Uncanny X-Men #04: Kontra SHIELD – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 25 października 2017Najnowszy tom opowieści o zbuntowanych mutantach pod wodzą Cyclopsa reklamuje mocne hasło: "Rewolucja sie skończyła. Nadchodzi wojna". Czy rzeczywiście, czy też po raz kolejny włodarze Marvela rzucają słowa na wiatr?
Najnowszy tom opowieści o zbuntowanych mutantach pod wodzą Cyclopsa reklamuje mocne hasło: "Rewolucja sie skończyła. Nadchodzi wojna". Czy rzeczywiście, czy też po raz kolejny włodarze Marvela rzucają słowa na wiatr?
Nadchodzi taki czas, że komiksy o superbohaterach zaczynają zwyczajnie nudzić. Zwłaszcza, kiedy – jak na realia polskiego rynku – mamy ich zatrzęsienie. Historie z Nowego DC czy Marvel Now czyta się i szybko zapomina, zastanawiając się przy tym, dlaczego opowieści o superbohaterach najlepiej się sprzedają, skoro ich zmorą jest nieustanne powielanie schematów. Cóż, może właśnie dlatego. Rzecz w tym, by ta schematyczność miała posmak świeżości, co trzeba przyznać, staje się sztuką coraz trudniejszą. I tak, narzekanie na ów fakt również staje się nudne. Tym razem przy omawianiu Uncanny X-Men, Vol. 4: Vs. S.H.I.E.L.D. zrzędzenia niemal nie będzie.
Dlaczego? Bo w tym przypadku Brian Michael Bendis dał radę. Różnie bywało z formą scenarzysty w kwestii komiksów pisanych pod Marvel Now. Lepsze momenty nie zdarzały mu się zbyt często, ale jednak bywały. Całkiem sporo było ich w serii Uncanny X-Men. Szczególnie przy jej starcie i teraz – w czwartym tomie – kiedy wreszcie przewodnia historia dobiegła do nawet satysfakcjonującego finału.
Trochę czasu minęło od lektury Uncanny X-Men, Vol. 3: The Good, The Bad, the Inhuman – rozpoczynając czytanie nowego tomu, w miarę gładko wchodzi się w fabułę, stopniowo przypominamy sobie, co wydarzyło się ostatnio. Młody mutant Fabio wyrzucony z drużyny. Mystique podająca się za Dazzler i jej nieustanne, tajemnicze knowania, które zwróciły uwagę Magneto. Dodatkowo ataki sentineli – o tym pamiętało się najlepiej, ponieważ wciąż pozostawało zagadką, kto za nimi stoi.
Wszystkie te wątki Bendis łączy w naprawdę niezłym stylu, doprowadzając do tytułowej i wcale nie tak oczywistej konfrontacji pod szkołą imienia... (ech, czyjego ona właściwie jest teraz imienia?). W każdym razie jest intensywnie, działania niektórych postaci (Beast) są dobrze umotywowane psychologicznie, młodziaki znowu trochę śmieszą i zarazem żenują, a Wolverine to, jak zwykle, klasa. Czasu nie można uznać za stracony, zwłaszcza że – niespodzianka – to dopiero połowa albumu. W dalszej bowiem części fabuła zostaje skierowana na zupełnie nowe tory, przy okazji fundując czytelnikom powrót Charlesa Xaviera.
No dobrze – jest powrót, ale inny, niż byśmy sądzili. Oto do kancelarii Jennifer Walters (alias She-Hulk) trafia testament Xaviera. Jego odczytanie ponownie zgromadzi mutantów z przeciwnych frakcji. Będzie dużo emocji, napięć między bohaterami, ale przede wszystkim rewelacji i bardzo fajne stopniowanie suspensu. Ów ostatnia wola to prawdziwa petarda, która w kolejnym tomie może posłużyć do opowiedzenia całkiem dobrej historii.
Zatem pozytywne zaskoczenie. Także rysunkowo, bo styl i kolorystyka, jakby nagle się uspokajają i wygładzają. Nie jest już przesadnie nowatorsko, może nie aż klasycznie, ale po prostu wyraziście. Ta kreska Kris Anka (zeszyty 23 i 24) w jakiś sposób przynosi ład i daje wytchnienie po atrakcyjnej, acz rozedrganej formule prac Chris Bachalo. Bardzo pasuje do opowieści pełnej nieustannych zaskoczeń, do których zapewne niektórzy czytelnicy będą mieli zastrzeżenia. Oto znów został wyjęty królik z kapelusza, który nie za bardzo przystaje do naszej wiedzy o Charlesie Xavierze. No tak, z nadpisywaniem historii zawsze wiąże się ryzyko, ale akurat w tym przypadku cieszę się, że Bendis je podjął. Naprawdę, od dość długiego czasu czekam z dużą niecierpliwością na kolejny tom Uncanny X-Men. Oby jego lektura mnie nie zawiodła.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat