Supergirl: sezon 4, odcinek 13 – recenzja
Twórcy Supergirl odkryli karty - w ostatnim odcinku nawiązania do Donalda Trumpa i jego polityki są tak czytelne, że mamy tu do czynienia z prawdopodobnie najgorszą odsłoną w historii tej produkcji.
Twórcy Supergirl odkryli karty - w ostatnim odcinku nawiązania do Donalda Trumpa i jego polityki są tak czytelne, że mamy tu do czynienia z prawdopodobnie najgorszą odsłoną w historii tej produkcji.
Jeśli po seansie ostatniego odcinka Supergirl zastanawiacie się nad tym, jak żyć i o co w ogóle chodzi na tym łez padole, to nie mogliście trafić w lepsze miejsce. Wciąż nie mogę się otrząsnąć po tym, co zobaczyłem. What's So Funny About Truth, Justice, and the American Way? to prawdopodobnie najgorsza ze wszystkich odsłon w historii produkcji The CW. Przepis na ekranowy zakalec jest prosty: chaotycznie wymieszaj ze sobą wszystkie wątki całego sezonu, powtarzaj z uporem maniaka słowo "faszyzm", spraw, by amerykański prezydent z zupełnie niejasnych przyczyn stał się jednym z głównych antagonistów, a opowieść zapełnij idiotycznymi frazesami w stylu: "To zły czas na to, aby być dobrym człowiekiem" tudzież "Zwalczymy uprzedzenia ekstremalnym uprzedzeniem". Koniecznie też zadbaj o to, by przez historię raz po raz przewijała się grupka przygłupów strojących absurdalne miny, nazywana tu dla niepoznaki Elitą. Tak, właśnie zahaczyliśmy o dno.
Jak więc przetrwać cały tydzień po tak mocnym nokaucie w poniedziałek? Wykorzystajmy sprawdzony sposób. Potrzebujecie do niego 25 dag mąki, 25 dag cukru, 25 dag margaryny, 4 duże jajka, 1 dużą cytrynę, 1 łyżeczkę proszku do pieczenia, a do podrasowania specyfiku przyda się jeszcze 7/8 szklanki cukru pudru i połowa cytryny. Do plecaka wsadźcie dobry humor i szczyptę miłości; ruszamy w podróż i bynajmniej nie taką, jaką właśnie na tle koślawego CGI odbyła Dziewczyna ze Stali - ta rozmiłowana w hasztagu #ObywatelskieNieposłuszeństwo postanowiła zniszczyć satelitę, która chroni naszą orbitę przed statkami kosmitów. No bo wiecie, jej pomysłodawca, prezydent, to metafora Donalda Trumpa, a dryfujące nad naszymi głowami urządzenie to nic innego jak mur na granicy z Meksykiem. Myślicie, że jest śmiesznie? To co powiecie na to, że w ostatniej odsłonie serii pojawiają się pokraczne nawiązania do filmów A Clockwork Orange (członek Elity ma na sobie kapelusz, w dodatku jego pseudonim to... Kapelusz) i Heat (Kara udaje się do Manchesteru na pogawędkę z - a jakże - Manchesterem; ich spotkanie trwa jakieś 10 sekund), a obcy zostają porównani do biblijnych Izraelitów, dla których Supergirl ma być... Mojżeszem? Oddzielcie fabularne ziarna od plew, oddzielcie też żółtka od białek i te pierwsze utrzyjcie z miękką margaryną i cukrem. Tak na całego, jak w National City natężenie akcji co tydzień - do białości, na gładką i puszystą masę. A potem do tego tworu dorzucacie Trumpa. Jeśli nie macie go pod ręką, to przynajmniej całą startą na tarce cytrynę.
Scenarzyści mogli w tym tygodniu faktycznie stanąć oko w oko z jakimś bóstwem, choć podejrzewam, że był to bardziej Zegarmistrz Światła. Skoro zniknęły podłogi i powietrza, to powstała wielka dziura, otchłań, w którą bez ładu i składu zaczęły wpadać wszystkie wątki, jakby twórcy przypomnieli sobie, że coś w tym sezonie jeszcze musi się wydarzyć. Manchester wydostaje się więc z paki i od razu postanawia wziąć rewanż na Children of Liberty. Pomaga mu w tym pożal się Boże Elita, w skład której wchodzą jeszcze Kapelusz (gość korzysta z kapelusza, który ma właściwości rodem z piątego wymiaru), Menagerie (poznana przed 2 tygodniami bieda-wersja Venoma) i Morai (tego stwora nie odróżnisz od Marsjan, wygląda jak krzyżówka niedźwiedzia i wydry). Wesoła gromadka przemieszcza się po świecie i zarzyna przeciwników, dokumentując swoje eskapady za pomocą mediów społecznościowych. Rozrzucone ciała, plany na kolejne krwawe jatki. Oczywiste jest to, że na takie modus operandi zgody nie da Supergirl, która do walki z zagrożeniem stanie ramię w ramię z Dreamer, Brainym i J'onnem - pierwszych dwoje dopiero co szkoliło się pod okiem robota Kelexa w Fortecy Samotności. Finałowy pojedynek obu drużyn prezentuje się tak źle, jak to tylko możliwe: absolutnie żaden z uczestników starcia nie trafia we wroga, ale wszyscy i tak odbijają się od ścian jak piłeczki. Wybuchy na chybił-trafił, zwolnione tempo, wygaszanie świateł. Co więcej, do gry włącza się Alex, choć nikt z nas nie dowie się, jak zdołała ona tak szybko przemieścić się na schody jakiegoś zapomnianego przez świat hangaru w Wyoming. Popsuta wisienka na cuchnącym torcie także się znajdzie; Supergirl w kosmicznym skafandrze wylatuje w Kosmos, by zniszczyć satelitę. CGI jak w Xena: Warrior Princess, albo nawet jak w O dwóch takich, co ukradli księżyc. Tylko, na Boga, ktoś jeszcze twórcom ukradł mózgi.
Na drugim biegunie fabularnym dzieje się równie wiele. James przez cały odcinek zastanawia się nad sensem istnienia, by w końcu zrozumieć, że jest bojownikiem walki o prawdę - niegdysiejszy kochaś daje zielone światło na przygotowanie materiału, który uderzy we współpracującą z rządem Lenę. Prezydent Baker to zaś oportunista romansujący z "faszystami", wdrażający jakieś szemrane plany na obronę Ziemi, które są "złe". Dlaczego złe? Nieważne; istotne jest, by przeciwstawić się władzy. My wiemy lepiej. Jest jeszcze Ben Lockwood, który po wyjściu z więzienia za kołnierz nie wylewa, a w dodatku staje się politycznym języczkiem u wagi dla szefa rządu USA. Wspólne zdjęcie, legitymizacja działań Children of Liberty. Facet ma z całą pewnością zaburzenia osobowościowe; raz to wypisz wymaluj tchórz, w innym miejscu walczy z demonami, które pchają go w kierunku makabrycznej przemocy. Jak widzicie, twórcy zdołali wymieszać ze sobą wszystkie wątki, choć zrobili to bez żadnego ładu i składu. Bądźcie lepsi i wymieszajcie mąkę z proszkiem do pieczenia i przesiejcie do miski. Łyżeczka po łyżeczce dodajemy to teraz do przygotowanej uprzednio masy i mieszamy - dokładnie, choć delikatnie, niczym Brainy w swoich zalotach do Nii.
Wydaje się, że w What's So Funny About Truth, Justice, and the American Way? twórcy Supergirl odkryli przed nami wszystkie karty, może z wyjątkiem tej dotyczącej sobowtóra Dziewczyny ze Stali z Kasnii, o którym na razie ni widu, ni słychu. 4. sezon produkcji to siermiężna metafora sytuacji politycznej USA, a odwołania do prezydenta Trumpa są tak czytelne, że problemów z ich rozszyfrowaniem nie miałyby nawet dzieci. Przy całej tej mnogości wątków, by nie powiedzieć po prostu cudów na kiju, prawdopodobnie najbardziej zaskakuje fakt, że te zestawione ze sobą stają się porażająco wręcz nudne. Na ekranie pojawiają się zupełnie znienacka, czasami są dorabiane na poczekaniu, by wytłumaczyć kolejne działania bohaterów. Tragedia, a przecież dopiero wkraczamy w drugą część obecnego sezonu. Nie pozostaje już nic innego, jak nasmarować brzegi karbowanej formy do wypiekania margaryną i wstawić masę do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na jakieś 40 minut. Pozwolę sobie zauważyć, że zajmie to Wam dokładnie tyle czasu, co kolejny odcinek przygód Dziewczyny ze Stali, jednak to doglądanie wyrastającego ciasta będzie bardziej pasjonować niż jeszcze jedna wizyta w National City.
Źródło: Zdjęcie główne: The CW/goodtoknow.com
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat