The Walking Dead - sezon 11, odcinek 14 - recenzja
Najnowszy odcinek The Walking Dead działał na dwa fronty. Z jednej strony oglądaliśmy starcie z żołnierzami Wspólnoty terroryzującymi nową grupę, a z drugiej misję Daryla i Rosity. W obu przypadkach nie brakowało akcji i napięcia. Oceniam.
Najnowszy odcinek The Walking Dead działał na dwa fronty. Z jednej strony oglądaliśmy starcie z żołnierzami Wspólnoty terroryzującymi nową grupę, a z drugiej misję Daryla i Rosity. W obu przypadkach nie brakowało akcji i napięcia. Oceniam.
W 14. odcinku The Walking Dead powróciliśmy do dramatycznych wydarzeń, które rozgrywały się w budynku nowej grupy zaatakowanej przez żołnierzy Wspólnoty. Carlson kontynuował ich terroryzowanie, dlatego główni bohaterowie postanowili im pomóc. Dołączyli do nich również Maggie, Aaron i Elijah. Ciekawą rolę w tym zamieszaniu odgrywał Negan, który okazał się członkiem tej grupy, a nawet mężem Annie. Wywołało to spore zdziwienie.
Trzeba powiedzieć, że taki obrót spraw i to, że Negan jest postrzegany w pozytywnym świetle przez tę grupę, dobrze zadziałał w fabule. Z jednej strony Aaron i pozostali nie mogli uwierzyć, że ludzie mu ufają, co wyraźnie malowało się na ich twarzach. Trudno też się im dziwić, bo w ich oczach wciąż jest tym samym potworem wywijającym kijem bejsbolowym, co kilka sezonów temu. I w głowie im się nie mieści, że można inaczej na niego spoglądać, a przecież ten antybohater wyraźnie się zmienił. Jedynie poczucie humoru pozostało bez zmian, ponieważ jego komentarze wciąż bawią. Ale ten kontrast w myśleniu został świetnie podkreślony. Dlatego też prywatna rozmowa między Maggie i Annie o Neganie i grzechach przeszłości była tak emocjonalna. Obie doświadczyły uczucia bycia ofiarą i oprawcą, a do tego ciąża Annie rozbudzała wspomnienia w Rhee, przez co niespodziewanie się rozkleiła. Warto pochwalić w tej scenie obie aktorki, ponieważ dzięki ich grze ten dialog stał się jakby bogatszy w treść. Nie trzeba było widzom wszystkiego łopatologicznie wyjaśniać, bo kontekst był jasny, a ich emocjonalne reakcje mówiły więcej niż słowa.
Innym przerywnikiem w walce ze Wspólnotą w budynku była scena, w której Hershel celował z broni w Negana. Antybohaterowi udało się przekonać syna Glenna rozsądnymi argumentami, żeby do niego strzelał. Scena nie za bardzo trzymała w napięciu z dwóch powodów. Młody aktor (Kien Michael Spiller) nie zagrał na tyle dobrze, żeby poczuć, że był gotowy pociągnąć za spust. A po drugie wiedza o tym, że powstaje spin-off z Maggie i Neganem, całkowicie odebrała resztki pozorów, że może się tu wydarzyć coś dramatycznego i niespodziewanego. Przynajmniej Jeffrey Dean Morgan zaprezentował kawał talentu aktorskiego, pokazując, że to wydarzenie zrobiło na Neganie wrażenie, a także, że zżerają go wyrzuty sumienia. Warto zauważyć, że wszystkiemu przysłuchiwała się Lydia, której przecież ta postać zabiła matkę, więc scena rozgrywała się na kilku emocjonalnych płaszczyznach. Ponadto po prostu dobrze zapełniła fabułę odcinka, zanim udało się dopaść Carlsona. Późniejsza rozmowa Negana z Hershelem przyzwoicie zamknęła tę część konfliktu między nimi.
Tymczasem dowódca oddziału Wspólnoty bezskutecznie poszukiwał grupę Negana po całym budynku. Prawie odkrył ich kryjówkę, co trzymało lepiej w napięciu niż ta wspomniana scena z synem Maggie. Następnie Carlson dość łatwo wpadł w pułapkę zastawioną przez głównych bohaterów. Aaron bez wahania postrzelił złoczyńcę, żeby ten spadł z dachu. To trochę zaskakiwało, że wykazał taką niezachwianą brutalnością i bezwzględnością, choć widać było po jego obliczu, że był żądny zemsty. Ostatecznie Carlson został pożarty przez przemienionych w zombie ludzi, których sam zamordował. Ta ironia losu w pokrętny sposób satysfakcjonowała, choć obrazek był makabryczny.
Drugi wątek w tym odcinku skupiał się na poczynaniach Daryla i Rosity, którzy zostali zmuszeni przez Sebastiana do obrabowania rezydencji pełnej zombie. Syn Pameli działa na nerwy niczym Joffrey z Gry o Tron i jest typem postaci, którą pragnie się zdzielić w twarz. Nawet Daryl ledwo powstrzymał się od wyrządzenia mu krzywdy. Teo Rapp-Olsson wykonuje kawał dobrej roboty z Sebastianem, który irytuje. Ostatecznie bohaterowie poszli do tego domu, stosując klasyczną technikę w The Walking Dead, czyli ubabrania się flakami szwendaczy, żeby te ich nie zaatakowały. Okazało się, że w środku znajduje się kobieta o imieniu April. Oczywiście nie zabrakło akcji, nerwowych momentów (włączony alarm) i ataku zombie, więc sceny potrzymały trochę w napięciu. Na ratunek przybyli Mercer z Carol, przy okazji też podnosząc poziom efektowności walk z hordą. Niestety, tylko April nie wyszła żywa z tego nieco klaustrofobicznego starcia, które rozgrywało się w zamkniętym pomieszczeniu, co było dość smutne. Natomiast znowu potwierdziło się to, że Wspólnota źle traktuje swoich obywateli, wykorzystując ich długi i słabości. Lydia celnie też opisała ich, że są jak Szeptacze tylko noszą inne maski. Niecne działania Wspólnoty potwierdził Lance w rozmowie z Carol, która udawała, że podziela jego pogląd na system w tej 50-tysięcznej społeczności. Hornsby wyrasta na głównego złoczyńcę tego wątku, skoro zupełnie nie przejął się losem ludzi wysłanych po pieniądze. Ta część historii rozwija się coraz ciekawiej.
W odcinku zaskoczyły jeszcze dwie rzeczy. Pierwsza to bezwzględność Mercera, który na oczach Daryla, Rosity i Carol zabił Alvesa i Castle’a. Kipiał ze złości, co świetnie oddał Michael James Shaw. To interesująca postać, która może stać się sprzymierzeńcem naszych bohaterów. Druga niespodzianka czekała na widzów w samej końcówce odcinka, gdy wyjawiono, kto stał za napaścią na transport. Na scenę niczym Rambo wkroczyła Leah, zarzynając bezlitośnie żołnierkę. Trudno jest interpretować to wydarzenie i to, co ją skłoniło do tego czynu, ale było to niewątpliwie spore zaskoczenie. I jak widać twórcy, podobnie jak to było w przypadku Negana, nie pożegnali się definitywnie z tą bohaterką, która będzie mieć coś jeszcze do powiedzenia w tej historii. Może nawet odegra w niej kluczową rolę?
Najnowszy odcinek The Walking Dead był bardzo dobry. Historia angażowała, podobnie jak poszczególne wątki. Nie zabrakło też różnego rodzaju emocji i zaskoczeń. Epizod był też bardzo brutalny i krwawy, dzięki czemu jego atmosfera była poważna. Twórcy budują solidne podstawy fabularne, żeby ta sielanka we Wspólnocie niebawem się zakończyła. Historia idzie w ciekawym kierunku, a powoli zbliżamy się do końca sezonu 11B, więc emocje powinny rosnąć z każdym odcinkiem!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat