Czesław M., popularny artysta i celebryta, przechodzi kryzys twórczy i coraz bardziej stacza się na dno. Nie mogąc znaleźć w sobie zapału i radości z tworzenia, pomaga dwóm byłym stoczniowcom rozkręcić interes życia – szkołę uwodzenia dla mężczyzn. Jako że nasz bohater zawsze miał powodzenie wśród płci przeciwnej, szkoła zyskuje duże zainteresowanie. Biznes się świetnie rozwija, a nasz artysta powoli zaczyna odnajdywać siebie na nowo. W dużym uproszczeniu tak właśnie wygląda fabuła debiutu kinowego Aleksandra Demskiego, którego główną gwiazdą jest Czesław Mozil. W zamierzeniach twórców Szkoła uwodzenia Czesława M. to lekka komedia dla każdego, ja natomiast nie do końca jestem o tym przekonany. Owszem, miejscami jest tu zabawnie, niekiedy wręcz surrealistycznie i groteskowo, ale czy oby na pewno takie podejście zapewni dobrą zabawę każdemu? Wydaje mi się, że ten film nie trafi do każdego widza, a znaczna większość z nich wyjdzie z kina ze szkolnym pytaniem – co artysta miał na myśli? Obawiam się też, że odpowiedzi szybko nie znajdzie. Nie twierdzę przez to, że mamy do czynienia z filmem złym, bo akurat daleko mu do tego, a dzieje się to głównie dzięki formie. Szkoła uwodzenia Czesława M. jest fałszywym, fabularyzowanym dokumentem o znanym artyście, a przynajmniej tak jest zrealizowana. Mamy więc naszego głównego bohatera, który - jak już wspomniałem - przechodzi kryzys twórczy, i serię gadających głów wypowiadających się na jego temat, opowiadających o tym, jaki był wspaniały i jak nagle zagubił się oraz stracił radość życia. Ratunkiem okazała się współpraca z dwoma stoczniowcami ze Świnoujścia. I w tym elemencie, w formie filmu, upatruję jego największą zaletę. Film staje się pewnego rodzaju parodią setek dokumentów telewizyjnych o wielkich i sławnych artystach oraz o ich ciężkim życiu. Być może jest to jedynie moja nadinterpretacja, a twórcom nie o to chodziło - nie wiem i przypuszczalnie się nie dowiem. ‍Szkoła uwodzenia Czesława M. nie jest filmem wolnym od wad, ale nie jest także filmem pretendującym do miana arcydzieła. Jest pewnego rodzaju eksperymentem niespotykanym do tej pory w naszym kinie. Eksperymentem, który nie do końca się udał, ale nie można mu odmówić pewnej dozy uroku. Przed totalną klapą ratuje go dobre aktorstwo z Czesławem Mozilem na czele, który jest po prostu sobą, oraz absurdalny, groteskowy klimat. Może film nie zapisze się w annałach historii, ale ma przesłanki, aby z czasem stać się dziełem kultowym.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj