Venom 3: Ostatni taniec - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 25 października 2024Venom powraca po raz ostatni w solowym filmie. Domyka tym samym trylogię swoich przygód. Jak wypada najnowszy rozdział jego historii? Sprawdzamy.
Venom powraca po raz ostatni w solowym filmie. Domyka tym samym trylogię swoich przygód. Jak wypada najnowszy rozdział jego historii? Sprawdzamy.
Tom Hardy sześć lat temu wdarł się do świata Marvela ze swoją interpretacją Venoma. Aktor od początku miał pomysł na tę postać i ją sukcesywnie realizował. Wiedział, jaka więź połączy Eddiego Brocka z symbiontem. Chciał, by była ona oderwana od tej, którą znamy z komiksu. Jego Venom to nie tylko pasożyt potrzebujący nosiciela do tego, by przeżyć i zabijać innych. To istota poszukująca przyjaciela i planety, którą będzie mogła nazwać domem. W każdej odsłonie ta więź się zacieśniała. W drugiej zaczęła nawet przypominać związek. Bohaterowie zaczęli tworzyć jedno ciało i przyzwyczaili się do siebie. Można nawet powiedzieć, że się pokochali. Trzeci akt to zwieńczenie ich przyjaźni. Debiutująca w roli reżysera Kelly Marcel, która jako scenarzystka pracowała przy dwóch poprzednich częściach, dostała szansę, by zakończyć tę historię. I zrobiła to w dość szalony, ale też wyważony pod wieloma względami sposób. Nie jest to finał przeprowadzony z wielkim rozmachem. Nie ma tu wizualnych fajerwerków. Jest za to opowieść, która fana Venoma chwyci za serduszko. To ciekawie napisane pożegnanie z tym zwariowanym czarnym symbiontem.
Po powrocie z innego uniwersum Eddie chciałby po prostu pojechać do domu i odpocząć. To jednak niemożliwe. Został posądzony bowiem o zabicie detektywa Mulligana. Staje się ściganym przestępcą, a jego twarz pokazywana jest na każdym kanale informacyjnym. Powrót do San Francisco jest niemożliwy. Trzeba znaleźć nowy dom. Wybór pada na Nowy Jork. Droga do niego okazuje się dość długa, gdyż Eddie i jego towarzysz lądują w Nevadzie. A na dodatek ściga ich jakiś dziwny stwór. To wysłannik pewnego mrocznego władcy, który nie spocznie, dopóki nie wyeliminuje wszystkich symbiontów. A na Ziemi jest ich kilkanaście.
W Venom 3: Ostatni taniec widać jak na dłoni, że Tom Hardy znakomicie bawił się, gdy grał Eddiego i podkładał głos pod jego mrocznego towarzysza. To wciąż opowieść o dwóch kumplach, którzy często się ze sobą nie zgadzają i kłócą, ale gdy sytuacja tego wymaga, to są w stanie skoczyć za sobą w ogień. Ich relacja jest bardzo komediowa i opiera się na drobnych żarcikach i uszczypliwościach. To poczucie humoru było także obecne w dwóch poprzednich częściach. W nowej produkcji zmienia się skala problemu. Wydaje mi się, że Carnage był dużo groźniejszym przeciwnikiem. Trzecia odsłona kończy pewną historię i widać, że ma spełniać także funkcję wprowadzenia do nowej. Pojawiają się więc nowi bohaterowie. Jednym z nich jest znany z komiksów Rex Strickland (Chiwetel Ejiofor), żołnierz specjalnego oddziału wojska amerykańskiego. Ma on ocenić zagrożenie ze strony symbiontów i je zlikwidować, jeśli będzie wymagała tego sytuacja. Gdy go poznajemy, współpracuje z doktor Payne i zajmuje się ściganiem symbiontów po całym globie. Okazuje się, że Strickland to najgroźniejszy przeciwnik Venoma. Podchodzi do walki bardzo skrupulatnie i taktycznie, co daje mu ogromną przewagę. Nie targają nim emocje, które mogłyby przeszkadzać w walce. Oczywiście to nie on jest głównym złoczyńcą tej części. Całe zamieszanie wynika z rychłego nadejścia Knulla, zwanego także Mrocznym Królem. To twórca symbiontów, które podobno sprzysięgły się przeciwko niemu. I muszą za to zapłacić.
Problem polega na tym – co zresztą zapowiadali twórcy – że Knull jest potraktowany w tej historii trochę jak Thanos. Występuje tylko przez chwilę. Całą czarną robotę pozostawia swoim pomagierom. Widać, że Kelly Marcel ma jakiś większy plan na tę postać i liczy, że Sony i Marvel dadzą go zrealizować. Pytanie, czy widzowie będą chcieli podążać za tym uniwersum, gdy nie będzie w nim tej wersji Venoma i Eddiego?
Budżet ewidentnie poszedł na efekty specjalne. Mamy dużo więcej zabawy symbiontem, który w tej części dość często zmienia swoich nosicieli – oczywiście tylko na chwilę. Połączy się z koniem, żabą czy rybą. Będzie też kilka innych wariantów, ale więcej nie zdradzę, by nie popsuć Wam zabawy. Podczas seansu odniosłem wrażenie, że twórcy postanowili zaoszczędzić na lokacjach i skupić się na szalonych walkach symbionta z nowymi najeźdźcami. I bardzo mnie to cieszy, ponieważ jedyne, czego oczekuję od tej serii, to solidna dawka humoru i spora doza walk Venoma. Obie te rzeczy dostałem.
Venom 3: Ostatni taniec to dobre zakończenie. Zadowalające. Oczywiście można marudzić, że brakuje fajerwerków, ale dla mnie to pożegnanie godne tej serii. Pokazuje, czym tak naprawdę jest przyjaźń pomiędzy symbiontem i jego nosicielem. Do tego w ładny sposób łączy wszystkie wątki i prezentuje długą drogę, jaką musiał przejść Eddie. Widzimy, jak ten bohater się zmienia, rozwija, dużo więcej rozumie niż w pierwszej części. Twórcy nie robią też z niego nie wiadomo jakiego herosa. To dalej jest zwykły facet, któremu przydarzyła się szalona przygoda. Nie oznacza to, że po jej zakończeniu będzie chciał stanąć w rzędzie z innymi herosami, by dalej bronić świata przed zagrożeniem. Nie. On chce spokojnie wrócić do swojego życia. Tyle że już z zupełnie innym nastawieniem.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat