Superman: Action Comics. Metropolis w ogniu. Tom 4 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 24 listopada 2021Superman: Action Comics. Metropolis w ogniu. Tom 4 to komiks, który zabierze Was w sam środek batalii o tytułowe miasto. Jak z nowym zadaniem poradził sobie scenarzysta Brian Michael Bendis?
Superman: Action Comics. Metropolis w ogniu. Tom 4 to komiks, który zabierze Was w sam środek batalii o tytułowe miasto. Jak z nowym zadaniem poradził sobie scenarzysta Brian Michael Bendis?
Jak do tej pory przekazywałem Wam same dobre informacje, jeśli chodzi o poświęconą Supermanowi serię, która ukazuje się pod szyldem Action Comics od wydawnictwa DC. Scenarzysta Brian Michael Bendis w odważny i (co najważniejsze!) satysfakcjonujący dla czytelników sposób podszedł w niej do reinterpretacji mitologii Człowieka ze Stali, akcentując przede wszystkim ludzkie oblicze i codzienne bolączki pierwszego z superbohaterów. Tym bardziej szkoda, że Superman: Action Comics. Metropolis w ogniu. Tom 4 możemy uznać za przejaw jeszcze nie wyraźnej, ale z całą pewnością niepokojącej obniżki formy artystycznej słynnego autora, który nieprzekonanych do swoich zabiegów scenariuszowych tą opowieścią raczej nie przekona, a i przy okazji powiększy nie tak znowu małe grono krytyków. Największym mankamentem Metropolis w ogniu jest brak konsekwencji narracyjnej Bendisa, który w wielu miejscach podchodzi skrótowo do przedstawiania kolejnych elementów fabuły, by później bombardować odbiorcę szeregiem dygresji. Na całe szczęście twórca znacznie lepiej radzi sobie na polu natężenia akcji, dzieląc się z czytelnikami historią o naprawdę sporej skali oddziaływania i mocy sprawczej.
Organizacja Lewiatan, która w poprzednich odsłonach serii odcisnęła olbrzymie piętno na całej kuli ziemskiej, przypuszcza kolejny i - jak się wydaje - ostateczny atak na Metropolis. Zagrożenie jest tym większe, że do złoczyńców dołącza niezwykle ambitny Lex Luthor, wspomagany dodatkowo przez Legion Zagłady. Odwieczny wróg Człowieka ze Stali chce raz na zawsze podporządkować sobie miasto, mając na celu realizację kolejnych planów powiązanych z boginią Perpetuą. Superman nie byłby sobą, gdyby nie podniósł rękawicy. Tym razem nie będzie jednak sam: na odsiecz przybędą mu członkowie zarówno Ligi Sprawiedliwości, jak i Ligi Młodych. Tytuł Metropolis w ogniu doskonale oddaje to, czego powinni spodziewać się czytelnicy - szeroko zakrojoną, wielopoziomową batalię, która zadecyduje o dalszych losach słynnej lokacji ze świata DC.
Śpieszę donieść, że Ci z Was, którzy są już po lekturze komiksu Batman Death Metal. Tom 1, nie będą mieli większego problemu z odgadnięciem, dokąd zmierza napisana przez Bendisa historia. Jej przewidywalność jest zresztą posunięta do tego stopnia, że fabularną układankę relatywnie szybko rozwiążą także czytelnicy niezaznajomieni ze wspomnianym wcześniej eventem. W tej materii nie pomaga również sam scenarzysta, który za punkt honoru wziął sobie akcentowanie scen retrospekcji i innych narracyjnych powrotów do przeszłości, przez co walory poznawcze Metropolis w ogniu zostają znacznie osłabione. Lepiej jest na płaszczyźnie rozrywkowej, którą napędza wartka akcja i nieustanne zmiany fabularnych perspektyw, przeplatane jeszcze intrygującymi scenami rozmów, jak choćby tej Clarka Kenta i jego syna. Sęk w tym, że skala wydarzeń, niestety, przesłania w wyraźnym stopniu ludzki pierwiastek wszystkich postaci, których człowieczeństwo zdaje się ginąć gdzieś w odmętach superbohaterskiej konwencji.
Nie popisał się również odpowiedzialny za warstwę graficzną tomu John Romita Jr., który próbuje zanurzyć czytelnika w morzu kanciastych kresek i odpychająco nierealistycznych konturów postaci. Właściwie nawet w tych sekwencjach, w których istotną rolę powinna odgrywać tak charakterystyczna dla Ostatniego Syna Kryptona nadzieja i podniosłość wydarzeń, na odbiorcę czeka szereg ilustracji przywodzących na myśl niechlujne szkice koncepcyjne do produkcji animowanej.
Dlaczego więc Superman: Action Comics. Metropolis w ogniu. Tom 4 w ostatecznym rozrachunku jest pozycją, której nie powinniśmy przekreślać? Cóż, poza wspomnianymi wyżej zaletami płynącymi z dostarczanej przez ten komiks rozrywki do takiego wniosku skłania nas także sieć pomysłów, które w tej opowieści przedstawił Brian Michael Bendis. Choć jego fabularne koncepcje w ostatnim czasie bez dwóch zdań dzielą w odbiorze, twórcy nie można odmówić konsekwencji w ich realizacji. Pamiętajmy też o tym, że mówimy tu o tomie, który miał pełnić w większym świecie DC rolę jedynie fabularnego przerywnika. Gdy popatrzymy na to z tej perspektywy, grzechy Bendisa wydają się znacznie mniejsze.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat