

Trudno znaleźć firmę, która chętniej niż Nintendo wracałaby do swojego katalogu sprzed lat, odświeżając klasyki i przenosząc je na kolejne generacje sprzętu. Japończycy niemal co roku wypuszczają kilka remasterów znanych i lubianych tytułów — za co bywają zarówno chwaleni, jak i krytykowani. Zwłaszcza wtedy, gdy za odświeżone wersje żądają tyle samo, co za zupełnie nowe produkcje. Zdarzają się jednak wyjątki, przy których wyższą cenę można jakoś usprawiedliwić. Dla mnie idealnym tego przykładem jest właśnie Super Mario Galaxy 1 + 2, bo to dwa prawdziwie ponadczasowe tytuły, które kosztują tyle (ok. 260 zł), co jedna premierowa gra.
Pierwsze Super Mario Galaxy ukazało się w 2007 roku na konsoli Nintendo Wii i od razu zostało okrzyknięte hitem. Ta trójwymiarowa platformówka nie tylko stała się jedną z najlepszych odsłon serii z sympatycznym wąsaczem, ale też jedną z najwyżej ocenianych gier w historii. Trudno się temu dziwić, bo twórcy znakomicie połączyli klasyczną formułę rozgrywki znaną już z Super Mario 64 czy Super Mario Sunshine z unikalnymi mechanikami i niezwykle kreatywnym projektem poziomów. Całość dopełniała barwna, stylowa oprawa, która nawet dziś prezentuje się świetnie. Trzy lata później na rynek trafiło Super Mario Galaxy 2 — kontynuacja, która oferowała jeszcze więcej tego, co pokochali gracze, a przy tym wprowadzała nową zawartość, w tym chociażby obecność przeuroczego Yoshiego.
Pierwsza część doczekała się portu na Switcha już wcześniej — w ramach kompilacji Super Mario 3D All-Stars, dostępnej w oficjalnej dystrybucji jedynie przez ograniczony czas. Po pięciu latach Nintendo powraca z nową reedycją, tym razem w zestawie z Super Mario Galaxy 2. Obie gry otrzymały kilka ulepszeń, także pod kątem większej mocy oferowanej przez konsolę Nintendo Switch 2. Jedno jednak pozostało bez zmian: obie produkcje wciąż są niesamowicie grywalne i bez problemu mogą konkurować ze współczesnymi platformówkami 3D. Co więcej, w tym przypadku trudno którąś z nich określić mianem "lepszej" lub "gorszej". Obie fenomenalnie przeszły próbę czasu i w dalszym ciągu są bardzo grywalne.
Super Mario Galaxy 1 + 2 plasuje się gdzieś pomiędzy zwykłym portem a pełnoprawnym remasterem. Nie znajdziemy tu rewolucyjnych zmian, ale zadbano o wyższą rozdzielczość (nawet 4K na Switchu 2), usprawniony interfejs i płynne 60 klatek na sekundę, dzięki czemu obie gry wyglądają i działają znakomicie. Oczywiście da się dostrzec, że ich korzenie sięgają kilku generacji wstecz, ale podczas rozgrywki kompletnie się o tym nie myśli.
Tym razem Nintendo nie zdecydowało się na dużą porcję nowej zawartości, jak w przypadku między innymi Super Mario 3D World + Bowser’s Fury, ale pojawiło się kilka drobnych, miłych dodatków. O nowe rozdziały rozszerzono Rosalina’s Storybook, dodano odtwarzacz muzyczny z ponad 150 utworami oraz wprowadzono Assist Mode — opcję ułatwiającą rozgrywkę poprzez zwiększenie liczby punktów życia i automatyczne ratowanie postaci przed upadkiem w przepaść. To przydatne udogodnienie zwłaszcza dla mniej doświadczonych graczy. Szczególnie w drugiej części, która jest wyraźnie trudniejsza od dość przystępnej (z nielicznymi wyjątkami) „jedynki” i młodszym odbiorcom lub osobom mniej wprawnym w użytkowaniu pada może dać czasami w kość.
Z oczywistych względów zmodyfikowano także sterowanie, stawiając na żyroskop. Początkowo takie rozwiązanie wydawało mi się mniej precyzyjne od Wiilota, ale dość szybko do niego przywykłem i po pewnym czasie przestało mi to przeszkadzać — szczególnie po zaznajomieniu się z opcją szybkiego resetowania kursora za pomocą przycisku „R”. Alternatywą — całkiem niezłą, co warto dodać — jest korzystanie z ekranu dotykowego podczas zabawy w trybie przenośnym. Przesuwając po nim palcami, możemy zbierać Star Bitsy lub korzystać z chwytnego języka Yoshiego.
Super Mario Galaxy 1 + 2 to znakomity zestaw, zwłaszcza dla tych, którzy wcześniej nie mieli okazji zagrać w te dwa tytuły. Czeka ich tu mnóstwo świetnej zabawy i ogromna dawka kreatywności, z której słynie Nintendo. Ci, którzy znają już obie gry na wylot, nie znajdą tu wiele nowości, ale i tak trudno nie docenić, że to po prostu najlepsze możliwe wersje dwóch ponadczasowych klasyków.
Poznaj recenzenta
Paweł Krzystyniak
