To nie mój film - recenzja filmu [GDYNIA 2024]
Data premiery w Polsce: 25 grudnia 2024Maria Zbąska przypomina tym tytułem, że debiuty mogą być interesujące i kreatywne. To nie jest mój film to reprezentuje.
Maria Zbąska przypomina tym tytułem, że debiuty mogą być interesujące i kreatywne. To nie jest mój film to reprezentuje.
To nie mój film jest interesującym filmem, który niewątpliwie nie jest propozycją dla każdego. Historia małżeństwa, które wyrusza na pieszą, zimową podróż plażą Bałtyku, wydaje się pomysłem specyficznym, ale jest to zamysł wnikliwie przemyślany. Jeśli uda im się dotrzeć do celu bez złamania zasad, zostaną ze sobą na zawsze. Jeśli nie, to będzie koniec ich wieloletniego małżeństwa. Punkt wyjścia może wydawać się dość dziwny i być może nawet w jakimś stopniu odpychający od seansu, ale bardziej mylnego wniosku wyciągnąć nie można. Taka wyprawa to pewnego rodzaju małżeńska terapia, która w metaforyczny, a czasem ezoteryczny sposób mówi wiele o tym, jak takie sytuacje wyglądają, jak można sobie z nimi poradzić i, jak w pewnym sensie, ucieczka to pójście na łatwiznę. Ta trudna wyprawa pary sama w sobie jest alegorią pracy nad związkiem, którą zawsze trzeba wykonywać bez względu na to, czy ktoś jest ze sobą rok czy 15 lat. Film jednak nie idzie w prostotę, ale działa na wyobraźnię i wymaga od widza uwagi i skupienia. Jeśli damy to temu filmowi, nagroda jest tego warta. Nikt tutaj jednak nie stawia przed widzem wielkich i głośnych konfliktów, ani nie stawia diagnoz, co dokładnie jest nie tak w tej relacji. Czy to po prostu efekt szarej codzienności? Braku chęci i zainteresowania? To coś, co wymaga od widza własnej oceny i interpretacji, bo skrawki faktów poprzez ukazanie ich interakcji, mówią wiele.
Pod kątem formy opowiadania historii to taka mieszanka stojąca lekko w rozkroku pomiędzy trudnym kinem artystycznym, a czymś, co może bardziej otwarcie wyjść do ludzi. Czasem jest zabawnie, czasem pojawiają się zaskakujące emocje, ale to, co mnie zaskoczyło najbardziej, to jak szybko da się zaangażować w tę opowieść. To wynika z pary bohaterów, którzy są do bólu prawdziwi i to takie osoby, które w pewnym wieku każdy zna i wie o kryzysach w związku. Ta uniwersalna otoczka wokół tych postaci staje się łatwym wejściem do ich historii, która ani w formie opowiadania nie jest lekka, ani formalnie nie jest łatwa. To bynajmniej nie oznacza, że takie podejście to wada, bo czuć w tym sporo kreatywności w osiągnięciu wyznaczonych celów, które doprowadzają do emocjonalnego spełnienia i satysfakcji. Czego mogę chcieć więcej jako widz?
Te postaci pewnie by nie były tak dobre, gdyby nie Zofia Chabiera i Marcin Sztabiński, ponieważ stworzyli osoby na wskroś prawdziwe i przez to też łatwe do zrozumienia. Ich emocje na ekranie są siłą To nie mój film i prawdopodobnie najmocniejsza zaletą. Minimalizm tego tytułu pozwala im błyszczeć, gdy trzeba i stawać się sercem opowieści, kiedy jest to wymagane.
To, co wywołuje mieszane odczucia przy To nie mój film, to kwestie różnych pojedynczych scen, które są utrzymane w określonej wizji artystycznej, w wyniku czego nie zawsze są czytelne. Rozumiem cele, doceniam starania, ale gdy coś wydaje się na tyle specyficzne, że aż wybija z rytmu, to wówczas trudno znów zaangażować się na takim samym poziomie. Nie są to elementy ciągłe ani częste, ale niewątpliwie dostrzegalne oraz odczuwalne w dość osobliwie opowiadanej historii na plaży mroźnego Bałtyku. Ostatecznie to nie powoduje uczucia kompletnego niezrozumienia oglądanego dzieła, bo to, co ma wybrzmieć, jak najbardziej wybrzmiewa. Obawiam się jednak, że to wpłynie na to, jak niektórzy widzowie odbiją się od tego, co To nie mój film im zaproponuje. Czytelność zamiarów też jest rzeczą względną, bo to, co dla jednego jest zrozumiałe i klarowne, dla innego może być czymś przeciwnym. Reżyserka stara się osiągnąć w tym aspekcie równowagę i często się jej udaje, ale te właśnie niuanse i detale w niektórych scenach powodują, że nie zawsze wszystko trafia w punkt.
Maria Zbąska swoim debiutem pokazuje, że wciąż jest w kinie polskim miejsce na kreatywność, nowe pomysły i stworzenie czegoś, co nie musi być przygnębiające i smutne, ale zarazem tak interesująco stymulujące nas jako widzów, że pozostawia jedynie pozytywne odczucia po seansie. Trudno opowiadać o problemach codzienności, bo zbyt często wydaje się, że twórcy nie umieją tego robić bez przytłaczania widzów ciężkimi emocjami, pustymi frazesami czy dumnie prezentowanymi mądrościami rozwiązującymi wszelkie problemy. Tutaj pokazano, że da się pokazać historię tak autentycznie prawdziwą, że przekonuje od razu. Gdyby w kulminacji było więcej emocji, na pewno byłby to mój film, a tak pozostaje wahanie, ponieważ jest to po prostu dobre kino.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat