„Teoria wielkiego podrywu”: sezon 9, odcinek 4 – recenzja
Znowu dół. "Teoria wielkiego podrywu" ma poważne kłopoty z wykrzesaniem z siebie jakiejkolwiek energii. Najnowszy odcinek to ponownie wałkowanie starych tematów.
Znowu dół. "Teoria wielkiego podrywu" ma poważne kłopoty z wykrzesaniem z siebie jakiejkolwiek energii. Najnowszy odcinek to ponownie wałkowanie starych tematów.
Poprzedni, wyjątkowo udany odcinek, najwyraźniej nie był zwiastunem zmian w serialu. W tym tygodniu „The Big Bang Theory” powróciła do starych błędów i zanudziła widzów upartym męczeniem tych samych motywów.
Tak, WIEMY, że Sheldon ma kłopoty ze związkiem Leonarda i Penny i tym, że jego przyjaciel chce teraz mieszkać z żoną. Wciąż i wciąż pokazuje się nam Sheldona sabotującego próby wyrwania się Leonarda spod jego wpływu; wciąż i wciąż Sheldonowi się udaje, co wyjątkowo irytuje. W tym wątku najsłabszym ogniwem jest Jim Parsons, który gra wyjątkowo słabo - a może ze scenariusza nie da się wycisnąć więcej, bo pomysł na tę postać scenarzyści ostatni raz mieli tak ze dwa sezony temu?
WIEMY też, że Bernadette ma dość faktu, iż Stewart mieszka z nią i z Howardem. To również powraca i w tym odcinku. Podobnie jak powraca kwestia Amy i Sheldona, gdzie on próbuje niemalże zmusić ją do powrotu do niego. To też WIEMY. To nic nowego.
WIEMY też, że Stewart ciągle podejrzewa u siebie jakąś chorobę. WIEMY, że Emily jest dziwaczna i lubi makabrę. WIEMY, że sklep komiksowy słabo sobie radzi. WIEMY, że Howard i Raj mają przesadnie zażyłą relację. WIDZIELIŚMY też już grającego i śpiewającego Howarda, nie raz, a za każdym razem wychodziło to lepiej niż w tym odcinku. WIEMY, że umowa lokatorska jest pokręcona i Sheldon wymyśla tysiąc najdziwniejszych powodów, dla których Leonard musi się w niej do czegoś zobowiązać.
[video-browser playlist="754402" suggest=""]
WIEMY. WIEMY. WIEMY. Widzieliśmy to wszystko w poprzednich sezonach.
W niczym nie przeszkadza to jednak scenarzystom dać nam odcinek składający się w zasadzie w całości z powtórek, nie licząc tylko „powrotu” Sheldona do roku 2003 i szukania współlokatora. Wszystko inne? Równie dobrze można było puścić nam sceny ze starych odcinków, tam przynajmniej ekipa bardziej starała się aktorsko.
Dostaliśmy więc w sumie epizod wyjątkowo słaby, jeden z najgorszych w historii serialu. „The Big Bang Theory” wydaje się iść na dno, a jeżeli ktoś tam na pokładzie za chwilę się nie obudzi i nie zacznie działać, wszyscy skończą jak Titanic.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat