Wilkołak nocą - recenzja filmu
Marvel dalej eksperymentuje. Nie tylko wprowadza nowych bohaterów, ale także romansuje z różnymi gatunkami. Tym razem postawiono na potwory. Jak wyszło? Oceniamy.
Marvel dalej eksperymentuje. Nie tylko wprowadza nowych bohaterów, ale także romansuje z różnymi gatunkami. Tym razem postawiono na potwory. Jak wyszło? Oceniamy.
Trzeba przyznać, że Marvel dobrze się bawi – wyciska ze swojego uniwersum wszystkie soki i nie daje fanom ani minuty spokoju. Cały czas bombarduje nas nowymi produkcjami o superbohaterach. Dostajemy filmy, mniej lub bardziej udane seriale, pięciominutowe animacje z ulubionymi postaciami i projekty specjalne jak właśnie Wilkołak nocą. Michael Giacchino w wyreżyserowanej przez siebie 52-minutowej produkcji nawiązuje do serii komiksów z lat 70. i rozwija temat potworów w świecie Marvela.
Historia napisana przez Petera Camerona i Heather Quinn to mroczna, ale również zabawna opowieść o tym, że pozory mogą zmylić nawet doświadczonego człowieka. Punktem wyjścia jest śmierć legendarnego łowcy potworów Ulyssesa Bloodstone’a. Z racji tego, że jego jedyna córka Elsa (Laura Donnelly) wyparła się rodziny, nie ma kto przejąć po nim schedy. Dlatego wdowa zaprasza do domu kilku najznakomitszych łowców, by w czasie specjalnych zawodów wybrać następcę męża. Ten, kto zwycięży, otrzyma czerwony klejnot dający moc, o jakiej zwykły śmiertelnik może tylko pomarzyć. Ku zaskoczeniu wdowy do konkursu przystępuje także Elsa oraz nieznany nikomu Jack Russell (Gael García Bernal), który ma ponoć na swoim koncie najwięcej martwych potworów. Jest to o tyle dziwne, że nikt jeszcze nie widział go w akcji, choć legendy o nim krążą w świecie od dawna. Teraz ma się to zmienić, bo krwawoczerwony kamień został wszczepiony w plecy strasznej bestii. By go zdobyć, trzeba owo monstrum zabić. Nie muszę chyba mówić, że łowcy wcale nie mają zamiaru sobie pomagać i najpierw zajmują się walką między sobą, a dopiero później z bestią.
Podobno Michael Giacchino sam wybrał Wilkołaka nocą na swój pierwszy projekt dla Marvela. I wcale mu się nie dziwię. Dzięki temu reżyser rozpoczyna przygodę z uniwersum z czystą kartą i nie jest ograniczany żadną formą czy istniejącymi już bohaterami. Sam może kreować ten świat i dobierać obsadę. Giacchino postawił nawiązać do horrorowych klasyków z lat 70. Całość, no prawie całość, została nagrana w czerni i bieli. Kolor na ekranie pojawia się wtedy, gdy widzimy czerwony klejnot. W ten sposób twórca chce podkreślić jego wyjątkowość.
Tekst Camerona i Quinn czerpie garściami ze starych komiksów. Twórcy nie zdecydowali się na unowocześnienie bohaterów czy mocniejsze wprowadzenie ich do kanonu MCU. W tym wypadku bardziej chodzi o zabawę i widowisko. Nie bez powodu większość akcji rozgrywa się w mauzoleach albo w mrocznych zakątkach ogrodu. Pomiędzy rywalami ma dochodzić do częstych i rozbudowanych choreograficznie walk, a nie wymiany zdań. Dialogów w tej produkcji jest zadziwiająco mało. Gdyby Kevin Feige wydał zgodę, to Giacchino pewnie nakręciłby film niemy. I coś czuję, że w ogóle by mi to nie przeszkadzało.
Wilkołak nocą ma fajnie dobraną obsadę. Laura Donnelly świetnie pasuje do roli zadufanej w sobie Elsy Bloodstone, która uważa, że jest najlepsza i nie może znieść porażki. Aktorka ma coś takiego w sobie, że z miejsca kupujemy graną przez nią postać. Podobne wrażenie odniosłem, gdy oglądałem serial HBO The Nevers, w którym grała. Donnelly doskonale odnajduje się w rolach wymagających sprawności fizycznej. Widać, że to sprawia jej radość. Sporą część choreografii wykonuje sama, bez dublera. Nie przekonuje mnie natomiast Gael García Bernal grający Jacka i jego alter ego, czyli wilkołaka. Ta pewna nieporadność w jego kreacji jest dla mnie bardzo irytująca. Rozumiem, że taki był zamysł reżysera, ale jednak mi to jakoś nie pasuje.
Nowa produkcja Marvela jest na pewno dużym zaskoczeniem. Powstała jako projekt specjalny na zbliżające się Halloween. Twórcy mogli eksperymentować ze stroną wizualną. Nie musieli skupiać się tak bardzo na ciągłości scenariusza. Nie będę wchodził w szczegóły, ale niektóre związki pomiędzy bohaterami czy też ich zalążki mogły być lepiej rozpisane. Dostajemy pewną zapowiedź tego, co może, ale nie musi się wydarzyć w świecie MCU. Wilkołak nocą na pewno pokazał, że jest w tym świecie miejsce nie tylko dla herosów i trykociarzy, ale też na inne projekty. Widzowie powinni to docenić! Może za jakiś czas dostaniemy kolejny projekt o wilkołaku? Nie wierzę w to, że taki gigant jak Marvel zatrudnia Bernala tylko do jednego krótkiego projektu i nie ma pomysłu na jego angaż w wykreowanym przez siebie świecie.
Wilkołak nocą to udany eksperyment, dzięki któremu widzowie będą mieć ochotę na coś większego. Bardziej krwistego! Mam nadzieję, że Michael Giacchino dostanie zielone światło na dalszą zabawę z potworami.
P.S. Tym razem nie dostajemy żadnej dodatkowej sceny po napisach.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat