Witamy na odludziu, niesłychanie udany serial, którego reżyserami są Kim Fupz Aakeson oraz Dagur Kári, przenosi nas do Utmark – malej miejscowości w północnej Skandynawii. Pierwsze, co zachwyca już na samym początku seansu, to bezkresne tereny,  zapierające dech w piersiach widoki, otwarte przestrzenie, silna i piękna, nieokiełznana natura, niezdominowana przez rozsianych po tej kranie mieszkańców. Ten świat łatwo może wzbudzić pewne oczekiwania i zwieść nas pozorami – podobnie jak idealistyczną nauczycielkę, która w pierwszym odcinku przybywa do Utmark, by w otoczeniu przyrody zaznać spokoju. Spodziewa się zobaczyć społeczność, która wiedzie harmonijne, sielskie życie, otoczona tak zachwycającą naturą. Szybko ma się przekonać, jak bardzo się myliła i jak bardzo nic nie jest tu oczywiste. Nowa nauczycielka nie jest jednak wiodącą bohaterką serialu, a jedną z wielu postaci, z którymi zaznajamia nas serial. Ludzie w Utmark to prawdziwie nietuzinkowe jednostki – każdy z nich ma swoje dziwactwa, tajemnice lub słabości, wielu skrywa niesłychane sekrety. Każdy ma jakieś swoje demony, a niektórzy nawet dosłownie… Jednym z głównych bohaterów jest Bilzi – rdzenny mieszkaniec krainy Samów, dla którego najważniejsze są „nóż, namiot, kobieta i stado”. Władczy Sam jako rdzenny mieszkaniec rości sobie prawo do wszystkiego, co zawędrowało na tę ziemię – także do cudzej kobiety. Co trochę musi się jednak wstydzić nieprzystającego do jego wzoru męskości brata bękarta. W serialu spotkamy też Finna, dobrodusznego pasterza owiec i alkoholika, a także alfonsa, który kupuje albańskie prostytutki, lecz w głębi duszy jest dobry i tęskni za zmarłą żoną, skorumpowanego posterunkowego cierpiącego na chorobę Crohna, który pół życia spędza nie na respektowaniu prawa, lecz na wypróżnianiu i wmawianiu żonie demencji, czy nastolatka zakochanego w kobiecie-pastorze, która nienawidzi Boga. To jednak tylko wycinek z galerii postaci, których życie dalekie jest od ideału. Mieszkańcy Utmark są bowiem ludźmi, którzy mają w życiu pecha, ludźmi, którzy zawodzą, ludźmi rozczarowanymi, którzy pomimo przeciwności próbują jakoś sobie radzić w rzeczywistości niespełnionych marzeń. Obserwujemy, jak każdy z ich na swój sposób się stara i dąży do szczęścia. A wygra ten, kto odważy się zobaczyć prawdę o sobie i stanąć z nią oko w oko. W tej małej, świetnie wymyślonej przez scenarzystów społeczności wszyscy mieszkańcy są ze sobą jakoś połączeni, a łączące ich relacje są czasami bardzo, bardzo zaskakujące. Nie zawsze żyją oni w symbiozie czy harmonii, a kontakty panujące pomiędzy nimi często stanowią punkt wyjścia dla kuriozalnych, surrealistycznych wręcz komplikacji. W Witamy na odludziu, pomimo stosunkowo spokojnego tempa akcji, dzieje się naprawdę sporo, a widzom dane jest śledzić obyczajowe i kryminalne perypetie bohaterów. Przez to, jak bardzo interesujące są poczynania i losy tych postaci, serial i cały świat Utmark wciąga całkowicie i od tej ośmioodcinkowej produkcji trudno się oderwać. Twórcy zaskakują na każdym kroku – zrachowaniami bohaterów, które są jednak bardzo prawdziwe, i  zwrotami akcji – czasami szokującymi, lecz zawszy umotywowanymi i prawdopodobnymi w tym świecie. A jest to świat szalenie fascynujący, momentami klimatem przywodzący na myśl Miasteczko Twin Peaks. Świat, w którym śmierć nie jest ostateczna, w którym świat duchów i ludzi nie są sobie dalekie. To wreszcie rzeczywistość, w której przyroda, natura może mieć sprawczość. Przede wszystkim jest o jednak miejsce, w którym, jak proroczo zapowiedział jeden z bohaterów, natura dąży do równowagi… Ona zawsze upomni się o swoje. A co dokładnie kryje się pod pojęciem "natura" w przypadku każdego z bohaterów i samego Utmark, to rzecz szalenie intrygująca.
fot. materiały prasowe
+5 więcej
Witamy na odludziu jest serialem, który funduje emocjonalną sinusoidę, wprowadzając odbiorcę w stan depresyjny, by zaraz wyciągnąć go z niego za sprawą komediowego zagrania. Produkcja zaskakuje świetnym, czarnym humorem i tragikomicznymi rozwiązaniami fabularnymi. To dzieło momentami niepoprawne, czasami jadące po bandzie, którego twórcy wykraczają poza schematy i robią to rewelacyjnie. Pomimo spokojnego tempa Witamy na odludziu ani na chwilę nie jest nudne, każdą sekunda w tym serialu jest wymierzona idealnie i każda ze scen trwa dokładnie tyle, ile powinna, byśmy mogli chłonąć atmosferę miejsca i poszczególne sceny. To produkcja świetnie wymyślona, w której przemyślano każdą scenę. Dodatkowo nie sposób nie docenić aktorów, który w pełni zrozumieli swoje zadanie, swoich bohaterów i swoje miejsce w tym świecie i sprawili, że wierzymy we wszystko, co robią. Stig Henrik Hoff, Tobias Santelmann, Nils Johnson, Marie Blokhus czy Marius Lien stworzyli świetne, wywołujące dużo emocji, kreacje. Niezwykle pozytywnym zaskoczeniem byli też odtwórcy ról najmłodszych bohaterów, którzy w produkcji grają postaci dziecięce dojrzalsze od samych dorosłych. Widać doskonały wybór kastingowy i świetną reżyserię. Rzadko się zdarza, żeby dzieci wypadły naprawdę doskonale – w przypadku Witamy na odludziu czujemy, że bez nich ten serial byłby niepełny. Witamy na odludziu to oryginalny, ośmioodcinkowy serial, którego świat wciąga bez reszty. Propozycja idealna dla osób, który mają dość szablonowych, podobnych do siebie, produkcji. Pozostaje mieć nadzieję, że nie było to jednorazowe spotkanie z mieszkańcami Utmark i furtka, którą zostawiono dla drugiego sezonu, zostanie wykorzystana.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj