The Shannara Chronicles: sezon 1, odcinek 6 – recenzja
Po pięciu przyzwoitych odcinkach The Shannara Chronicles zalicza spadek formy. Tym razem zaprezentowana historia nie zapewnia tyle frajdy co poprzednie.
Po pięciu przyzwoitych odcinkach The Shannara Chronicles zalicza spadek formy. Tym razem zaprezentowana historia nie zapewnia tyle frajdy co poprzednie.
Przede wszystkim rozczarowuje główny wątek wyprawy Willa, Amberle i Eretrii, który poszedł w za bardzo ograne rejony, nie zapewniając rozrywki. The Shannara Chronicles od początku było serialem prostym, opartym na oczywistych motywach, które nie oferują zbytnich niespodzianek, tylko że do tej pory te schematy były prowadzone lekko i przyjemnie, dlatego też oglądało się to tak dobrze. Ten jest nie tylko zbyt oczywisty i nieciekawy, ale też nudno rozgrywany. Trudno emocjonować się przygodą, gdy serial wchodzi na rejony mdłe. Można nawet porównać ten motyw do typowego fillera, który nic tak naprawę nie wnosi. Plus tylko za pokazanie, że elfy nie są wzorem dobra i cnót wszelakich, bo sceny tortur doskonale pokazują, że w razie czego stać je na niemałą brutalność.
Bardzo nieudanie w tym wątku zostaje poruszona relacja Wil-Amberle-Eretria. Nie mam nic przeciwko schematom, trójkątom miłosnym i innym tego typu wątkom, dopóki są pokazane ciekawie, przemyślanie i wynikają z organicznego rozwoju fabuły. Tutaj Wil ratuje Amberle, ta go od razu całuje i oczywiście Eretria w tym momencie musiała wejść i to zobaczyć. Taki schemat nie jest do zaakceptowania, a na pewno nie w tak mdłym i sztampowym wydaniu. To stoi poniżej rozrywkowego poziomu tego serialu. Poza tym późniejszy powrót złego elfa po tym, jak Wil przebił mu szyję, wydaje się za bardzo naciągany.
Podobać się może rola postaci granej przez Jamesa Remara, który kontynuuje podróż z bohaterami, a kiedy trzeba - dba o swój interes. Czegoś takiego po nim oczekiwałem, dlatego też cliffhanger działa należycie. Dobrze, że zabito w końcowych minutach tego żołnierza przypominającego Channinga Tatuma. Straszna i niepotrzebna postać.
W pałacu było ciekawiej i bardziej na poziomie, który nakreślony został przez pierwsze pięć odcinków. Kwestia druida jest trochę zaskakująca, bo można byłoby pomyśleć, że z jego doświadczeniem i wiedzą powinien przewidywać takie ataki przeciwnika, a tutaj daje się pomiatać jak byle amator. Naturalnie w tym momencie nie mamy do czynienia ze zbiegiem okoliczności, że atak złoczyńcy jest powiązany z oskarżeniami zmiennokształtnego. Dzięki temu jakoś to wszystko się zazębia i tworzy solidną całość, tym bardziej gdy spojrzymy na zaskakującą końcówkę z przebiciem druida. Można chyba założyć, że w jakiś sposób przeżyje, ale to daje ciekawą perspektywę dalszego rozwoju wątku fałszywego króla.
Najjaśniejszym punktem okazuje się krótki wątek Andera, który jest na wyprawie z gnomem. Tutaj obserwujemy trochę krajobrazów i oczywistego rozwoju fabularnego, ale poprowadzonego tak, że wszystko ma sens i zapewnia satysfakcję. No i mamy piękne ujęcie w stylu Władcy Pierścieni na armię Dagda Mora. Tak jakby była to obietnica jeszcze ciekawszych przygód i rozmachu.
The Shannara Chronicles rozczarowuje w tym odcinku, bo tym razem nie jest tak przyjemnie i lekko jak wcześniej. Popełniono kilka błędów, przez co nie ma tej samej satysfakcji z seansu. Nawet ilość krajobrazów była mniejsza, aczkolwiek rzut okiem na twierdzę mógł się podobać. Oby był to tylko wypadek przy pracy, a kolejne odcinki nabrały rozpędu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat