The Walking Dead: Daryl Dixon - sezon 1, odcinek 5 - recenzja
Piąty odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon zaczął się niemrawo, ale później było już lepiej. Nowy wariant zombie, retrospekcje i niespodziewane zachowanie głównego bohatera – to wszystko dostarczyło wielu wyczekiwanych emocji!
Piąty odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon zaczął się niemrawo, ale później było już lepiej. Nowy wariant zombie, retrospekcje i niespodziewane zachowanie głównego bohatera – to wszystko dostarczyło wielu wyczekiwanych emocji!
Pierwsza połowa piątego odcinka The Walking Dead: Daryl Dixon dość mocno się wlokła, ponieważ oparta była na rozmowach. Główny bohater starał się przekazać życiowe rady wrażliwemu i naiwnemu Laurentowi, który też był zaciekawiony jego przeszłością. Zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy Daryl wspomniał o Carol, Judith czy Ezekielu, niejako przypominając nam, że to wciąż świat The Walking Dead. Poza tym Azlan podzielił się swoimi filozoficzno-duchowymi przemyśleniami, które pogłębiły jego postać. Dlatego właśnie jego śmierć tak smuciła. Co prawda była dość kuriozalna, ale sprytnie zrzucono winę na ironię losu. Dało to szansę Azlanowi na pożegnanie, a widzowi na docenienie gry Hassama Ghancy'ego.
Co ciekawe, śmierć Azlana nie wywołała tylu emocji, co reakcja Daryla na to, że Laurent przeciął linę łódki. Główny bohater zaskoczył swoim wybuchem gniewu. Trudno jest sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz mogliśmy oglądać go tak wzburzonego i rozjuszonego – czy w ogóle coś takiego miało miejsce w The Walking Dead? Wykrzyczał do chłopca bardzo wiele nieprzyjemnych słów, których się po nim nie spodziewaliśmy. A dziecko po prostu nie chciało, aby kolejna osoba go opuściła. Louis Puech Scigliuzzi mógł trochę lepiej zagrać w tej scenie, ale jego zbolała mina wiele mówiła. Norman Reedus pokazał klasę – gdy jego bohater uświadomił sobie, co zrobił, przeprosiny wypadły czule i wiarygodnie.
Ciekawość w pierwszej połowie odcinka podtrzymywały retrospekcje, które w końcu wyjaśniały, w jaki sposób Daryl wpadł w kłopoty i ostatecznie trafił do Francji. Początkowo nie wiadomo było, o co chodzi w przedsięwzięciu, w którym brał udział, aby zasłużyć na paliwo. Głosowe cameo zaliczyła Melissa McBride w roli Carol, która miała wystąpić w serialu, ale ostatecznie zrezygnowała ze względu na problemy logistyczne. Miło było usłyszeć jej głos i dowiedzieć się, że ktoś lub coś powróciło do domu. Ta informacja pozwala na snucie nowych teorii. Patrzyliśmy też na to, jak Daryl próbował pomóc TJ-owi. Bez żadnych problemów złapał szwendaczy zabieranych do kontenerów. Nieco szokowało to, że chłopak został zabity przez grupę łowców i przemieniony trafił do reszty zombie. Z każdą retrospekcją zainteresowanie rosło, bo w końcówce Daryl trafił do niewoli, na statek przewożący różnego rodzaju nieumarłych. Rozgrywały się tam brutalne wydarzenia. Akcja nabrała rozpędu, gdy udało mu się uwolnić, a na pokładzie rozpętało się istne piekło. Pojawienie się szybkiego, morderczego i odpornego na obrażenia wariantu zombie przyprawiało o ciarki na plecach. Był przerażający, dlatego scena dostarczyła dreszczyku emocji.
Zanim akcja się rozkręciła, poznaliśmy jeszcze losy Isabelle, która bardzo przeżywała to, że musiała wrócić wprost w ramiona Quinna. Dzięki dobrej grze Clémence Poésy ten wątek angażował. Dobrze wczuwaliśmy się w jej wewnętrzne rozterki, zawahania i tęsknotę za przyjaciółmi i Laurentem. Oczywiście nie było to porywające, ale scena, w której chciała dźgnąć Quinna, przynajmniej lekko trzymała w napięciu. Moment, w którym okazało się, że Anna zdradziła swojego kochanka, podniósł poziom zainteresowania. To nie zaskoczyło, ale dalszy obrót wydarzeń już tak. Przemówienie Genet – przeplatane retrospekcjami i Darylem przygotowywanym do walki z wariantem zombie "na dopalaczach" – było niezwykle klimatyczne. Ten „opętany” szwendacz budzi jeszcze większy strach niż ten ze statku, co twórcy sprytnie wykorzystali do zaserwowania widzom cliffhangera. Dzięki niemu finał zapowiada się ekscytująco – przynajmniej w pierwszych minutach.
Przedostatni odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon potrzebował trochę czasu, aby się rozkręcić, ale cierpliwość została wynagrodzona dynamiczną akcją w końcówce. Otrzymaliśmy parę odpowiedzi na palące pytania za sprawą retrospekcji, ale pojawiły się inne niewiadome. Pogłębiliśmy nieco postać Daryla, która w ostatnich sezonach The Walking Dead stała się bardzo jednowymiarowa. Teraz musi konfrontować swoje przekonania i sposób bycia z różnymi poglądami i spojrzeniami na życie, co czasem kwituje sarkastycznymi komentarzami. To był najlepszy odcinek tego sezonu, dzięki krwiożerczym zombie. Taki udany epizod napawa optymizmem przed finałem serii, na który będziemy czekać niecierpliwie.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat