The Gifted: Naznaczeni: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
Najnowszy odcinek dotyczył przede wszystkim rodzin - tych z tym dłuższym, jak i krótszym stażem. Pokazano, że życie w świecie mutantów może być niezwykle trudne, ale też piękne.
Najnowszy odcinek dotyczył przede wszystkim rodzin - tych z tym dłuższym, jak i krótszym stażem. Pokazano, że życie w świecie mutantów może być niezwykle trudne, ale też piękne.
Twórcy zastosowali nieoczywistą klamrę kompozycyjną, która skupiła się na głównym - jak do tej pory - antagoniście serialu, jakim jest Jace Turner ścigający bohaterów. Jako że już w poprzednich odcinkach poznaliśmy jego historię, kwestią czasu było powrócenie do tego wątku. Niestety, cała otwierająca scena, w której ginie mała Grace (córka Turnera) jest wyprana z wszelkich emocji. Wszystko dzieje się szybko, jest nijakie, kiepsko zobrazowane i nie pozwala na współczucie wobec rodziców, którzy właśnie stracili dziecko. Ratunkiem okazała się być ostatnia scena, gdzie pozbawiony części swoich wspomnień agent wraca do żony i pyta o swoją zmarłą córeczkę. Na swój sposób pozwoliło to na ratunek tego, co zobaczyliśmy we wstępie i jednocześnie otworzyło drogę na zupełnie inne prowadzenie wątku Turnerów. Nie wiadomo, jak moce Marzycielki wpłynęły jeszcze na stan umysłu agenta, ale pewnym jest, że taki manewr pozwala na wiele możliwości i ewentualną zmianę postawy bohatera, który do tej pory tylko nienawidził mutantów i pragnął ich zagłady.
Oczywistą kwestią jest poszkodowanie nie tylko strony mutantów, ale też ludzi - straty nie tylko dotyczą tych walczących lecz także istot niewinnych - przede wszystkim dzieci. Może The Giftedbędzie szło w kierunku budowania lepszego jutra, czego sukcesem będzie symboliczne narodzenie dziecka Polaris w świecie kompromisu i względnego spokoju.
Wątek Turnera był zaledwie pierwszym, jeśli chodzi o nakreślenie relacji rodzinnych u bohaterów serialu. Powrót Struckera to przede wszystkim wielka ulga dla członków jego półmutanciej rodziny i oburzenie ze strony tych, których do nie dawna miał za wrogów. Jego przybycie pod dach jedynego schronienia dla mutantów w okolicy spowodowało szybką reakcję członków podziemia i trzeba przyznać, że nie ma się im czego dziwić. Nie dość, że jest to ryzykowne, to w dodatku krzywdzące dla wszystkich tych, których bliscy ucierpieli przez byłego agenta Sentinel Services. Cała ta scena, w której Strucker próbuje wyjaśnić swoje aktualne stanowisko jest bardzo autentyczna - myślę, że właśnie tak zachowałby się każdy człowiek, który zmienił front, pragnąc nie tyle co przebaczenia, a zrozumienia. Nie było to może porywające wyznanie, ale z pewnością dodało The Gifted jakiegoś realnego wymiaru.
Wspólna ucieczka Polaris i Eclipse'a byłaby wręcz nudna, gdyby twórcy postawili na zwykłą akcję, w której para kochanków ucieka przed wymiarem sprawiedliwości. Zamiast tego dostaliśmy scenę rozmowy młodych rodziców, która rozluźniła napięcie i pozwoliła cieszyć się ich szczęściem. Najbardziej prozaiczny dialog w sprawie imienia dla dziecka zbudował momentalnie wrażenie normalności. Była to chwila pewnej nostalgii, ponieważ obydwoje są niezwykle świadomi zagrożenia płynącego ze świata, na który przyjdzie ich dziecko, ale także szczęśliwi. Czuć rosnące w nich szczęście, nawet jeżeli oprócz bycia dumnymi rodzicami, dalej będą mutantami wyjętymi spod prawa. To chyba jedyna scena w całym 5. odcinku, w której odczuło się, że każde z działań podziemia ma większe znaczenie i ta walka z systemem ma jakiś sens.
Z całej kobiecej obsady na pochwałę zasługuje Jamie Chung (Blink), która nie przypomina przestraszonej nastolatki rodem ze szkoły Xaviera, lecz dziewczynę dostosowaną do ciężkich warunków i braku pełnego rozwinięcia własnych mocy. Clarice nie potrafi jeszcze panować nad swoją teleportującą mocą, ale nie załamuje się, a przy tym wszystkim jest nawet arogancka. Nie jest to klasyczna protagonistka, która swoją perfekcyjnością przyćmiewa pozostałe postacie. Mocnym punktem The Gifted jest właśnie brak idealnych bohaterów - każdy z nich ma swoje wady i zalety, co sprawia, że stają się oni bardziej przyziemni. Sama Blink jest jakby kontrastem dla wszystkich disneyowskich bajek, w których księżniczki zakochują się nowo poznanym chłopaku już po pierwszym spotkaniu. Jest to humorystyczne, a agresywny sprzeciw wobec sztucznego zauroczenia Johnem sprawia, że cała sytuacja bawi jeszcze bardziej. Choć jest to mało potrzebny wątek w całym serialu, nie przeszkadza, a jedynie pozwala na poznanie samej Blink. Dziewczyna chętnie daje po sobie poznać, że coś jej nie pasuje, co tylko potęguje wrażenie jej silnego charakteru, który może jeszcze w przyszłości nieźle zaskoczyć temperamentem.
W dalszym ciągu wątek rodziny Struckerów jest mało zajmujący. Na tle mutantów z mocami wypadają dosyć słabo, nawet jeśli brak pod uwagę, że dzieciaki swoje potrafią. Brakuje mi w tym wszystkim szaleństwa, zabawy mocami. Wiem, że gdzieś w tym wszystkim panuje zasada, że moc to przekleństwo, ale jak sama Polaris powiedziała - to jest dar. Dar, który można nieźle wykorzystać. Lauren jeszcze jako tako stara się ze swoją mocą coś zrobić. Andy natomiast pozostaje bierny, kiedy mógłby ćwiczyć tak chaotyczną moc, żeby w przyszłości była bardziej użyteczna, aniżeli siejąca zniszczenie. Ogółem, cała rodzina wydaje się nieco ospała, trzymająca się na uboczu, a szkoda - jak widzimy w 5. odcinku nieźle sobie radzą jako zgrany zespół. Liczę, że jeszcze pokażą na co ich stać, bo rodzeństwo ma w sobie olbrzymi potencjał.
Podobnie jest z Marzycielką, która dopiero teraz dała popis swoich umiejętności. Jak widać, jej moc może okazać się bardzo przydatna i złowieszcza zarazem. Doprowadzenie do obłędu może służyć za broń, o czym wcześniej nie wiedzieliśmy. To spory krok dla tej postaci, bo jak dotąd, stanowiła jedynie tło dla pozostałych bohaterów. Problemem może okazać się konflikt z Blink, która zarzuciła koleżance wtargnięcie do jej umysłu bez wcześniejszego uprzedzenia. Możliwe, że przez to Sonya wycofa się ze swoich działalności i na chwilę stracimy ją z pola widzenia.
Odcinek 5. pozwolił na bliższe poznanie bohaterów i zrozumienie ich postaw. Dodano kilka wątków, które w części wyjaśniły dotychczasowe rozterki. Pojawiły się oprócz tego kolejne, które stanowią dużą możliwość rozwoju serialu. Dużym plusem byłoby skupienie się na walce z systemem, a nie z kilkoma przedstawicielami Sentinel Services. Całość mogłaby objąć swym działaniem większy obszar, żeby można było poczuć zagrożenie dla mutantów płynące z każdego zakątka Stanów Zjednoczonych. Póki co, serial przypomina mi coraz bardziej jednowymiarową produkcję, w której brakuje charakteru i przede wszystkim mnogości mutancich mocy. Może następny odcinek ujawni jakieś głębsze znaczenie poznanych już wydarzeń.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dominika GołuchowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat