The Mandalorian: sezon 2, odcinek 7 - recenzja
Po serii świetnych odcinków 2. sezonu The Mandalorian przychodzi przedostatni epizod tej serii, który nie zachwyca. Nie jest źle, ale daleko mu do poprzedniej odsłony.
Po serii świetnych odcinków 2. sezonu The Mandalorian przychodzi przedostatni epizod tej serii, który nie zachwyca. Nie jest źle, ale daleko mu do poprzedniej odsłony.
Zgodnie z oczekiwaniami przedostatni odcinek 2. sezonu The Mandalorian to tylko wstęp do kulminacji. Przez to też mamy znaczne zwolnienie tempa i wydarzenia będące jedynie drogą do celu. Problemem bynajmniej nie jest wpisanie go w trend pobocznej misji, która ma znaczenie dla głównej historii, ale to, jak ta fabuła jest mało ekscytująca. Mogliśmy domyślić się, że całość skupi się na znalezieniu lokacji, w której przebywa Moff Gideon. Szkoda, że twórcy nawet nie zasugerowali, gdzie jest i co dokładnie robi, ale przyznać trzeba, że ta wiadomość wysłana przez Mando robi wrażenie i zastanawia. Skoro bohater nie wykorzystuje elementu zaskoczenia, to w tym wszystkim będzie bardziej pewny swego, a nie sądzę, by to na pewno był dobry pomysł.
Mayfield to niezła postać z potencjałem. W tym odcinku został o wiele lepiej wykorzystany niż w pierwszym sezonie. Nie chodzi o to, że ma dość wesołą naturę i dużo gada. Po prostu Rick Famuyiwa (reżyser i scenarzysta odcinka) pozwala lepiej poznać tę - mimo wszystko - epizodyczną postać. Kapitalnie wypada scena w imperialnej mesie podczas rozmowy z oficerem, który ma na sumieniu tysiące żołnierzy Imperium, w tym właśnie przyjaciół Mayfielda. Z jednej strony doskonale wiemy, do czego to wszystko zmierza, gdy odkrywamy kolejne informacje o postaci, a z drugiej strzałem w dziesiątkę jest obsadzenie Richarda Burke'a w roli imperialnego psychopaty. Pierwszy Nocny Król z Gry o tron jest stworzony do grania takich postaci i aż szkoda, że to taka mała rólka.
Ten odcinek The Mandalorian pokazuje też, jak spotkanie z Bo-Katan oraz relacja z Grogu zmieniła Dina Djarina. Pierwszy raz podejmuje świadomą decyzję, by odkryć swoją twarz dla dobra misji. Jest to jedna z bardziej kluczowych scen, w których procentują wydarzenia tego sezonu. Zrozumienie obyczaju Mandalorian oraz pogłębienie więzi z malcem zmieniła Mando. Dojrzał do decyzji, za którą sam niedawno chciał zabijać. Przede wszystkim jednak przyznał przed samym sobą, kim jest dla niego Grogu i jak jest dla niego ważny. A to w finałowej konfrontacji będzie mieć fundamentalne znaczenie, bo Djarin będzie w stanie zrobić wszystko, by uratować Baby Yodę.
Rick Famuyiwa to solidny reżyser, a tym odcinkiem nie zachwyca. Pomysły na sceny akcji nie porywają, nie ekscytują i nie wywołują jakichś większych emocji. W poprzednim odcinku może strzelaniny były głupie, ale Robert Rodriguez potrafił operować tymi narzędziami tak, że oglądało się to z zapartym tchem. Tego tutaj brakuje. Czy to podczas rozrywkowej akcji ataku piratów, czy podczas strzelaniny ze szturmowcami w rafinerii - czuć, że to wszystko jest poprawne, dobrze zrealizowane, ale jakoś po ostatnich odcinkach apetyt wzrósł tak bardzo, że tak "zwyczajne" sceny akcji pozostawiają zbyt duży niedosyt. A wręcz wywołują duże pokłady obojętności. Plus za easter egg z Bobą używającym sztuczki z miną z Atak Klonów.
To dziwne, bo po tylu różnorodnych i świetnych odcinkach ten wypada po prostu najsłabiej w przekroju całego sezonu. Nie zrozumcie mnie źle - to nadal niezła rozrywka, ale poziom 2. sezonu The Mandalorian ustawił poprzeczkę oczekiwań, której Rick Famuyiwa nie sprostał. Dokonano formalności przed finałem, w którym dopiero będą prawdziwe emocje, a to tym bardziej rozczarowuje, bo po takiej podbudowie z porwaniem Grogu brak wrażeń w tym odcinku tym bardziej jest odczuwalne.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat