Tuż po zmroku – recenzja filmu
Tuż po zmroku to nowy postapokaliptyczny horror z Nicolasem Cage’em. Czy wyszło z tego coś dobrego? Sprawdźmy.
Tuż po zmroku to nowy postapokaliptyczny horror z Nicolasem Cage’em. Czy wyszło z tego coś dobrego? Sprawdźmy.
Akcja filmu Tuż po zmroku rozgrywa się w bliżej nieokreślonym czasie, ewidentnie postapokaliptycznym – taki wniosek wysnuć już od pierwszych scen produkcji. Fabuła skupia się na ojcu i jego dwóch nastoletnich synach, którzy żyją na oddalonej od wszelkiej cywilizacji farmie, codziennie walcząc o byt. Rodzina doskonale wie, że największe zagrożenie budzi się wtedy, gdy robi się ciemno. Kiedy więc jeden z braci nie wraca do domu na noc, rozpoczyna się gra z czasem i desperacka walka o przetrwanie. W rolach głównych występują Nicolas Cage, Jaeden Martell i Maxwell Jenkins. Reżyserem jest Benjamin Brewer, a scenariusz napisał Michael Nilon.
Prawdę mówiąc, po filmie z Nicolasem Cage’em nie spodziewałam się zbyt wiele. Jestem więc miło zaskoczona, bo nowa produkcja okazała się nie taka zła. Nie jest to efekciarski blockbuster, ale też nie jest to tani twór klasy B. Porównałabym go raczej do artystycznych produkcji niszowych, które przykuwają oko. Twórcy bardzo dbają o klimat opowieści – jest niespiesznie i z pozoru spokojnie, aczkolwiek atmosfera nieustannie się zagęszcza, a zagrożenie wisi w powietrzu. Pod tym względem film jest zbudowany naprawdę dobrze. Historię śledzi się z zainteresowaniem, bardziej że zło czai się w cieniu przez stosunkowo długi czas. W tym miejscu warto wspomnieć, że tym, co czyha na bohaterów, są zmutowane dzikie bestie – pierwsza scena z udziałem jednej z nich (ta, w której jeden z braci przysypia w fotelu) moim zdaniem wypada znakomicie w swojej prostocie. Tego typu klimatycznych smaczków jest tu przynajmniej kilka. Duży plus za oryginalnie wyglądające potwory, których zachowania i fizyczne możliwości są absolutnie nieprzewidywalne.
Produkcję promuje oczywiście Nicolas Cage, który – co dość zaskakujące – w samym filmie usuwa się raczej na drugi plan. Aktor pojawia się w zasadzie tylko na wstępie i w finałowym akcie historii. Większe pole do manewru pozostawia swoim filmowym synom. Ci zaś przed kamerą radzą sobie całkiem dobrze i wiarygodnie przedstawiają braterską więź. Tworzą postaci, którym możemy kibicować. O nich samych nie wiemy zbyt wiele. Z retrospekcji wynika jedynie, że ojciec wychowuje ich samotnie, odkąd byli mali. Podobnie rzecz wygląda, jeśli chodzi o genezę przedstawionego w filmie świata. Co doprowadziło do aktualnego stanu rzeczy? Nic nie wskazuje na to, by miało to zostać wyjaśnione (chyba że twórcy liczą na sequel, co fabularnie jest jak najbardziej możliwe). Może i nie jest to wada (w końcu w kinie survivalowym nie chodzi o to, by rozkładać na czynniki pierwsze ciąg przyczynowo-skutkowy, a o to, by w widowiskowy sposób mierzyć się z zagrożeniem tu i teraz), ale trochę brakuje słowa wyjaśnienia, które dodałoby wiarygodności tej historii.
Choć warstwa wizualna i budowanie nastroju wypadają tu naprawdę dobrze, są też elementy, które trochę kuleją. Pierwszym z nich jest praca kamery – w momentach kulminacyjnych obraz trzęsie się na prawo i lewo. Domyślam się, że jest to zabieg celowy, ale w tym przypadku mamy już do czynienia z nadużywaniem efektu, co działa raczej na niekorzyść. Trochę słabo wybrzmiewa też symfoniczna ścieżka dźwiękowa, która po prostu nie pasuje do tego filmu – sprawia wrażenie, jakby była skomponowana do widowiska na wielką skalę, więc podłożenie jej w celującym w VOD dreszczowcu wywołuje pewnego rodzaju zgrzyt. I wreszcie, mimo naprawdę intrygującego startu, z czasem całe napięcie zaczyna się trochę rozmywać, a główna konfrontacja z zagrożeniem wytraca tempo i staje się dość schematyczna – na finałowe sceny, w całej swojej widowiskowości, patrzy się już raczej bez większych emocji.
Film Tuż po zmroku, choć pod wieloma względami pomysłowy, czerpie garściami z innych przedstawicieli swojego gatunku, przez co po seansie zostaje w głowie raczej jako „coś, co już się widziało”. Czuć inspiracje serią Ciche miejsce, widać też pewne podobieństwa do Stranger Things. Nietrudno przewidzieć, w jaką stronę potoczą się wydarzenia, a finałowa sekwencja robi się trochę zbyt pompatyczna, by podejść do tego na poważnie. Jeśli jednak będziemy rozpatrywać ten film wyłącznie w kategoriach rozrywkowych, sprawdzi się całkiem nieźle – jest tu wszystko, co potrzebne w klasycznej postapokaliptycznej opowieści. Nie na wszystkie pytania otrzymamy odpowiedzi ani nie poznamy przyczyn zastanego stanu rzeczy, ale jeśli jesteście w stanie przymknąć na to oko, seans może przynieść oczekiwaną frajdę. Dla mnie to solidne 6/10.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat