Uwikłana – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 20 maja 2021Uwikłana to tegoroczny thriller promowany nazwiskami Morgana Freemana i Ruby Rose. Niestety, mimo gwiazd w obsadzie produkcja okazuje się filmem zaskakująco słabym.
Uwikłana to tegoroczny thriller promowany nazwiskami Morgana Freemana i Ruby Rose. Niestety, mimo gwiazd w obsadzie produkcja okazuje się filmem zaskakująco słabym.
Uwikłana to nowy film z Morganem Freemanem i Ruby Rose. Fabuła produkcji skupia się na emerytowanym policjancie Damonie (Freeman), który ma do odzyskania dużo pieniędzy z szemranych źródeł. Aby zrealizować swój plan, mężczyzna zaprasza do współpracy Viktorię (Rose), młodą matkę o kryminalnej przeszłości. Kiedy okazuje się, że kobieta nie zamierza iść z nim na układ, Damon podstępem porywa jej córkę i przetrzymuje ją jako zakładniczkę. Podstawiona pod ścianą Victoria wyrusza więc w niebezpieczną misję celem odzyskania pieniędzy, ponieważ to jedyny warunek, by ponownie ujrzała swoje dziecko.
Sam opis fabuły wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z typowym kinem akcji – i rzeczywiście, produkcja niczym nie wyróżnia się od sztampowych przedstawicieli swojego gatunku, a nawet jest od wielu dużo, dużo gorsza. Fabuła jest do bólu prosta, dialogi między bohaterami brzmią, jakby wymyślano je na poczekaniu, a kolejne wydarzenia mistrzowsko wymykają się logice. Choć całość trwa ledwie półtorej godziny, twórcy naszpikowali akcję retrospekcjami, do bólu rozciągniętymi w czasie scenami czy powtórzeniami tego, co oglądaliśmy dosłownie chwilę wcześniej (nie mam pojęcia, jaki jest cel tego zabiegu). Podobnych kwiatków jest dużo więcej – akcja wypełniona jest anonimowymi złoczyńcami, którzy nie wzbudzają kompletnie żadnych emocji; Victoria w cudowny sposób nie zostaje nawet draśnięta przez przeciwników, choć w co drugiej scenie w jej kierunku posyłają oni przynajmniej kilkadziesiąt kul... Przy okazji warto też wspomnieć, że działania kobiety pozbawione są momentami sensu i zdrowego rozsądku, co kłóci się z jej początkowym przedstawieniem – Victorię poznajemy jako twardzielkę, która podejmie się choćby najtrudniejszej misji, a chwilę później obserwujemy, jak naiwnie częstuje się trucizną zaserwowaną w szklance przez nieznajomego. W coś takiego po prostu nie można uwierzyć – bohaterom brakuje piątej klepki w najbardziej oczywistych momentach; nie można zatem mówić o zaangażowaniu się w tę historię, ponieważ nic tu nie trzyma się kupy. Widz jest tu o kilka kroków przed bohaterami – z łatwością można przewidzieć, co wydarzy się dalej. Nie dostarcza to absolutnie żadnej frajdy, a samego filmu nawet nie da się nazwać przeciętnym – to słowo byłoby tutaj komplementem.
Jeśli chodzi o odtwórców głównych ról – raczej nie mają, czym tu zabłysnąć. Choć produkcja opiera się na barkach Morgana Freemana, aktor nie ma tu nic szczególnego do zagrania, ani słowem, ani nawet miną, ponieważ jego bohater jest dosłownie uziemiony w jednym i tym samym pokoju i wpatrzony w jeden i ten sam ekran. Ruby Rose wypada nieco lepiej i widać, że przynajmniej się stara – choć jej bohaterka jest oderwana od rzeczywistości (jej niezniszczalność jest tak naciągana, że to aż boli), aktorka wkłada w swoją rolę jakieś emocje, od wzruszeń po lodowatą twarz zabójczyni. To jednak kropla w morzu potrzeb – kilka akceptowalnie zagranych scen nie jest w stanie podnieść tej produkcji z poziomu, na którym ugrzęzła od pierwszych minut.
Kuleje także sama warstwa realizacyjna – wystarczy rzut oka na kilka losowych scen, by dosłownie złapać się za głowę. Nadużywane slow motion, przedziwny dyskotekowy montaż stosowany na zmianę z tandetnie przenikającymi się kadrami, tanie efekty specjalne, których nawet z przymrużeniem oka nie da się uznać za przekonujące – wielokrotnie nie mogłam uwierzyć, że widzę to na własne oczy. Nie dość, że film jest naiwny fabularnie, to jeszcze wygląda, jakby był dopiero co wyciągnięty z darmowego programu do edycji video, jeszcze przed finalną postprodukcją. To po prostu strasznie nudna, nieciekawa, źle rozpisana produkcja, pełna patetycznych scen – z których na domiar złego żadna nie wywołuje choćby najmniejszych emocji (no, może poza zażenowaniem).
Uwikłana to tani, niskobudżetowy i słaby akcyjniak, który wygląda jak sztampowy wyrób telewizyjny, a nie poważny film pełnometrażowy. Zarówno scenariuszowo, jak i realizacyjnie ta produkcja to jakieś nieporozumienie i naprawdę nie chce mi się wierzyć, że zagrał w niej zdobywca Oscara. Nie dajcie się na to nabrać, ja czuję się, jakby mnie oszukano. Straszliwa strata czasu.
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat