This Poison Heart. Zatrute serce - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 9 listopada 2022Mam za sobą lekturę This Poison Heart. Zatrute serce i kilka przemyśleń.
Mam za sobą lekturę This Poison Heart. Zatrute serce i kilka przemyśleń.

Szukając okazji na Poznańskich Targach Książki, trafiłam na stoisko Moondrive, na którym leżało sporo książek za dziesięć złotych. Wśród nich były This Poison Heart. Zatrute serce i kontynuacja This Wicked Fate. Przeklęte przeznaczenie. Opis pierwszej części był bardzo zachęcający. W mieszance miały znaleźć się czarownice, mitologia grecka i stary tajemniczy dom, a przede wszystkim magia skupiona wokół roślin i trucizn. Czyli to, co lubię najbardziej. Kupiłam więc obie części, a teraz wracam do Was po lekturze pierwszej.
Jest kilka rzeczy, które od razu skradły moje serce w trakcie lektury. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam książkę młodzieżową, w której rodzice nie tylko żyli, ale byli także czynnymi i barwnymi postaciami. Bri udało się skutecznie uniknąć klątwy protagonistki YA, której opiekunowie zawsze muszą zginąć w tragicznych okolicznościach, by było jakieś smutne origin story. Relacja między główną bohaterką a jej mamami była bardzo ciepła i urocza. Zdecydowanie dodawała kolorytu lekturze. Cieszę się, że od początku wiedziały o darze swojej córki i ją wspierały. Autorce udało się dzięki temu uniknąć całej masy sztampowych i męczących tropów. Nie lubię niepotrzebnych nieporozumień i sekretów, które są robione na siłę tylko po to, by pchać fabułę do przodu. Tu tego nie było.
Kolejną mocną stroną były moce głównej bohaterki, które zostały opisane bardzo ciekawie. Na samym początku dowiadujemy się bowiem, że Bri ma rękę do roślin. Do tego stopnia, że drzewa pochylają się w jej stronę, gdy przejeżdża obok nich samochodem, a niektóre potrafią przebić korzeniami chodnik, byle znaleźć się blisko niej. To sprawia, że dziewczyna musi przez cały czas się pilnować – stać w rozkroku pomiędzy fascynacją a strachem. Z jednej strony ciągnie ją do roślin w tak dużym stopniu, w jakim one lgną do niej, a z drugiej boi się, do czego jest zdolna, a także co by się stało, gdyby ktoś dowiedział się o jej sekrecie. Dziewczyna musi zresztą często zmieniać szkoły i nigdy nie nawiązała przez to naprawdę głębokiej przyjaźni. Szybko również dowiadujemy się, że Bri w jakimś stopniu jest odporna na trucizny i to właśnie wokół tego w głównej mierze będzie krążyła fabuła książki.
Domyślam się, że osoby, które pasjonują się ogrodnictwem czy zielarstwem, mogą mieć w trakcie lektury frajdę, ponieważ pada tu dużo nazw roślin i dokładne opisy ich budowy. Niektórzy czytelnicy twierdzą nawet, że autorka inspirowała się Tajemniczym ogrodem, jedną z moich ulubionych książek z dzieciństwa. Lubię, gdy autorzy skupiają się na takim jednym elemencie i starają się dzielić ekspercką (przynajmniej dla laików jak ja) wiedzą. Gdy zaczytywałam się w serii Płoń dla mnie podobało mi się na przykład to, że główna bohaterka ma wiedzę militarną i było to widać chociażby po tym, jak znała się na broni i wojsku. Zresztą, nic dziwnego, ponieważ z czasem odkryłam, że autorka Ilona Andrews to tak naprawdę… duet złożony z żony i męża, z czego ten drugi był sierżantem w armii USA. Nic dziwnego, że opisy robiły takie wrażenie!
W pewnym momencie akcja This Poison Heart. Zatrute serce przenosi się do dużego domu w małym miasteczku, co nie jest spojlerem, ponieważ dowiadujemy się tego już z opisu na okładce. W tym momencie wchodzimy w nieco gotyckie klimaty. Główna bohaterka wraz ze swoimi opiekunkami powoli zaczyna odkrywać sekrety domu i jego byłych mieszkańców, oglądając kolejne pokoje i znajdując tajne przejścia. I przyznam szczerze, że uwielbiam ten trop. Świetnie bawiłam się też podczas lektury chociażby Gallanta od V.E. Schwab. Małe miasteczko i stare opuszczone domy to pakiet, który kupuję w ciemno. Można więc śmiało powiedzieć, że najlepiej bawiłam się mniej więcej w środku lektury, gdy dziewczyna przeniosła się już do nowego miejsca i dopiero zaczęła dokopywać się do prawdy o swoim pochodzeniu.

Swoją drogą muszę tu wspomnieć, że byłam zachwycona, gdy w końcu jakaś bohaterka książki na wiadomość, że odziedziczyła wielki dom, zamiast kręcić nosem ucieszyła się, bo rodzina była spłukana. Zbyt często autorzy tworzą postacie z problemami finansowymi, które próbują unosić się honorem w każdej sytuacji. W ogóle często Bri i jej mamy podejmowały logiczne decyzje i miały dokładnie takie reakcje, jakie miałby każdy inny na ich miejscu. To miły powiew rozsądku w YA. Dopiero pod koniec czułam, że autorka musiała trochę je „ogłupić”, by popchnąć fabułę do przodu.
Zatrute serce ma też wątek romantyczny. Jeśli lubicie queerowe historie, na pewno się Wam spodoba. Szczególnie, że na rynku jest o wiele więcej propozycji z gejami niż lesbijkami, więc miło było znaleźć coś z tej drugiej grupy, nawet jeśli w pewnym momencie miałam deja vu ze Zmierzchu. Miło, że w książce YA naprawdę mamy wrażenie, że czytamy o nastoletniej miłości, często niezręcznej i niezgrabnej, ale uroczej. Mam wrażenie, że mamy tego niedosyt w tym gatunku. Poza tym, gdy jeszcze pracowałam w księgarni, rodzice często mnie pytali: czy w tej książce młodzieżowej są sceny seksu? Spokojnie, nie ma. Myślę, że w przypadku Bri trzymanie się za ręce już byłoby dużym krokiem.
Fani mitologii greckiej na pewno również znajdą tu coś dla siebie. Autorka skupia się co prawda głównie na kilku postaciach, a nie całym panteonie, ale jej wersja historii jest bardzo interesująca. Nigdy nie byłam fanką klimatów Percy’ego Jacksona, ale domyślam się, że dla osób, które kochają mitologię, będzie to jeszcze ciekawsze niż dla mnie.
Niestety, jest kilka rzeczy, które sprawiły, że mimo tych wszystkich plusów nie mogę dać najwyższej oceny. Przede wszystkim miałam wrażenie, że język momentami jest bardzo sztywny. Nie wiem, czy to wina autorki Bayron Kalynn, czy może tłumaczenia wydawnictwa Moondrive. Wspomniany Gallant w porównaniu do Zatrutego serca wydawał się napisany o wiele ładniej. Poza tym czasami brakowało mi dociśnięcia pedału do gazu i większej akcji. Nawet sceny, które powinny być bardziej emocjonujące, na przykład ucieczka czy pościg, wypadały płasko. Tempo akcji było bardzo nierówne. Nie zrozumcie mnie źle, kocham długie opisy, bo raz kolejny – w takim Gallancie było ich mnóstwo i cudownie się bawiłam – ale tutaj miałam wrażenie, jakbym oglądała film, a ktoś co jakiś czas pauzował i zaczął wyjaśniać mi, co dzieje się na ekranie.
Nie spodobał mi się też finał. Miał swoje plusy, ponieważ szczerze przyznam, że do ostatniej chwili nie odgadłam, kim jest antagonista. Rozwiązanie tej zagadki akurat bardzo mi się podobało. Sama konfrontacja jednak mniej. Tak jak wcześniej wspomniałam, miałam wrażenie, że postacie, które do tej pory zachowywały się całkiem rozsądnie, podjęły dość głupie decyzje. Czułam, że jest co najmniej kilka lepszych sposobów na poradzenie sobie z konfliktem niż to, co ostatecznie zrobiła Bri. Miałam wręcz wrażenie, że to „plot armor” chroni pewnych antagonistów, a nie ich spryt.
Na pewno przeczytam drugą część – nie tylko dlatego, że już ją kupiłam. Książka ma swoje wady (które może nie przeszkadzałyby mi tak, gdybym była młodsza, bo o wiele więcej wtedy wybaczałam), ale bardzo polubiłam głównych bohaterów i chcę wiedzieć, jak skończy się ich historia. Mam również nadzieję, że w kontynuacji dostaniemy jeszcze więcej elementów fantastycznych i mitologii, ponieważ końcówka właśnie to zapowiadała. Wydaje mi się też, że zdecydowanie za mało mówi się o This Poison Heart. Zatrute serce, ponieważ to naprawdę solidna pozycja dla fanów YA.
Poznaj recenzenta
Paulina Guz



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1997, kończy 28 lat
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1983, kończy 42 lat
ur. 1988, kończy 37 lat

