Warrior Nun: sezon 2 - recenzja
Po dwóch latach powraca Warrior Nun. Czy jest lepiej niż w przeciętnym pierwszym sezonie?
Po dwóch latach powraca Warrior Nun. Czy jest lepiej niż w przeciętnym pierwszym sezonie?
Warrior Nun na samym wstępie trochę rozczarowuje zlekceważeniem emocjonującego cliffhangera z finału pierwszej serii, w którym bohaterki stanęły do walki z Adrielem. Mamy od razu przeskok czasowy i wspomnienie w kilku słowach o tym, co się wydarzyło. Mary najpewniej zginęła. Nie spełnia to obietnicy z finału – jest raczej wyrazem lenistwa i pójściem na łatwiznę. Łatwiej jest powiedzieć, niż pokazać starcie, które dałoby emocje. Wielka szkoda, że Simon Barry, twórca serialu, podjął tak karygodną decyzję. Tak nie powinno się zaczynać nowego sezonu.
2. sezon Warrior Nun pod wieloma względami wydaje się jednak lepszy niż pierwsza seria, bo ma dobre tempo. Historia skupia się w dużej mierze na głównym temacie, bez niepotrzebnych wątków pobocznych. Pamiętamy jeszcze, jak twórcy nudzili nas w pierwszej połowie pierwszej serii przesadną ekspozycją, z której nic nie wynikało. Tutaj mamy rozłożone pionki na planszy i dokładnie wiadomo, o co chodzi, do czego ma to prowadzić. Twórcy stopniowo kierują historię w odpowiednią stronę, co daje o wiele więcej satysfakcji. Łatwiej się zaangażować w tę opowieść, gdy zwyczajnie ma ona więcej sensu. Widać, że zostały wyciągnięte wnioski z niektórych złych decyzji. To na plus.
Problem w tym, że i tutaj popełniono wiele błędów, które marnują potencjał historii. Choć tempo jest porządne i lepsze niż poprzednio, to mamy tu sporo lania wody. Mamy sceny, które przeciągają całość niedopowiedzeniami i tworzą jednocześnie iluzję, że oglądamy ważne dla tej fabuły wydarzenia. Koniec końców, gdy z ust postaci pada po raz enty "jeszcze nie mogę powiedzieć" w kwestii ważnych motywacji czy rozwoju świata przedstawionego, Warrior Nun staje się serialem niezamierzenie zabawnym. Niestety całość jest oparta na ogólnikach i niedopowiedzeniach. Gdy jest już szansa na to, że zaraz dostaniemy fabularne bomby i zrobi się ciekawie, postać rzuca "jeszcze nie mogę ci powiedzieć" i na tym koniec. A szkoda, bo pomysłów w tym sezonie jest wiele i mogliśmy dostać ciekawy serial rozrywkowy, zahaczający o fantasy i mówiący coś na temat religii. Pod kątem fabularnym Warrior Nun wygląda jak produkcja pisana na kolanie.
Jednym z najbardziej spektakularnie zmarnowanych wątków jest historia Lilith. Jej odejście z ZMK i pójście dość niepewną drogą oscylującą pomiędzy dobrem a złem było interesujące w pierwszym sezonie i początkowo miało gigantyczny potencjał w drugiej serii. Niestety szybko został on spektakularnie zmarnowany. Poszedł w stronę banalną i nudną. Jej przemiana nie została dobrze wytłumaczona. Takie niedopowiedzenia nie są fajne, nie wzmacniają przekazu i nie budują ciekawości, a jedynie przypominają o tym, że scenarzyści nie mają pomysłu na ten wątki. Jest to jedna z najgorzej rozpisanych rzeczy w tym sezonie.
Sytuacji nie ratuje to, jakim złoczyńcą stał się Adriel. Twórcy chcieli, by jego postać nie była zła – miał stać się bohaterem własnej historii. Problem polega na tym, że ten motyw nigdy nie został wystarczająco pogłębiony. Gdy w finale dochodzi do otwartej walki z Adrielem, całość staje się wręcz banalna, prostacka i bez klimatu. To miało za duży potencjał, byśmy mogli przymknąć oko na scenariuszowe głupoty i uproszczenia.
W 2. sezonie Warrior Nun fantastycznie wyszły jedynie sceny akcji. Można pochwalić dobrą pracę kamery, pomysłową choreografię i znakomite podkreślenie umiejętności bohaterów. Szkoda więc, że tych scen jest tak niewiele. To coś, co nadaje serialowi charakter i styl. Uważam, że właśnie sceny akcji powinny być fundamentem tej produkcji, a nie marnej jakości historia. A błyszczy tu przede wszystkim Beatrice, która dostała walkę solo z armią zbirów. Twórcy wykorzystują prosty patent: twarz wojowniczki jest zakryta, dzięki czemu można ją zastąpić kaskaderką. Jest efekt "wow"! Aż szkoda, że jest tego tak niewiele w tym serialu.
Ocena 2. sezonu Warrior Nun jest trudnym wyzwaniem. Z jednej strony jest lepiej, bo serial bardziej angażuje i ciekawi, ale masa uproszczeń, scenariuszowy brak jakości, kiepskie decyzje w kilku motywach i fatalnie budowany wątek romantyczny, sprawiają, że pozostaje niedosyt. Niby furtka na 3. sezon jest otwarta, ale historia jest na tyle zamknięta, że serial nie musi być kontynuowany. Z Simonem Barrym i jego ekipą nie da się stworzyć czegoś dobrego.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat