W produkcji Wampiry: Dziedzictwo pokazano, jak dobrze podejść do lubianego przez amerykańskich producentów odcinka musicalowego. W tym przypadku wykorzystano do tego nowego "potwora", który nie okazał się zły. Doprowadził wręcz do rozwoju postaci poprzez organizację musicalu poświęconego Mystic Falls. Udało się w pewnym sensie złożyć hołd Pamiętnikom wampirów poprzez odtworzenie najważniejszych wydarzeń, ale z obsadą nowego serialu. Widać, że włożono w to dużo serca! Mamy dobry pomysł usprawiedliwiający konwencję muzyczną oraz dopracowane piosenki, które łatwo wpadają w ucho.
Całość jednak miała za zadanie doprowadzić do dojrzewania Hope, która po utracie nieśmiertelności Landona odsunęła się od niego. Dlatego powiązanie tego z jej ojcem, który miał tak kluczowy wpływ na najlepsze odcinki poprzednich seriali, okazało się strzałem w dziesiątkę, pozwalającym pójść dalej z romantycznym związkiem. Istniała obawa, że jej "problemy" z Landonem będą wałkowane w nieskończoność, ale twórcy czasem uczą się na błędach. Doszło do konsumpcji związku i bohaterowie w końcu przestają udawać, grać w kotka i myszkę. Wszystko oczywiście w konwencji serialu z oczekiwanymi emocjonalnymi uproszczeniami, na które trudno na tym etapie narzekać. Do tej pory wszyscy widzowie wiedzą, co to za serial, co sobą reprezentuje i tego typu motywy są po prostu jego częścią. Albo akceptujemy to z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo mamy problem i przestajemy oglądać.
Te odcinki jednak zaskoczyły, bo zakończono wątek nekromanty. Choć od początku nie wydawał się on głównym złym, bo jest zbyt przerysowany, niepoważny i dziwaczny, to jednak budowano tutaj potencjał na więcej. Problem polega na tym, że twórcy czasem za bardzo upraszczają niektóre rzeczy. To tyczy się właśnie końcówki, na której wpływ miała nowa pomagierka nekromanty. Biorąc pod uwagę, że ten plan był jej pomysłem, banalność przekonania jej do zmiany strony jest zatrważający i pozbawiony sensu. To po prostu zbyt niedorzeczne, by mogło ot tak trafić. Szczególnie, że wyjaśnienie jest proste: ona kocha MG, a ten chce jej dać szansę. A oczywiście Lizzie musiała w tym momencie zdać sobie sprawę, że coś do niego czuje. Cały ten finał za bardzo poszedł na łatwiznę.
To wszystko ma oczywiście swoje momenty: Hope pokazującą swoją siłę czy zabawy z nekormantą, który naprawdę jest kuriozalnie charyzmatyczną i zabawną postacią. Dzięki takim elementom Wampiry: Dziedzictwo mogą się podobać, bo dostarczają rozrywki na oczekiwanym poziomie. Te dwa odcinki temu dowodzą, a co ciekawsze, intryguję, bo co dalej po zamknięciu tego wątku?