Star Trek: Discovery: sezon 4, odcinek 2 i 3 - recenzja
Data premiery w Polsce: 25 września 2017Star Trek: Discovery stara się tworzyć ciekawe zagrożenie, z jakim bohaterowie tego uniwersum nie mieli jeszcze do czynienia. Tylko czy to daje historię wartą tego czasu? Tutaj można się spierać.
Star Trek: Discovery stara się tworzyć ciekawe zagrożenie, z jakim bohaterowie tego uniwersum nie mieli jeszcze do czynienia. Tylko czy to daje historię wartą tego czasu? Tutaj można się spierać.
Star Trek: Discovery sprawdza się wówczas, gdy historia w pełni skupia się na motywie przewodnim. Walka o odkrycie prawdy o tajemniczej anomalii jest prowadzona interesująco, bo czujemy zagrożenie i bezradności wszystkich bohaterów. Jest to coś lekko odświeżającego - widzimy, że Michael Burnham na tę chwilę nie odkrywa idealnego rozwiązania w pięć minut, by uratować galaktykę. Nie jest wykluczone, że twórcy pójdą znów tą drogą i w absurdalnej formie bohaterka rozwiąże problem, ale na ten moment cieszy lepsze rozłożenie akcentów na inne postacie. Choć dalej robi sama więcej, niż powinna (jednak ma uratować dzień), to i tak delikatna zmiana tego aspektu staje się bonusem 2. odcinka, który... znika w 3. odcinku. Jej wyprawa z matką, by odnaleźć zbuntowaną członkinię zakonu, to powrót Burnham-zbawczyni w pełnej krasie. Twórcy wymuszają, aby to koniecznie ona uratowała sytuację, choć nie jest to nawet potrzebne ani naturalne. Jest bardziej po to, by przypomnieć, jak bardzo jest perfekcyjna i idealna. Sama historia nic nie wnosi. Jest to zapychacz niemający wpływu na główny wątek sezonu.
Oba odcinki pokazują, jak bardzo brakowało Saru. Pomimo scenariuszowych mielizn i kiczowatych dialogów ta postać ma charakter, osobowość i charyzmę. W tym aspekcie czuć męczarnie scenarzystów, którzy mają pomysł, ale tak siermiężnie i karkołomnie go rozpisują, że efekt pozostawia wiele do życzenia. Saru-mentor pasuje idealnie, ale każda ta scena wywołuje uczucie zażenowania, jak bardzo jest to górnolotne, puste i cringe'owe. Takie sceny pozostawiają wrażenie, że wszyscy tutaj są nierozgarnięci, a Saru to prawdziwy mędrzec, będący opiekunem każdego. Na papierze wiele tych pomysłów wygląda w porządku: choćby poszukiwanie własnego ja przez Tilly, ale wykonanie jest okropnie płytkie i puste. Twórcy coś chcą osiągnąć, pokazując rozwój postaci, ale na samym zamiarze się kończy, bo gdy przychodzi co do czego, błąkają się, racząc widzów wątkami tworzonymi wręcz karygodnie.
Najgorzej wypada kwestia Booka, czyli coś, co potencjalnie miało największy potencjał emocjonalny. Mamy więc człowieka, który stracił całą planetę i rodzinę. Aktor prawdopodobnie sam został przytłoczony przez ten wątek. Twórcy nie wiedzieli, co z niego wykrzesać, bo poza określonymi kliszami nie ma tu do pokazania autentycznej żałoby i emocji. Sztuczność aż razi, gdy Book mota się na ekranie, odbijając się od schematów rozpisanych po linii najmniejszego oporu. To w obu odcinkach dochodzi do takiego poziomu, że aż staje się irytująco nudne i przewidywalne. A ewolucja wątku i ogarnięcie jego emocji następuje tak szybko, że traci jakąkolwiek wiarygodność. Oczywiście w tym wszystkim rola Burnham jest kluczowa, więc nawet Book nie może przepracować swoich emocji solo, by pani kapitan nie musiała ratować dnia.
Niepotrzebnym i zbytecznym wątkiem jest kwestia Adiry i Greya. Tworzenie dla tego drugiego ciała, aby świadomość podłączona pod Adirę mogła znów mieć normalne życie staje się łopatologiczną metaforą transpłciowości, która nic nie wnosi do tego serialu. W 2. sezonie ich historia też niewiele wnosiła, ale przynajmniej miało to jakiś sens. W 3. sezonie jest to już wymuszone i na doczepkę. Nie czuć, aby wątek osobisty Adiry i Greya miał jakiś klarowny związek z tym, czym Star Trek: Discovery jest.
Star Trek: Discovery w nowej odsłonie - pomimo ogromu wad i powielania błędów poprzednich sezonów - jest wykonany ładnie. Określone pomysły mają potencjał, a tempo w wielu miejscach pozwala czerpać pożądaną rozrywkę. Niestety, fatalnie rozpisana historia sprawia, że niektóre wątki nie wybrzmiewają tak, jak powinny.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat