The Originals: sezon 4, odcinek 7 – recenzja
Po dość przeciętnym odcinku The Originals wraca do tego, czym zachwyca w 4 sezonie. Nadal jest dobrze.
Po dość przeciętnym odcinku The Originals wraca do tego, czym zachwyca w 4 sezonie. Nadal jest dobrze.
Nadal podoba mi się, jak zmienia się dynamika w relacjach bohaterów. Klaus siedzący w zamknięciu i unikający przemocy to wciąż coś nowego, nietypowego, innego, ale ciekawego i rozwijającego postać tak, jak trzeba. Ten Klaus jest inny, ciekawszy i w wielu momentach może wzbudzać więcej sympatii. Podoba mi się w tym fakt, że gdy trzeba, dalej mam potwora, który potrafi machnięciem ręki oderwać komuś głowę. W scenie walki w domu, gdzie kapłan Hollow napadł Mikaelsonów, widać, że starcie ma inny wydźwięk, bo celem jest nie tylko ochrona życia rodziny, ale obrona niewinności Hope. A to kompletnie zmienia oblicze tego, jak rozwijana jest fabuła.
Mała Hope także wiele zyskuje w tym odcinku. Kwestia dobrego castingu jest tutaj kluczowa. Dzięki temu udaje się kształtować postać w stylu tego serialu oraz dobrze utworzyć z niej kontrapunkt dla całego okrucieństwa. Jej zwyczajna rozmowa z Marcelem jest czymś zaskakującym, innym i ciepłym. Coś takiego, czego nie ma zbyt wiele w historii przepełnionej intrygami i spiskami. Najważniejsze jednak jest to, co mówi Marcel, i co potem robi. To znów ma kluczowe znaczenie dla relacji pomiędzy postaciami, które procentuje w dość emocjonalnej scenie spotkania Klausa z Marcelem. Wszystko zazębia się wręcz perfekcyjnie.
Wątek Vincenta i Elijah jest ważny, bo wprowadza kolejnego gracza do intrygi. Przodkowie zdążyli odejść w zapomnienie przez wydarzenia serialu, więc zdecydowanie jest to plus, który może ciekawie namieszać. Szczególnie, że zasugerowano powrót Daviny. Mam nadzieję, że będzie jednak to tymczasowe, by nie marnować wydźwięku, który wprowadziła śmierć tej postaci.
Mam problem z wątkiem Frey, który wchodzi na rejony banalnego romansu. Z jednej strony jej relacja z drugą kobietą jest stopniowo i płynnie rozwijana, z drugiej w tym odcinku są z tym związane zbyt łopatologiczne klisze. Zagrożenie życia ukochanej zmusza Frey do błędu. A ta ostatnia scena... totalny schemat młodzieżowych seriali: kłótnia, obraza, jedna osoba odchodzi, druga szybko podbiega i całuje. Lubię schematy, ale co za dużo, to nie zdrowo. Wychodzi to przeciętnie.
A tak to The Originals intryguje w końcowych scenach. Ten moment, gdy Hollow panuje nad ciałem jednej z podwładnych, nie jest kluczowy dla samego faktu, ale przez to, jak Hollow się prezentuje. Widzimy dziewczynkę z takim samym tatuażem jak Hayley i Hope. Nie jest to oczywiście przypadek, bo było to dość obrazowo pokazane, ale właśnie o to chodzi. Tego typu zabiegi pobudzają ciekawość na następne odcinki.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat