spółki sprawiają, że komediowe sceny chce się oglądać po kilka razy, a pytania, które stawia produkcja, zostają w głowie na długo. W zasadzie jedynymi przeszkodami, które mogą stanąć na drodze do tego ciekawego filmowego doświadczenia, są brak logiki i prostota w niektórych wątkach – polecam jednak przymknąć na to oko, a czas spędzony na zanurzaniu się w tajemnice, jakie skrywają przed nami perypetie Fontaine’a, na pewno nie będzie czasem straconym.
Poznaj recenzenta
Emil ZawiejaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat