Co prawda z Biblii wiemy, że dobrze być trzeźwym i czuwać, ale skoro już wraz ze mną tydzień w tydzień oczekujecie akurat na kolejne fiku-miku w Supergirl, to pochylmy się wspólnie nad tym, jak przetrwać ten proces bez wyniszczających wątrobę wspomagaczy? W nocnym przypływie dbałości o Wasze narządy, komfort i kondycję psychiczną (wbrew pozorom dobry ze mnie gość, tak sądzę, przynajmniej wtedy, gdy nie oglądam The CW) wymyśliłem, że w moich recenzjach znajdzie się miejsce na gościnne występy. Choć planowałem, że serię tę otworzy moja szanowna Rodzicielka, to mama przybędzie z ciastem dopiero za jakieś 2 tygodnie - najpierw Dziewczyna ze Stali (Kara Danvers, nie osoba, która wydała mnie na ten świat - chociaż, cholera...) ustąpi pola finałowi Super Bowl. Złożyło się jednak tak, że nieproszony gość napatoczył się sam, a w moim życiu znaczy on prawie tyle co mama. Tak, to on, The Incredible Hulk w pełnej krasie. Zapytacie zdziwieni: odbiło ci, Piskozub? Odrobinę; gorzej tylko, że podobna głupawka dopadła twórców Supergirl. Nie dość, że zaserwowali nam tym razem jeszcze jeden z najgorszych odcinków w historii tej produkcji, to pomysł na fabułę skopiowali oni z filmu MCU. No tak, w końcu fantazja jest od tego, aby bawić się na całego.
Źródło: The CW
+15 więcej
Beep beep! Czy to samolot? Czy to Supergirl? Nie, to jednak ptak. Scenarzyści odcinka Blood Memory pracowali w pocie czoła nad tym, aby przed wyruszeniem Kary i Nii Nal do rodzinnego miasta tej ostatniej przemknąć przez inne wątki z szybkością Strusia Pędziwiatra. Już po kilku minutach będziemy więc wiedzieć, że sobowtórowi tytułowej bohaterki z Kasnii krew z nosa poleciała, a potraktowanie jej prądem skończy się wyładowaniem promieniami gamma, które z niejasnych przyczyn sprawi, iż zwykłe narkotyki po drugiej stronie globu staną się czarodziejskie. Zarzucisz pigułę i nawet nie tyle wchodzisz do świata Keitha Richardsa, co na twojej facjacie pojawia się jakaś odpustowa maska, biegasz dookoła i chcesz wszystkich przewracać. Jeśli już używki wywołują aż taką ruchawkę, to w ich posiadanie będą chcieli wejść do tej pory głównie stojący na ulicach z psami fanatycy z Children of Liberty. W dodatku mama Nii relatywnie szybko kopnie w kalendarz, a na jej pogrzebie pojawi się więcej kosmitów niż w czasie incydentu w Roswell. Dodaj dwa do dwóch; masz w sobie choć cząstkę ideologiczno-międzygalaktyczno-głupawego agresora? No to drugiej takiej okazji jak ta ceremonia na burdę nie znajdziesz. Twórcy nawet nie ukrywają, że podwaliny tego wątku zostały żywcem wyjęte z filmu o Hulku - na początku możemy mówić o inspiracji, ale gdy pojawiają się słowa o promieniach gamma i drzemiącej w ludziach wściekłości, mamy już do czynienia z kalką. Fabuła Blood Memory raz po raz ugina się pod własnym ciężarem; zupełnie nim przygnieciona zostaje Alex. Biedaczka nie wie już, że ulubionym filmem jej siostry wcale nie jest Terminator 2: Judgment Day (chowałem twarz w dłoniach, gdy Kara próbowała mówić głosem Arnold Schwarzenegger - talk to the hand, dziewczyno z plastiku!) tylko The Wizard of Oz. Coś więc w majsterkowaniu przy jej pamięci poszło nie tak; agentka nie dość, że wchodzi na trajektorię kolizyjną z Supergirl, to jeszcze daje się ograć młodocianym narkomanom jak uczniak. Biega wkoło bez celu, szuka pomocy, a do wydobycia informacji z zatrzymanych wykorzysta fortel w postaci wprowadzenia do celi wyluzowanego do granic Brainy'ego - zapewniam Was, że tak idiotycznej sceny nie widzieliście od dawna. Cały wątek również znajdzie swą kulminację na pogrzebie matki Nii; widz może odnieść wrażenie, że na tej imprezie brakuje już tylko zaklinacza węży i, nie wiem, sióstr Godlewskich. Wszyscy się tu tłuką ze wszystkimi, przemieszczają bez ładu i składu, a źle wykadrowana w CGI Dziewczyna ze Stali gasi pożar będąc trochę jak ojciec Pio - jednocześnie znajduje się za i obok buchających płomieni. Cuda, choć nikogo już nie dziwią. Najważniejszym komponentem całej opowieści przynajmniej na papierze miała okazać się kwestia genezy Nii Nal. Wątek o tyle delikatny, że szło tu również o transpłciowość bohaterki. Twórcy zupełnie nie stanęli jednak na tym polu na wysokości zadania; okazało się, że największym problemem Dreamer wcale nie jest jej społeczne napiętnowanie, tylko irytująca siostra-zazdrośnica, która w genetycznym totolotku chciała po prostu nabyć supermoce. Bite kilkanaście minut spędzimy więc na dziecinnym obrażaniu, kończącym się złowrogim: "Przecież nawet nie jesteś w pełni kobietą". Tak, zabolało. Podobnie jak widza głowa od zabierania go na pole buraków i innej kukurydzy, na którym pojawi się łóżko czy fotel, a operator wykorzysta w soczewce odcienie bieli - oto przepis odpowiedzialnych za produkcję na alternatywny świat marzeń i snów. Dodajmy jeszcze do tego, że cała rodzinka Nal to wariacja na temat osób dbających o zdrowe odżywianie i hipisów jednocześnie. A może yippies? Dumałem nad tym przez chwilę, zanim z odpowiedzią przyszedł John McClane: "Yippee ki-yay, motherfu...!". Źle się dzieje w Supergirl, naprawdę. James wykorzystuje już posadę do tuszowania tajemniczych zamiarów swojego obiektu westchnień, a scenografia w mieszkaniu Kary i rodziny Nal stała się najwyraźniej ofiarą cięć budżetowych - jakby na ścianach wciąż czegoś brakowało, a meble wyciągano z pobliskich śmietników. Co więcej, oddziaływanie Czerwonej Córki z Kasnii na całą historię póki co jest aż do bólu absurdalne, a twórcy, miast kłaść fundamenty pod drugą fazę obecnego sezonu, wolą w dalszym ciągu serwować rozmaite fabularne dygresje - choć są obecne, równie dobrze mogłoby ich nie być. W tej materii nikt nie zamierza odpuszczać, skoro dajmy na to tytuł 13. odcinka to - a jakże - What's So Funny About Truth, Justice, and the American Way. Wióry będą lecieć. Odpalcie piekarniki. Nie, nie będziemy tam wsadzać głowy żadnej z postaci, ale z pewnością komuś się (nie) upiecze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj