Supergirl: sezon 3, odcinek 20 – recenzja
W serialu Supergirl spotkały się Dzień Matki i Dzień Dziecka - efekt w postaci odcinka Dark Side of the Moon jest tak zatrważający, że powstają pytania o sens dalszej emisji tej produkcji.
W serialu Supergirl spotkały się Dzień Matki i Dzień Dziecka - efekt w postaci odcinka Dark Side of the Moon jest tak zatrważający, że powstają pytania o sens dalszej emisji tej produkcji.
Rozleciał się nam serial Supergirl na kawałeczki. Choć znajdujemy się już na ostatniej prostej 3. sezonu, twórcy w dalszym ciągu traktują jego zasadniczą oś fabularną niczym problematyczną kurtyzanę, którą z niejasnych przyczyn chcieliby ukatrupić - tak, by na ekranie prym wiedli prawdziwi bohaterowie produkcji: wątki emocjonalne i przygotowanie amerykańskich nastolatków do życia w rodzinie. W odcinku Dark Side of the Moon widać to jak na dłoni; arcydelikatne i mimozowate tango protagonistów trwa od wejścia Kary i Mon-Ela do kosmicznej kapsuły po ich powrót na Ziemię - zwróćcie uwagę, że nawet finałowy cios Dziewczyny ze Stali w kierunku Reign wygląda aż do bólu sztucznie. W opowieści roi się za to od matek dopiero co nieżywych (Alura) i tych żonglujących granatami przed swoimi potencjalnymi pociechami (Alex). To kolejna odsłona serii, która udowadnia nam, że pomysł na cały sezon nie ma większego znaczenia. Drzewa genealogiczne naszych śmiałków i ich tyrady o wewnętrznym niepokoju są o niebo ważniejsze.
Kiedyś wierzyliśmy w to, że Kara i jej kuzyn z Metropolis są jedynymi ocalałymi z Kryptona. Tymczasem w produkcji stacji The CW jak grzyby po deszczu wyrastają niedobitki z planety rzekomo unicestwionej - kwartał bez kolejnego Kryptończyka w opowieści wydaje się stracony. Zaczęło się od wiecznie przyczajonych Nona i jego kompanów w 1. sezonie, a teraz dowiadujemy się, że kosmiczną pustkę przemierza jeszcze całe miasto Argo, które przywodzi na myśl pleśń na jednym z międzyplanetarnych meteorytów. Sprawa o tyle ważna, że spoczywa tam artefakt potrzebny do pokonania Reign. W Dark Side of the Moon nie ma choćby za grosz napięcia fabularnego - bohaterowie odbębniają kolejne punkty z pożal się Boże scenariusza, przy czym widz będzie wiedział doskonale, co wydarzy się za chwilę. Ekranowe jatki raz jeszcze ustąpiły miejsca większym niż życie przemowom o heroicznych powinnościach. Gdy Kara serwuje nam bon-moty o odwadze, odpowiedzialni za serial w sobie tylko wiadomym celu postanowili nas uraczyć przebitkami z bojącą się o własne życie Alex. Lenistwo twórców dopadło również protagonistów; J'onn dotrze do kompanki z DEO dopiero wtedy, gdy ta zdąży już pokonać drogę między budynkami.
Tego typu kwiatków w ostatniej odsłonie serii jest znacznie więcej. Alura wraca do świata żywych na zasadzie królika wyciąganego z kapelusza, Mon-El ratuje mające problemy z oddychaniem dziecko, Winn przygotowuje się do ojcostwa a Alex wątpi w sens hipotetycznego macierzyństwa, skoro raz po raz ktoś chce jej posłać kulkę w łeb. Na drugim biegunie tej fabularnej paplaniny wyrasta warstwa realizacyjna. Jeśli choć przez chwilę zastanowimy się nad wyglądem Argo, to możemy odnieść wrażenie, że jego ekranową wersję już gdzieś widzieliśmy - choćby w komunijnych dekoracjach albo w wystroju remizy, która z braku innych opcji pełni rolę dożynkowego centrum zabawy. Wszystkie mankamenty odcinka twórcy chcieli jak najszybciej zamieść pod dywan i przykryć osobliwą woltą narracyjną - pokazaniem, że w Najwyższej Radzie ocalałego kryptońskiego miasta zasiada szpieg mocno kibicujący poczynaniom Reign. Jaki poziom serialu, taka jego ekranowa trwoga.
Dark Side of the Moon to kolejny dowód na to, że produkcje superbohaterskie stacji The CW cierpią na sztucznym wydłużaniu ich sezonów do 23 odcinków. Scenarzystom brakuje bowiem pomysłów na zgrabne zapełnienie opowieści, więc celują w nas niemalże wszystkim, co mają pod ręką. Upadek Supergirl na tym polu jest jednak najbardziej spektakularny. Właściwie każdy z tegorocznych odcinków prezentuje się jak oranie o fabularne dno. Jest to o tyle zaskakujące, że Dziewczyna ze Stali w grudniu zostawiała nas ze sporymi nadziejami co do jej dalszych losów. W ostateczną fazę tej odsłony serii wchodzimy tymczasem z minorowymi nastrojami, najprawdopodobniej wiedząc, co przyniesie ekranowa przyszłość. Supergirl potrzebuje natychmiastowej reanimacji, choć doradzałbym, byście już zamawiali kwiaty na rychły pogrzeb tej produkcji.
Źródło: Zdjęcie główne: The CW
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat