Sposób na morderstwo: sezon 4, odcinek 14 – recenzja
Tuż przed końcówką sezonu serial zaczyna zjadać swój własny ogon. Niby dużo się dzieje, ale czy na pewno jest to tak bardzo angażujące, jakbyśmy sobie tego życzyli?
Tuż przed końcówką sezonu serial zaczyna zjadać swój własny ogon. Niby dużo się dzieje, ale czy na pewno jest to tak bardzo angażujące, jakbyśmy sobie tego życzyli?
Nie zaprzeczam - poprzedni odcinek, crossover z serialem Scandal, przypadł mi bardzo do gustu. Wartki, przemyślany - po prostu czysta przyjemność z oglądania. Dzięki temu moje nadzieje na końcówkę sezonu wzrosły znacząco. Niestety, rozczarowałam się i to bardzo, bo najnowszy odcinek jest męczący. I dość przewidywalny. Nie da się zaprzeczyć - akcja dzieje się płynnie, a wątki znacząco kierują się ku końcowi. To jest plus. Ale jakość tych wątków i zwroty akcji, które się wykorzystano, by je zakończyć - nie taka telewizja mi się marzy.
Odcinek skupia się na dwóch wątkach - śmierci Wesa oraz wybudzeniu się ze śpiączki Simona. Ciężko ocenić, który z wątków męczył bardziej. Dla wszystkich fanów Alfreda Enocha (serialowy Wes) jest bardzo dobra wiadomość - jego postać wraca we wspomnieniach, głównie w kontekście ostatnich godzin przed jego śmiercią. Dostajemy zatem kilka scen z jego udziałem, w których rozmawia z matką Laurel. I to, co było szokującą rewelacją poprzedniego odcinka - w tym jednak wychodzi po prostu słabo. I mimo całej sympatii dla postaci Wesa nie do końca wydaje mi się potrzebny jego fizyczny powrót na ekrany. Dostał swoje wielkie pożegnanie z serialem, odszedł na stałe, a widzowie przetrwali swój płacz i zgrzytanie zębów. Przywracanie Wesa w tak namacalny sposób wpływa negatywnie na odbiór jego postaci w naszych wspomnieniach. Sam wątek jego relacji z matką Laurel też wydaje się być ciągnięty na siłę, tak żeby jeszcze bardziej tylko skompilować przyczyny jego śmierci. Dla mnie ma to odwrotny efekt - im bardziej scenarzyści próbują zagmatwać motywy jego morderstwa, tym mniej cała ta sprawa mnie interesuje. A prawdopodobny trójkąt za tym stojący, czyli Denver i obydwoje rodzice Laurel, ani ziębi, ani grzeje.
W przypadku wątku Simona sprawy mają się odrobinę lepiej, choć też bez wielkich zachwytów. Młody adwokat obudził się i ma wybrakowaną pamięć. Jedyne, co było dla niego istotne, to jego uczucia wobec Olivera. I tę właśnie kartę postanowili wykorzystać główni bohaterowie z Annalise na czele. I jak można się było spodziewać, pojawiła się seria planów i zamiarów, byle tylko wybadać ile Simon pamięta i co z tym fantem zrobić, by ugrać dla siebie jak najwięcej. A w momencie, w którym jego pamięć zaczęła w pełni wracać - nasi bohaterowie zaczynają… planować jeszcze więcej, by w ostateczności odpowiednio skutecznie szantażować Simona. I o ile dość przyjemnie się to ogląda, to jednak nie jest to ani niczym odkrywczym, ani godnym zapamiętania. Ot, schematyczne rozwiązania, które widzieliśmy już wcześniej w tym serialu. I to wielokrotnie.
Ponieważ serial zbliża się ku końcówce sezonu, trzeba było zamknąć kilka wątków. Dlatego wydaje się, że być może pożegnaliśmy już w końcu tego nieszczęsnego pana terapeutę, Isaaca, którego postać od samego początku wydawała mi się zbędna dla serialu. Annalise i Isaac dostali chwilę na wyjaśnienie swoich żałości i może nawet rodzaj wybaczenia własnych win. Próbowano nam pokazać tutaj także cień uczuć, jaki podobno był pomiędzy tymi postaciami. Niespełniona miłość? A może była to niezdrowa zależność pomiędzy terapetuą a pacjentką? A może ciche porozumienie pomiędzy dwoma uzależnionymi i złamanymi przez życie ludźmi? Cokolwiek to było - wydaje się być zakończone i nasi bohaterowie mogą w końcu się rozejść. A przynajmniej taką mam nadzieję, bo był to zdecydowanie najmniej interesujący wątek serialu, bez którego How to Get Away with Murder wiele by nie stracił.
Skoro o miłościach mowa, to na jaw wyszła zdrada Michaeli. Sprawa została wypchnięta na powierzchnię bardzo szybko i nieco mniej dramatycznie niż się spodziewałam. A już na pewno dużym zaskoczeniem jest fakt, w jakim pośpiechu ją stłamszono innymi, “ważniejszymi” wydarzeniami związanymi z Simonem. Związek Ashera i Michaeli miał dość zabawne wzloty i upadki, ale ostatecznie zbudowano z niego relację ciekawą i w pewien sposób nawet wiarygodną. Wielokrotnie dodawała kolorów całemu serialowi. Ba! Pokazano nawet Michaelę jako osobę, która faktycznie weszła w ten związek na serio. Tym bardziej ta zdrada była wyciągnięta z magicznego kapelusza, chyba tylko po to, by zażenować widzów. Oczywiście, cała ta sytuacja może mieć tragiczne konsekwencje dla całej grupy - Asher zmieniając swoje zeznania może wpędzić swoich przyjaciół w poważne, prawne kłopoty. Jeśli jednak scenarzyści pójdą tym tropem, to może byłoby już lepiej by serial po prostu zakończył swoją emisję, zanim stanie się jeszcze bardziej absurdalny.
Na koniec została Bonnie, której sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Przede wszystkim jej postać od kilku odcinków balansuje na granicy życia i śmierci. Jej nieustanny pokaz sił z Denverem, przekupstwa, podchody, wyciąganie informacji i szantażowanie - a wszystko to, by być lojalnym wobec Annalise - kończą się wypadkiem samochodowym. Oczywiście nie wiadomo jeszcze czy to zwłoki Bonnie leżały w czarnym worku, czy może innej, przypadkowej osoby, ale twórcy bardzo chcą byśmy wierzyli, że to właśnie ona zginęła w tragicznym wypadku. Wcześniejsze sugestie dotyczące niesprawności jej samochodu, prośby Franka o pomoc, bo czuje się zagrożona, a potem sugestywna rozmowa w samochodzie bezczelnie sugerowały nam, co ją spotka. Pytanie nasuwa się samo - czy naprawdę scenarzyści pozwolili sobie na pozbycie się jej postaci w tak prosty i banalny sposób? Sam jednak fakt, że na odpowiedź musimy czekać do następnego odcinka sprawia, że ten wątek wydaje się być naciągąny do granic możliwości. I po prostu kiczowato zrealizowany. I szczerze? Mimo, że uważam Bonnie za najlepszą postać serialu - wcale nie czekam na tę odpowiedź.
Naprawdę wielka szkoda, że serial tak bardzo opadł z sił tuż przed samą końcówką. Kontrast jest tym większy, że poprzedni odcinek był bliski ideałowi. Tym razem jednak pozostaje zmęczenie, rozczarowanie i wewnętrzne rozgoryczenie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat