Willow: sezon 1, odcinek 7 - recenzja
Willow nie zawodzi oczekiwań, bo na tym etapie już ich nie mamy. Gdy już pojawia się światełko w tunelu, twórcy znów je gaszą kolejnymi fatalnymi decyzjami.
Willow nie zawodzi oczekiwań, bo na tym etapie już ich nie mamy. Gdy już pojawia się światełko w tunelu, twórcy znów je gaszą kolejnymi fatalnymi decyzjami.
Willow w przedostatnim odcinku nawet nie udaje przygodowego serialu fantasy. Po raz kolejny widać, że zatrudnienie niedoświadczonego reżysera bez krzty wizji nie było dobrym pomysłem. Pościg na Spękanym Morzu zaczął się nieźle i miał potencjał. Czekaliśmy na przygodę i emocje. Jednak do opowieści szybko wkradł się chaos realizacyjny, a praca kamery była fatalna. Pościg trwał bardzo krótko – można było go przegapić w czasie mrugnięcia. Pozostałe aspekty odcinka nie zaoferowały niczego więcej.
Książę Airk to najgorsza i najbardziej niedorzeczna postać w serialu, a absurdalny pomysł na jego "rozwój" jedynie udowadnia, że twórcy zupełnie nie rozumieli, co mogli osiągnąć i jak wykorzystać ten potencjał. Jego relacja z nową postacią w opuszczonym mieście szybko staje się łopatologicznym i przewidywalnym absurdem. Wiemy, że Elora go kocha, on niby ją też, ale pocałunek nowej księżniczki musiał się pojawić! W tym wszystkim mamy szereg oczywistości: w finale najpewniej się okażę, że to żadna księżniczka, a zła wiedźma. Twist z końcówki, że bohater nie jest już więźniem, tylko najpewniej jej służy, jest zwyczajnie pozbawiony sensu. Twórcy znów przekombinowują. Podejmują takie decyzje, które sprawiają, że zaczynamy wątpić w ich pisarskie umiejętności. Być może w finale zyska to jakiś sens, ale trudno będzie go zbudować. To tak naprawdę niszczy fundament serialu, którego siłą była prostota.
Wyprawa przez Spękane Morze to podsumowanie wszystkiego, co złe w Willow. Karygodne rozpisanie stereotypowych postaci podkreślone zostało złą grą aktorów. Widać, że reżyserzy nie umieli ich poprowadzić. Gdy Elora słyszy wyznanie uczucia, można jedynie poczuć falę zażenowania. Tak samo jak w wątku miłości Kit i Jade. Zasadniczo każdy (poza Boormanem) jest przykładem absurdalnego bohatera. I choć na papierze widać potencjał, twórcy nie mają pomysłu, co zrobić, by postacie zyskały większe znaczenie. Nawet polepszenie relacji Kit z Elorą jest oparte na banałach – jak i wszystko w Willow. Najwyraźniej twórcy nie mają ani ambicji ani pomysłu na coś więcej. Na coś, co byłoby w stanie dostarczać choćby poprawnej i emocjonującej rozrywki. Jednak z drugiej strony dostaliśmy w tym wątku kilka ładnych wizualnie scen, a to w przekroju całego sezonu rzecz dość wyjątkowa.
Willow na tym etapie jest serialem złym i niedorzecznie prowadzonym. Finał raczej tego nie zmieni. Ta ekipa po prostu nie potrafi opowiadać ciekawych historii w klimacie fantasy. Skupiają się na słabo rozpisanych wątkach uczuciowych (obecność w grupie scenarzystów osoby z Arrow nie dziwi...) i nudnych motywach, które nie mają w sobie lekkości, humoru czy przygody. Jest jedynie coraz gorzej. Do tego stopnia, że nawet Warwick Davis w roli Willowa sprawia negatywnie wrażenie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat